Dziś nadszedł ten groźny w skutkach, z niepokojem i troską oczekiwany przez wszystkich, dzień. To dzisiaj miała się odbyć inspekcja dyrektora w naszej szkole w Owczarach. W szkole od dawna więc panował popłoch i poruszenie. Wszyscy obecni musieli się nauczyć chóralnej pieśni, która miała być odśpiewana na jego (wizytatora) cześć, a Piątek i Wójcik zostali dokładnie wyuczeni na pamięć wszystkich członków carskiej rodziny. Szkoła została dokładnie wysprzątana i wypucowana, nawet w najciemniejszych zakamarkach, tak jakby wizytator mógł zajrzeć i tam. Pan Wiechowski wczoraj do późna przygotowywał dzienniki i wykazy, by niczego nie brakowało i wszystko było jak należy. Sprowadzono najlepsze dostępne warszawskie piwo, przygotowano najrozmaitsze smakołyki i przysmaki. A wszystko to, by zachwycić groźnego inspektora i uśpić jego czujność. Niemal w panice biegano tam i z powrotem, gdy okazywało się, że coś jest jeszcze nie tak. Nerwowość i przestrach były niemal namacalne. Każdemu udzielał się niepokój, pośpiech i nieprzyjemne podniecenie. No prawie każdemu, gdyż ja zupełnie nie mogłem zrozumieć, dlaczego wszyscy wokół są tak bardzo przestraszeni i zdenerwowani. Co więcej, niektórzy nie mogli zasnąć z przejęcia już na dzień przed inspekcją. Być może ten strach był uzasadniony, ale ja, który nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś takiego, patrzyłem na to wszystko ze zdziwieniem. Oczywiście nie wiedziałem, czego się spodziewać i ta niewiedza była stresująca. Według mnie wszystko było już zapięte na ostatni guzik, ale z twarzy pana Wiechowskiego nie schodził niepokój.

Dyrektor wizytować miał najpierw szkołę w Dębicach, wiosce oddalonej od nas około trzech mil. W momencie, kiedy dotrze tam inspektor, miał przybiec stamtąd skrótem przez pola posłaniec, by uprzedzić nas, że inspektor się zbliża. Pozwoliłoby nam to zyskać około dwóch godzin na przygotowanie. Dlatego nauczyciel bez przerwy wyglądał przez okno, czy goniec już nie biegnie. W końcu do szkoły zaczęły schodzić się dzieci, a mnie polecono objąć punkt obserwacyjny przy oknie. Przejąłem się bardzo tą rolą i przysunąłem twarz do szyby, nie spuszczając pola z oka, a od usilnego wypatrywania oczy zachodziły mi łzami. Po jakimś czasie ujrzałem w oddali przesuwający się punkt. Musiał to być ów goniec. Teraz i ja poczułem podniecenie. Z niecierpliwością oczekiwałem na relację posłańca. Czy inspekcja w Dębicach wypadła pomyślnie, czy dyrektor jest pozytywnie nastawiony? Wkrótce goniec był już całkiem bliziutko. Z godnością poleciłem dziewczynie kuchennej zawiadomić Wiechowskiego. Ten od razu udał się do swojego mieszkania, by odświętnie się ubrać. Mnie i Józi polecił natomiast ukryć się w kuchni, skąd mogłem zaobserwować, jak pobożnie modli się przed jednym z religijnych wizerunków. Siedzieliśmy z Józią w kuchni już naprawdę długo, gdy ogólne poruszenie dało nam znać, że naczelnik nadjeżdża. Z ciekawości zdobyliśmy się na odwagę i opuściliśmy naszą skrytkę i przez szpary w drzwiach obserwowaliśmy, co się dzieje. Niestety niewiele mogliśmy dostrzec przez te szpary, jedynie tył sań i kawałek wielkiego futra, a jakie odziany był wizytator. Na jego widok czym prędzej ukryliśmy się głębiej. Wiechowski pouczył nas dokładnie, że naczelnik nie może nas zobaczyć. Dlatego siedzieliśmy cichutko, jak myszy pod miotłą i właściwie nie wiem, co było dalej. Zdaje się, że wszystko poszło dobrze. Było trochę problemów, gdy inspektor dowiadywał się od nauczyciela, czy dzieci mówią po polsku i oskarżał Wiechowskiego o propagandę. A potem było już po wszystkim. Wizytator nie spróbował przygotowanych smakołyków, więc nauczyciel zabrał się za stojące na stole piwo, a potem i za gorzałkę. Coraz bardziej upijał się, odreagowując to dzisiejsze, tak strasznie dla niego stresujące przeżycie. Nie wiedziałem, co robić, gdy w samej bieliźnie siedział przy stole i komuś strasznie wymyślał. W końcu przyszły kobiety i zapakowały go do łóżka. Ta pamiętna wizytacja, to najważniejsze wydarzenie, jakie miało miejsce podczas mojej bytności w Owczarach. Do dziś potrafię opisać je ze szczegółami i przypomnieć sobie to uczucie strachu i podniecenia, jakie przepełniało wszystkich od największego do najmniejszego.