Giżycko, 15. X. 1969r.

Do wszystkich osamotnionych, do zakochanych oraz porzuconych.

Była moją Miłością…

Nie są to tylko słowa pozbawione znaczenia, ale najszczersza prawda, płynąca prosto z głębi mojego serca. Serca, co ciągle krwawi, przykryte jedynie bólem oraz nie zrozumiałego dla innych cierpienia. Każdego ranka, przecierając z goryczą zapuchnięte od płaczu oczy, rozmyślam o sensie swojego dalszego istnienia i zadaję sobie pytanie, czy wszystko co dzieje się wokół mnie ma dla mnie choćby najmniejsze znaczenie…? Po tak wielu samotnych wieczorach, po wielu w osamotnieniu oglądanych, iskrzących się swoim żarem i magią zachodów słońca na horyzoncie, nie pragnąłem nic innego, jak tylko ponownego znalezienia się przy mej Najdroższej. Całym sercem i całą mą duszą pragnąłem znów poczuć dreszcz jej przeszywającego mnie lśniącego spojrzenia, który otrzymywałem od niej każdego ranka. Jej delikatnego oddechu na mojej skórze oraz dotyku rąk, kiedy pod błahym pretekstem, tuliła się w moje ramiona w poszukiwaniu schronienia, bezpieczeństwa, czułości i troski, którymi jedynie ja mogłem obdarzyć tą Najpiękniejszą z Istot. Aż to tej chwili jej obraz widnieje mi przed oczami, tak wyraźny, a równocześnie tak daleki i ulotny. Jej jedwabista skóra, co chwila pokrywająca się delikatnym rumieńcem, ponętne usta, a także aromatyczny, różany zapach jej perfum, mile podrażniający moje nozdrza, do dzisiaj wywołują u mnie drżenie. Początkowo nie miałem świadomości, jak wielkich przysporzyłem jej cierpień przez swą nieostrożność, jak wielką krzywdę jej wyrządziłem, ale właśnie ta wędrówka w celu odnalezienia nowej, jakże innej osoby, do której mógłbym zapałać najgorętszym uczuciem i zapomnieć… zmieniła mój żywot na zawsze. Aż to teraz pytam samego siebie, czy nie podążałem w nieznanym kierunku, aby być szczęśliwym? Odpowiedź może być tylko jedna - najbardziej oczywista. Ja nie umiem, nie umiem żyć w innym miejscu, z inną osobą. Sam już właściwie nie wiem - śmiać się czy płakać, ale jednego jestem pewien, nigdy już nie będę tym, kim byłem wcześniej. Uciekając wówczas zrozpaczony, nie miałem świadomości, iż pod błahym pretekstem nieszczęśliwego i bezwzajemnego uczucia, które w rzeczywistości było tylko okruchem na dnie mego serca, uciekałem od własnego przeznaczenia, od najszczerszych, rodzących się gdzieś w mym wnętrzu uczuć, którym zamykałem drogę do uzewnętrznienia się. Teraz już sobie uzmysłowiłem, iż usiłując je zdusić - uśmiercałem samego siebie - stopień po stopniu. W tej nieświadomej męczarni, przebijając się przez nieustającą mgłę moich myśli, coraz bardziej obarczałem się winą, zadając jednocześnie wszystkich wokół. Byłem tak bardzo głupi. Dotarło to do mnie dopiero teraz, a spowodowała to właśnie Ona… Ona otworzyła moje oczy i ukazała świat takim, jak widzi go tylko niewielu. To dzięki światłu, jakie mi pokazała, zrozumiałem, że największego szczęścia oraz spokoju mogę zaznać tylko u boku mej Najdroższej - Jedynej i Najcudowniejszej z istot ziemskich, przy mej Ukochanej, której czyny, niegdyś dla mnie niezrozumiałe, wynikały z miłości, gorącej miłości do mojej niewdzięcznej osoby. Bądźmy szczerzy, kim będę bez Niej? Pozostanę niespełniony, przepełniony pragnieniami, osamotniony…

Doskonale pamiętam chwilę, kiedy widzieliśmy się ostatni raz. Odziana w zwiewną, błękitną sukienkę, która tak cudownie podkreślała niezgłębioną barwę jej oczu. Pamiętam, jak ogromnie spodobała Jej się, wisząc w samym centrum sklepowej witryny i Jej wielkie szczęście, kiedy kupiłem ją dla Niej na urodziny. Podczas naszego rozstania, podniosła na mnie swoje śliczne, pełne żalu oczy, a po jej policzku ciekły jej łzy. Na twarzy dostrzegłem obraz rozczarowania i bezradności, zaś ja nie byłem w stanie wypowiedzieć choćby najmniejszego słowa wyjaśnienia. Nie drgnęła nawet na moment, natomiast ja, gubiąc się w tym jej spojrzeniu i w tej, wydawać by się mogło trwającej wiecznie chwili, nie chciałem niczego innego, oprócz jej dotknięcia i przytulenia, ponownego zaznania jej dłoni na moim policzku oraz dreszczu powoli przesuwającego się i ogarniającego każdy centymetr mojego ciała. Lecz najbardziej ze wszystkiego, chciałem ją przeprosić. Przeprosić za moje zwątpienie, za to, iż wtedy, kiedy byłem jej naprawdę potrzebny - zawiodłem ją.

Dzisiaj układam swoje ciało w mrocznej czeluści przybrudzonej już nieco pościeli. Opadam bez sił, tak jakby wciągały mnie odmęty morskich toni, a pozbawiony już możliwości trzeźwego myślenia rozum, zasypia i rozpływa się w ciemnościach zamkniętych powiek. Nie umiem żyć, nie mogę wybaczyć sobie tego wielkiego błędu, który popełniłem. Jeśli mógłbym zawrócić czas, albo jeśli mógłbym Jej jakoś pomóc… Jeśli nadal by żyła, wszystkie wydarzenia zmieniłyby swój bieg, byłoby inaczej. Była spełnieniem moich marzeń, wszystkim, czego tylko mógłbym pragnąć. Była moim natchnieniem, a ja dopuściłem do jej odejścia…

Była moją Miłością…

T. R.