Miliardy lat wstecz, gdy nikt jeszcze nie słyszał o człowieku, szkoła już istniała. Na Marsie w pobliżu Genowiańskich Wzgórz funkcjonował uniwersytet. Do tej znamienitej uczelni uczęszczały setki najmądrzejszych dwustuletnich czułkobitów. Były to stworzenia od stóp do końca czułków żółtej barwy, które poruszały się na dwóch nogach. Wysokością dochodziły czasem nawet do 3 metrów. Wszyscy byli bardzo do siebie podobni. Ale jak wiemy, wyjątki się zdarzają, do nich właśnie należał Frank. Nie dość, że był najniższy w całej szkole - 2,08 m, jego głowa była pozbawiona czułków, to jeszcze kolor jego skóry w niczym nie przypominał żółci, można raczej powiedzieć, że Frank był różowy.

Pewnego pięknego dnia, gdy ziemia na Marsie pod wpływem promieni słonecznych przybrała kolor rozżarzonego meteorytu, Frank z uśmiechem na ustach wędrował do szkoły, wydając przy tym człapiącymi stopami dość dziwne odgłosy. Był wesoły, ale miał świadomość, że jego radość umknie wraz z przekroczeniem progu uniwersytetu. I tak właśnie się stało.

    • Graba łysobicie! Gdzie zgubiłeś czułki?!

Szkoda mi go bardzo, bo to przecież nie jego wina, że one mu nie wyrosły... No cóż, przykro mi to mówić, ale to był dopiero początek.

    • Wiesz co?!- powiedział Boris z odczuwalnym triumfalnym tonem. - Przypominasz mi kaktus! Nie dość, że jesteś łysy, to jeszcze wszyscy mogą na ciebie patrzeć z góry! Gdzie ty byłeś, gdy czułkobici dostawali wzrost?! Idź stąd, bo już nie mogę patrzeć na tą twoją różową łysinę!

Kończąc swą "wypowiedź" Boris wybuchł śmiechem, co już całkowicie rozbroiło Franka. Z płaczem pobiegł tam, gdzie zawsze siedział samotnie, odłączając się od marsjańskiej rzeczywistości i zapominając na chwilę o swoim dziwnym wyglądzie. Sala nauczania "nowych cywilizacji", Frank wręcz kochał to miejsce. Patrząc na projekty absolwentów uniwersytetu, zapominał o wszystkim co go otaczało. Wkraczał w niezmierzony świat swojej fantazji, wyobrażał sobie niestworzone planety i ich mieszkańców. Frank bardzo lubił marzyć o tym, czego tak naprawdę nie było.

Chwilę zanurzenia się we własnych myślach przerwał mu profesor Dumalski.

    • Nad czym tak rozmyślasz, Frank?
    • O, pan profesor... A tak sobie siedzę...
    • Zauważyłem, że bardzo często odwiedzasz moją salę. Piękne są te modele, prawda?
    • O, tak...
    • Przez wiele lat zachowuję projekty absolwentów naszego uniwersytetu wierząc, że kiedyś uda mi się zrealizować, choć jeden plan nowej cywilizacji. Jak widzisz jest tutaj tak wiele modeli, ale większość z nich nie może znaleźć odzwierciedlenia w naszej galaktyce. Jedne są nazbyt skomplikowane, a drugie wręcz banalne... Wciąż czekam na idealny projekt... A może ty, Frank spróbowałbyś swoich sił? Hm...?
    • Musiałbym nad tym dobrze pomyśleć.
    • Wierzę w ciebie, Frank!

Mówiąc to profesor Dumalski z iskrą nadziei w oczach opuścił ukochane miejsce czułkobita.

Po tej rozmowie Frank przez długi okres czasu rozmyślał nad propozycją pana profesora. Gdy już zdecydował, że podejmie się tego nie lada prostego zadania, jego głowę zaczęły zaprzątać różne pomysły, ale w końcu zdecydował się na jeden.

Tego dnia, gdy Frank transportował swój projekt, a raczej projekty, gdyż było ich dwa; jeden z oddalenia, a drugi ze zbliżenia planety, którą on sam wymyślił, nikt nie był w stanie zepsuć mu humoru, nawet najbardziej obraźliwymi tekstami. Szedł odważnym krokiem w stronę sali "nowych cywilizacji". Tam czekał już na niego profesor Dumalski. Gdy tylko ujrzał modele poderwał się z miejsca, aby się dobrze przyjrzeć temu, co zobaczył.

Pierwszy projekt obrazujący stworzoną przez Franka planetę z oddalenia, przedstawiał kulę nieco spłaszczoną od góry i od dołu, a na owych spłaszczeniach znajdowały się białe plamy. Dookoła, na ścianach figury przestrzennej znajdowały się jak gdyby lądy, które pływały po niezmierzonych wodach.

    • Cudowne... Wyśmienicie dobrałeś kolory. Woda, bo domyślam się, że to woda... Ona także jest niebieska, ale te lądy... Piękne... A te wypukłości... Jak to zrobiłeś? Jestem pełen podziwu! A to co?

Gdy ujrzał drugi model, przedstawiający planetę ze zbliżenia, wpadł w jeszcze większy zachwyt. Na podłożu pokrytym zielonymi niteczkami roślin, obok czworonożnego, porośniętego brązową sierścią stworzenia stali... Frank i Samanta, która była najpiękniejszą czułkobitką w szkole. Na twarzy miniaturowego czułkobita widniał promienisty uśmiech.

    • Wspaniałe...
    • To jest Ziemia.- powiedział Frank wskazując na pierwszy projekt. - A my z Samantą jesteśmy ludźmi, obok nas stoi pies, to na podłożu to trawa, a za nami drzewo...
    • Cudowne...

Frank był z siebie dumny, gdyż udało mu się osiągnąć cel, jak widać...