18 maj1468 r. p. n. e
Dzień zapowiadał się całkowicie zwyczajnie. Rano jak zwykle szybka kąpiel, śniadanie, karmienie zwierząt. Mam nadzieję, że spełniam oczekiwania ojca, bowiem przez całe życie starałem się wykonywać wszystkie powierzone przez niego dla mnie zadania. Tak mi go żal, bo od czasu jak rodzinny dom opuścił nasz młodszy brat, ojciec mógł liczyć tylko na mnie.
Kiedy wróciłem z pracy, z daleka usłyszałem głośną muzyką dobiegającą z naszej gospody. Nagle zamarłem i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na progu domu stał mój młodszy brat. Okazało się, że roztrwonił on wszystkie pieniądze i skruszony powrócił do domu. Byłem zły na ojca. Nie tylko nie skarcił on brata za naganne zachowanie, ale urządził na cześć jego powrotu huczną ucztę, karząc i mi cieszyć się z nawrócenia grzesznika na właściwą drogę. Nie, to karygodne! Za tyle lat poświęceń, wyrzeczeń. Byłem na każde jego zawołanie, na uczta powinna odbyć się na moją cześć. Jakby na złość to do mnie ojciec miał pretensje, że nie potrafię cieszyć się z przemiany brata. Nie potrafię tego zrozumieć. Co za niesprawiedliwość mnie dzisiaj spotkała. Chyba jutro ja opuszczę ten dom, czuję, że nie ma tu dla mnie już miejsca.