Gabriela Zapolska - to dramatopisarka Młodej Polski, która swoimi dziełami dowiodła, że jest bardzo dokładną i krytyczną obserwatorką społeczeństwa polskiego, głównie mieszczańskiego i jego obyczajowości. Jednym z najbardziej znanych i do dzisiaj żywym na deskach wielu teatrów utworem scenicznym Zapolskiej jest "Moralność pani Dulskiej". Dzieło to przedstawia wycinek z życia współczesnej jej rodziny mieszczańskiej, jakich pełno wówczas było w Polsce. Dulskich, bo tak się nazywali, prezentuje Zapolska w swojej "tragifarsie kołtuńskiej" z charakterystycznym dla niej poczuciem humoru, czasem jednak zaprawionym niezwykłą goryczą. Jedną z najciekawszych postaci dramatu jest przedstawiciel ówczesnej młodzieży - syn Dulskich - Zbyszko. Poznajemy go jako wesołka - hulakę, korzystającego z uciech życia, ale także zaangażowanego w życie umysłowe i kulturalne swojej epoki. Potrafi on krytycznie spojrzeć na rzeczywistość, a także na stosunki, które panują w jego domu. Jak dotychczas nie pozwolił się ugłaskać obłudzie i świętemu spokojowi, jak jego ojciec, nie jest uległy - jak Mela jedna z jego sióstr, ani też nie pociąga go płytkie życie mieszczucha, w które wchodzi Hesia, naśladująca ich matkę. Zbyszko chce żyć szczerze i walczyć z zakłamaniem.
Zbyszko stawiając opór matce i jej pseudo moralności dzieła bardzo szlachetnie, ale impulsywnie, jak się okaże nie będzie w stanie samotnie wytrwać w opozycji do fałszywego świata, z którego się wywodzi. Objawy jego buntu są zresztą bardzo dziecinne i naiwne - ograniczają się do warstwy czysto zewnętrznej - Zbyszko lekceważy starszych, nie dba o posadę, jak złośliwiec zastanawia się, co zrobić, żeby zdenerwować matkę, obwinia ja za cały układ stosunków w domu. "Być Dulskim - to katastrofa" - w taki sposób wyraża swoją negację, brzmi to nieco banalnie i właściwie poza słowami nic nie wnosi. Zbyszko właściwie korzysta z obłudy matki, przeciw której się buntuje. Siedzi do nocy w kawiarni, matka podsuwa mu służącą, żeby nie romansował poza domem i nie wywoływał skandalu, potrafi przehulać duże sumy pieniędzy, a matka i tak płaci długi. Tak naprawdę młody awanturnik liczy na matkę, która zatuszuje wszystkie grzeszki syna, bo jak ognia boi się skandalu. Nadchodzi jednak moment, w którym Zbyszko z pełna świadomością, goryczą i żalem stwierdza, że "(...) przyjdzie czas, gdy ja będę Felicjanem, będę odbierał czynsze, (...) będę rodził Dulskich, całe legiony Dulskich, będę miał srebrne wesele i porządny nagrobek z dala od samobójców", ale nie wywołuje to żadnych konkretnych działań z jego strony. A winę zrzuca na jakiś fatalizm, tak jakby obłudę i niemoc wyjścia z tego środowiska otrzymał w genach i razem z krwią Dulskich, która płynie w jego żyłach: "Bom się urodził po kołtuńsku. (...) bo żebym skórę zdarł z siebie, mam tam pod spodem w duszy całą warstwę kołtunerii, której nic wyplenić nie zdoła." Być może tkwi w tym część prawdy - trudno zmienić się, jeśli w takim świecie się wyrosło, jeśli wszyscy hołdują takim wartościom, trudno jest być innym, trudno jest być sobą nawet we własnym domu, wśród najbliższych, którzy staja się wrogami. I choć bunt młodego człowieka był może początkowo szczery Zbyszko sam, bez żadnego oparcia nie da rady niczego zmienić. Nie ma właściwie wpływu nawet na własne życie, chyba że gotów byłby zostać wyrzutkiem społeczeństwa. Zbyszko ma żal do matki, do podobnych im ludzi, ale także do samego siebie. Wzbudza to jego wściekłość - świadomość własnej słabości, kołtuństwa. Jego własna porażka okazała się dla niego bardziej bolesna niż to, że skrzywdził dziewczynę, która mu zaufała i że jest to żywy i czujący człowiek.
Matka wygrywa i to zraniło jego dumę najdotkliwiej.
Zbyszkiem kierują szlachetne pobudki, ale okazują się one bardzo krótkotrwałe. Właściwie powiedzieć można, że jest to taki młodzieńczy "słomiany zapał". Zbyszko nie chce być kołtunem - typowym produktem swoich czasów. Ale na chęciach się kończy. Ślub z Hanką mógłby przerwać "okowy kołtuństwa", ale Zbyszko jest za słaby na ten krok. Pełen buty oświadcza: "Ach, jak ja się będę teraz łotrował" - przyjmując wygodną pozę przekornego syna.