"Ludzie, ludzie! Mój syn wrócił! Nieposłuszny, zaginiony, a jednak umiłowany...

Powrócił po wielu latach nieobecności. Jakże wielka to radość dla mego bolejącego serca..."

Dziś, po latach z dziwnym uśmiechem na twarzy wspominam tamte wydarzenia.

Błogi spokój wypełnia mą duszę, wraz ze świadomością popełnionych błędów i zdobytych dzięki nim doświadczeń. Tamtego dnia, gdy młodszy mój syn poprosił o swoją część majątku nie myślałem, że będzie to początek wielu lat smutku, które Bóg wynagrodził mi jednak nieoczekiwaną radością. Opowiem wam tę historię od początku. Miałem dwóch synów... Jakuba i Jana. Młodszy - Jakub był kochanym dzieckiem. Chłopakiem rozmarzonym pełnym niecodziennej wrażliwości. Jan natomiast to przeciwieństwo brata. Zawsze trzeźwo myślący odpowiedzialny, pracowity... rzec by się chciało "idealne dziecko". Jednak (może trochę niesprawiedliwie) większe uczucie żywiłem do Jakuba. Gdy ten poprosił o swoją część majątku nie mogłem mu tego zabronić. W końcu miał pełne prawo by niezależnie od czasu odebrać dobytek. Nie ukrywam, że zasmucił mnie ów fakt... przecież tu chodziło o mojego syna! Po paru dniach odszedł. Żyłem nadzieją... Myśl, że może kiedyś wróci pozwalała mi trwać przy życiu. Ufałem Bogu. Co dzień modliłem się o łaskę powrotu dla Jakuba. Kilka lat później, gdy płomyk nadziei w mym sercu powoli dogasał- nadszedł upragniony dzień. Siedziałem przed domem (jak co dzień w każdym wolnym momencie) wypatrując syna. Nagle zobaczyłem cień na pieskowej drodze. Postać była coraz wyraźniejsza. Po chwili rozpoznałem go. Nie dowierzałem własnym oczom... To nie mógł być on! Zgarbiony, wynędzniały mężczyzna w łachmanach prawie w niczym nie przypominał Jakuba. Tylko te jego oczy... Pełne miłości i skruchy... Zbliżył się do mnie i rzekł "Ojcze zgrzeszyłem przeciwko Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem." Bez słowa nagany przebaczyłem mu... Zrozumiałem, że nie byłbym w stanie gniewać się na niego. W przypływie nieokiełznanej radości i miłości do odnalezionego syna rozkazałem sługom przygotować przyjęcie powitalne. Po długiej zabawie... Kuba opowiedział nam jak toczyły się jego losy poza domem. Mówił o tym jak roztrwonił majątek, jak cierpiał głód. Przyznał się, że pasł świnie... Bóg wysłuchał moich modlitw. Pozwolił mu wrócić do domu.

Historia ta pozwoliła mi dostrzec wielkość Boga jako miłosiernego i wiernego Przyjaciela. A ten umiłowany dzięki bagażowi doświadczeń, z którym powrócił uczy innych miłości i pokory.