"Syzyfowe prace" Stefana Żeromskiego są lektura szkolną, ale zdania na temat powieści są podzielone. Niektórzy spośród czytelników są przekonani, że książka jest nudna i "o niczym"; inni, że wręcz przeciwnie - ciekawa i z ważnym przesłaniem. Pojawia się także ciekawa opinia, że "Syzyfowe prace" są "radosnym hymnem życia na przekór wszystkiemu". Postanowiłam przeczytać powieść i przekonać się, która opinia jest słuszna. Po lekturze doszłam do wniosku, że książka zasługuje na nazwanie jej hymnem ku czci życia i postaram się to udowodnić i poprzeć argumentami.

Po pobieżnym przejrzeniu powieści może się zdawać, że nie ma w niej żadnej radosnej tematyki - w końcu nic tylko bieda, zabory, rusyfikacja i zsyłki. Przegrana i klęska, praca syzyfowa, bez końca i efektu. Tak naprawdę jednak jest to powieść o triumfie kilkorga młodych ludzi nad całym światem i zaborcą. W końcu działali pomimo wszelkich okoliczności i "na przekór wszystkiemu". Życie było wspaniałe, choć niełatwe.

Na początek należy powiedzieć, że główni bohaterowie, pomimo piętrzących się przeciwności, nie tracą nadziei. Ciągle marzą o porządnym i spokojnym życiu, nie tracą swoich korzeni i swojego poczucia polskości. Nadal mają ideały i dążą do nich. Spójrzmy na kilka zaczerpniętych z ich historii przykładów.

Najpierw należy przyjrzeć się życiu Marcina Borowicza. Ciągle spotykały go nieszczęścia. Pomimo tego, że w jego domu panowała trudna sytuacja materialna, rodzice zdołali posłać go do szkoły elementarnej, a po jej ukończeniu - do gimnazjum w Klerykowie.

Uczniom towarzyszyła w szkole wręcz niemożliwa do zniesienia atmosfera. Nie lubili szkoły i zawsze z tęsknotą myśleli o wakacjach. Czekali na nie z niecierpliwością. W czasie wolnym od nauki Marcin wyjeżdżał do rodzinnych Gawronek, gdzie spotykał się z matką oraz spędzał czas na polowaniach. To właśnie była jego radość.

Potężnym ciosem zadanym przez los chłopakowi była najpierw choroba, a następnie śmierć matki. Wydarzenie to było z pewnością niezwykle dla naszego bohatera bolesne. Pomimo tego młody Borowicz uświadomił sobie, że życie nadal trwa. Poznał Birutę, której towarzystwo pomogło mu otrząsnąć się ze smutku. Dzięki cierpieniu zbliżył się również do Boga i stał się bardziej religijny. W końcu udało mu się zdać maturę i znaleźć pracę korepetytora.

Kolejną ukochana osobą, którą los odebrał Marcinowi była zesłana na Syberię Biruta. W tej, kolejnej już sytuacji kryzysu, znalazł się znów ktoś, kto podał Marcinowi pomocną dłoń. Chodzi tu oczywiście o Andrzeja Radka. Od czasu tego właśnie wydarzenia bohaterowie stają się przyjaciółmi. Miłość do matki zastąpiła Marcinowi inna, po utracie tej - odnalazł przyjaźń - życie nie dało tak łatwo rady go złamać.

Można przejść teraz do kolejnego bohatera - Andrzeja Radka. Wiemy o nim mniej, niż o Marcinie, ale z pewnością jestem gotowa stwierdzić, że on także "na przekór wszystkiemu" odniósł swego rodzaju sukces.

Andrzeja przyjęto do prowincjonalnego gimnazjum po wydaleniu ze szkoły w Warszawie. Bardzo chętnie pracował i zdobywał wiedzę, ale "niestety" był też źle tolerowanym przez nauczycieli polskim patriotą.

Pomimo usilnych starań rusyfikatorów, uczniowie nie poddawali się, nie licząc może krótkiego kryzysu Marcina, lecz pielęgnowali polski język, tradycje i literaturę. Mimo, że obowiązywał surowy zakaz takich zgromadzeń, często przychodzili na "górkę u Gontali" i czytywali po polsku dzieła literatury.

Podsumowując mogę z całą pewnością stwierdzić, że "Syzyfowe prace" są "radosnym hymnem życia, na przekór wszystkiemu". Bohaterowie pokonują trudności powodowane przez los i złych ludzi i żyją pełnią życia. Mają marzenia i dążą do ich spełnienia. Niektórzy zostają pobici, ale powstają, by walczyć nadal.