Był pierwszy dzień obozu w Białce Tatrzańskiej. Rano całą grupą zeszliśmy na śniadanie. Seba ogłosił, że o 10 jest zbiórka i mamy się ubrać w wygodne rzeczy. Nikt nie spodziewał się, że będziemy wchodzić na Czarną Górę skąd rozlega się piękna panorama. Widać z niej całe Tatry, Gorce, Pieniny oraz Babią Górę.

Wszyscy punktualnie stawili się na zbiórkę, po odliczeniu ruszyliśmy za wychowawcą. Szliśmy wzdłuż drogi prowadzącej do Bukowiny Tatrzańskiej. Minęliśmy most i zaczęliśmy wchodzić pod górę.

Wędrówka była męcząca a słońce coraz bardziej ogrzewało nasze ramiona. Po godzinie zrobiliśmy krótką przerwę na kupienie zimnego napoju i ruszyliśmy dalej. Zostało nam już tylko niespełna trzy kilometry. Z uśmiechami na twarzy ruszyliśmy dalej, jedynie nasz kolega - Przemek, na ostatnich 500 metrach zaczął protestować, że nie zrobi już ani kroku więcej. Grupa zaczęła się śmiać.

Po dwóch godzinach byliśmy już na szczycie! I tak jak mówiła gaździna, widok zapierał dech w piersiach! Ze względu na to, że był to nasz pierwszy dzień na tym obozie, usiedliśmy wszyscy w kręgu i każdy miał za zadanie przedstawić się i powiedzieć, czym się interesuje. Na koniec, zrobiliśmy sobie grupowe zdjęcie na tle Tatr.

Zbliżała się godzina naszego obiadu, więc czym prędzej ruszyliśmy w stronę naszego góralskiego domu. Wracaliśmy inną drogą, ponieważ Seba stwierdził, że ta droga jest krótsza.

Pojawiła się przeszkoda - rzeka Białka. Aby przedostać się na drugi brzeg, musieliśmy przejść fragment rzeki. Rzeka była bardzo zimna, a prąd na tyle mocny, że Przemek się przewrócił i zamoczył ubrania.

Od Białki do naszego ośrodka był jeszcze kilometr. Szybkim krokiem podążyliśmy na Kaniówkę. Przebraliśmy się w suche rzeczy i zeszliśmy na obiad.

Skutkiem przeprawy przez rzekę, była gorączka kilku osób. Na szczęście kochana Pani pielęgniarka dała lekarstwa i następnego dnia wszyscy czuli się już dobrze.