Przed kilkoma dniami wybrałem się na przechadzkę po parku. Krążyłem po nim około godziny, starając się nie myśleć o ty, że muszę następnego dnia oddać pożyczone pieniądze mojemu bratu. Nie była to duża suma, ale podobną kwotę musiałem zwrócić mojemu przyjacielowi. Nie miałem zupełnie żadnego pomysłu, skąd mógłbym zdobyć potrzebne mi pieniądze. W zadumie podążałem do domu, kiedy spostrzegłem, że między źdźbłami trawy coś intensywnie błyszczało, odbijając promienie słońca. Schyliłem się i zobaczyłem, że była to dwuzłotówka . Ucieszyłem się niezmiernie z tego znaleziska, chuchnąłem na monetę i już raźniejszym krokiem powędrowałem przed siebie. Po drodze minąłem kolekturę totolotka. Pomyślałem wtedy, że skoro szczęście mi sprzyja, to czemu nie miałbym spróbować mu pomóc i powiększyć posiadaną sumę. Jak pomyślałem, tak zrobiłem : podałem pani w kolekturze sześć liczb : 3, 8, 13, 22, 27,41. Zabrałem kupon ze sobą i wieczorem zasiadłem podekscytowany przed telewizorem oczekując na losowanie. Byłem zniecierpliwiony i miętosiłem w rękach kupon z wybranymi przeze mnie liczbami. Oczyma wyobraźni patrzyłem na moją wygraną, myślałem o tym ,na co przeznaczę zdobyte pieniądze - najpierw zwrócenie długu, a potem prezenty dla rodziców mojego brata. Wreszcie zaczęło się losowanie. Patrzyłem w skupieniu na przemian, to na ekran, to na mój kupon : …13… 22…41…3…27…42. Hurrrra!!! - wykrzyknąłem głośno, trafiłem pięć cyfr spośród 6 wylosowanych. Z pokoju obok przybiegli rodzice, z niepokojem patrząc na mnie, kiedy podskakiwałem jak szalony, ze zwycięskim kuponem w ręku. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia.