Edyp był dobrym królem. Jego rządy nad Tebami cechowały wyrozumiałość i troska o dobro ich mieszkańców, dlatego też gdy miasto zaczęły trapić przeróżnego rodzaju nieszczęścia, poczynając od zarazy, a kończąc na katastrofach naturalnych, to bardzo się zasmucił. Niepokój Edypa, jeśli nie rozpacz, pogłębiło przybycie do niego ze skargą przedstawicieli ludu, którym przyszło mu władać. Ci ufając jego roztropności i dobroci chcieli go prosić, aby wspomógł mieszkańców miasta w tych nieszczęśliwych czasach. "jeśli nie tobie zaufać, to - komuż. Dzisiaj więc znowu błagamy cię: Pomóż! Zbawcą raz jeszcze okaż się krainy, co cię za dawne uwielbiła czyny; znowu do cichej przystani nas prowadź, jak niegdyś wiodłeś przy gwiazdach szczęśliwych". Ich błagania nie pozostały bez odzewu, mówi do nich: "wiem biedne dziatki! Nienowe o dzieje! Na równi z wami, lecz srożej boleję. Każdy z was płacze jedynie nad sobą. Ja - nad pospólną i własną żałobą", oraz "bardziej mnie nęka cierpienie ludu niż własna udręka".
Okazuje się, że przekleństwo ciążące nad rodziną Labdakidów, do której należał Edyp, nie straciło nic ze swej mocy. W miarę rozwoju akcji tragedii Edyp zaczyna się więc nam jawić jako człowiek, który będąc niemalże uosobieniem wszystkich cnót i zalet, jakie sobie możemy wyobrazić, jest jednocześnie skazany przez los na bycie tym, który przynosi nieszczęście swemu rodzinnemu miastu. I nic tu nie pomaga jego zaradność jako władcy oraz spryt i przebiegłość, które tak bardzo mu się przydały podczas konfrontacji ze Sfinksem, potworem nękającym Teby.
Edyp nie zdając sobie z tego sprawy sam, nieświadomie, przyczynia się do wypełnienia losu, który mu przeznaczono. Był on synem króla Lajosa oraz Jokasty. Poprzez kapłana wyroczni delfickiej bóg Apollon przekazał im przepowiednie, że ich syn zabije ojca i ożeni się z matką. Przerażeni Lajos i Jokasta postanawiają pozbyć się tak niebezpiecznej latorośli. Oddają go sługą, którzy przebiwszy mu pięty, pozostawiają na pustkowiu z dala od ojczyzny. Na jego szczęście odnajduje go jakiś pasterz, który udziela mu pierwszej pomocy, następnie zaś przynosi go na dwór króla Koryntu. Polybos i jego żona Merope postanawiają usynowić malca. Edyp wzrasta w nieświadomości, że nie są oni jego biologicznymi rodzicami, z jakiegoś powodu nikt nie uświadomił go w tym względzie. Pewnego razu dowiedziawszy się, jakie przekleństwo na nim ciąży, decyduje się opuścić Korynt, aby nie narażać "rodziców" na niebezpieczeństwo ze swej strony. Podczas swej wędrówki spotyka człowieka, w którym wchodzi w konflikt i zabija go. Nie wie, że właśnie splamił dłonie krwią ojca. Koniec końców trafia do Teb, które w owym czasie są nękane przez Sfinksa. Zabija potwora i w nagrodę otrzymuje rękę królowej, która niedawno owdowiała. Edyp żeni się z własną matką. Przepowiednia spełnia się co do joty.
Edyp dochodzi do wniosku, że przyczyną gniewu bogów, jaki spadł na Teby, jest zaniechanie poszukiwań zabójcy poprzedniego króla. Dlatego też ogłasza swemu ludowi, że należy owego odnaleźć i wywrzeć na nim zemstę. Ironia Sofoklesa i Greków w ogóle dochodzi do szczytu w tym oto fragmencie przemowy Edypa: "ja zaś przysięgam zgodnie z boga wolą pomścić zmarłego. Niechaj sprawcy czynu - wielu lub jeden - nędzną śmiercią zginą! Klnę także siebie! Jeśli za mą wiedzą w domu mym goszczą i za stołem siedzą, aby to samo mnie, co ich spotkało". W ten sposób nieszczęśni wydałam na siebie wyrok, będąc tego zupełnie nieświadomy. Warto tu zauważyć, że w tej mowie pojawiają się nowe akcenty, które pozwalają nam nieco dokładniej scharakteryzować jego charakter. Otóż, Edyp był człowiekiem mściwym.
Inne niezbyt przyjemne i sympatyczne cechy władcy Teb wyjdą podczas jego rozmowy z Terezjaszem, podczas której ten wyjawia Edypowi całą prawdę o nim. Reaguje on na to bardzo gwałtownie odpowiadając wzrostem agresji i atakiem na osobę rozmówcy: "a któż by nie dał się ponieść gniewowi, widząc, jak własnym pomiatasz ty krajem?". Nie brak mu także pychy i zadufania w sobie, które odnajdujemy w jego następujących słowach skierowanych do Terezjasza: "kto w nieprzebytej nocy, jak ty brodzi, ni mnie, ni komu innemu zaszkodzi" oraz "czyś wróżbę kiedy wygłosił prawdziwą? Kiedy u wrót tych gadające dziwo legło, zagadkę czyś rozwiązał? Powiedz! Zrobić to musiał przygodny wędrowiec! Lecz w kim się pomoc znalazła? W Edypie, który bez ptaków, o własnym dowcipie, dał dziwu rady".
Edyp się miota rzucając na wszystkich oskarżenia o zdradę w myśl zasady "im szybszy atak, tym szybsza obrona. Kto tu ubiegnie wroga, ten go pokona". Wydaje się, że w ten sposób próbował przemóc strach i trwogę, które ogarniały go na myśl o tym, co uczynił. Ostatnią próbą obrony przed przyjęciem przezeń zaistniałych faktów do wiadomości jest oskarżenie Kreona, brata Jokasty, o knucie spisku, który miałby go w perfidny sposób pozbawić korony. Na nic się zdają tłumaczenia oskarżonego, gdyż Edyp chwyta się tej myśli jak tonący brzytwy. Jednakże wraz z upływem czasu, gdy jego emocje nieco opadają, zdaje sobie sprawę, że nie ma wyjścia, że nie może zaprzeczać oczywistym faktom. Załamuje się. Wstyd nie pozwala mu spojrzeć ludziom w oczy. Chór śpiewa: "po raz ostatni spójrz na świat podniebny, ty, coś go splamił w sposób tak haniebny. W haniebnej rui pławiłeś się z żoną, haniebnym czynem dostąpiłeś tronu". Brzemię grzechu zaczyna go coraz bardziej uciskać - "o! bodajbym w dzieciństwie zmarł i krwią się bliskich nie zmazał! Nie byłbym ojca - o wino win! - zgładził, ni matki zapłodnił, a dziś jam łotr i łotrów syn".
Gdy o wszystkim dowiedziała się Jokasta, to popełniła samobójstwo, nie mogąc znieść myśli o tym, w jakim związku pozostawała długie lata. Edyp zobaczywszy co zrobiła jego matka i żona zarazem, a co dodatkowo obciążyło worek z poczuciem winy, jaki dźwigał na barkach, wydłubuje sobie nad jej trupem oczy i w stroju żebraczym opuszcza rodzinne miasto. Trzeba przyznać, że w swym postępowaniu był on niezwykle konsekwentny. Skoro przyrzekł, że zabójca Lajosa nie uniknie zasłużonej kary, to słowa dotrzymał.
Nie do końca jest jasne, jak wyglądało życie małżeńskie kazirodczej pary, gdyż Sofokles skąpi na ten temat wiadomości. Jednakże jak się zdaje na podstawie krótkich wypowiedzi dotyczących tej kwestii był Edyp czułym i kochającym mężem. Oto one: "czego zażąda, to uzyskać może", "złożę brzemienia część na twe ramiona. Bo któż w nieszczęściu jest bliższy niż żona?", "do ciebie zatem [Kreonie] z prośbą i nakazem zwracam się takim: tę w domu pochowaj, boś jej najbliższy".
Co zaś się tyczy jego stosunku do własnych dzieci - Antygony, Ismeny, Polinejkesa i Eteoklesa, to na ten temat wiemy znacznie więcej. Jest czułym i niezwykle opiekuńczym ojcem, który pamięta o swym potomstwie nawet w tak dramatycznej chwili swego życia, jaką było wyjawienie tego, kim on naprawdę jest. Świadczą o tym słowa skierowane przezeń do Kreona: "co do mych synów - nie obarczę żadną o nich cię troską. Chłopcy! Nie przepadną! Lecz o dzieweczki, zatroszcz się ty o nie!" oraz "ni dom sądzony wam, ni mąż, ni dziecię. Tułać się może wypadnie po świecie. Nie dopuść tego, szlachetny Kreonie, by po jałmużnę wyciągały dłonie! Lecz skoro ojciec ich skończył tak marnie, ty go im zastąp i ty je przygarnij! Nie znajdą nigdzie miłosiernej duszy, jeżeli ciebie ich bieda nie wzruszy". Dzieci nie okazują się być niewdzięczne. Antygona idzie na wygnie wraz ze swym ojcem, będąc mu podporą i oczami, aż do dnia jego śmierci.
Nie wiem czy można ocenić postać Edypa jednoznacznie, gdyż nie jestem pewien czy taka ocena jest możliwe względem człowieka, którego uczynki wydają się być zdeterminowane prawie w całości przez los. Czyż w takim razie odpowiada on choćby za jedną rzecz, którą uczynił? Wydaje mi się, że nie, bowiem o odpowiedzialności moralnej można mówić dopiero wtedy, gdy człowiek jest wolny i z własnej, nieprzymuszonej woli, popełnia takie, a nie inne, uczynki. Tutaj jednak wszystko wydaje się być ułożone z góry. Z drugiej jednak strony, czyż Edyp musiał zabijać owego podróżnego, którego spotkał na swej drodze? Nie. Nie musiał, ale uczynił to i wypełnił przepowiednię. Wydaje mi się zatem, że wszelkie wartościowanie jego postaci, za lub przeciw, będzie w tym przypadku narażone na słuszne zarzuty drugiej strony, która dobitnie pokaże, że ma całkiem ważkie argumenty na poparcie swej bądź pozytywnej, bądź negatywnej, oceny. Klasyczna kwadratura koła. I na tym niezbyt optymistycznym akcencie chciałbym zakończyć swe rozważania o królu Edypie. Ocena: