Pytanie o to, jak żyć zadaje sobie ludzkość od wieków, prawdopodobnie od momentu kiedy w głowie pierwszego człekokształtnego zaświtała świadomość własnego bytu. Oczywiście każdy chce być szczęśliwy i pragnie żyć tak, by to szczęście osiągnąć. I mimo, ze głowimy się nad tym od wieków, nikt nie udzielił zadowalającej odpowiedzi. Pewnie dlatego, ze zadowalającej odpowiedzi po prostu nie ma. Każda filozofia, a nawet każdy prywatny światopogląd jest próbą odkrycia tego doskonałego sposobu, a ich wielo i różnorodność jest najlepszym dowodem na to, ze nie istnieje jeden uniwersalny sposób na osiągnięcie szczęścia, że każdy musi poszukiwać go na własną rękę i na własną odpowiedzialność.
Szczęścia można szukać w różnych wartościach, systemy materialistyczne doszukują się go w dobrach doczesnych, w komforcie i posiadaniu. Szczęście w tym ujęciu to zaspokajanie zmysłów. Po przeciwnej stronie stoją kierunki mistyczne, które każą wyrzekać się wszystkiego co ziemskie, wszystkiego, co na ziemi przyjemne, by w ten sposób zasłużyć na szczęcie wieczne po śmierci. Zmysły są niezaspokojone, życie niewygodne, ale człowiek, który rzeczywiście jest przekonany o słuszności tej koncepcji, człowiek wierzący zaznaje błogiego spokoju ducha i ten spokój może być szczęściem.
Większość systemów stoi jednak gdzieś po środku, gdzieś miedzy szczęściem doczesnym a mistyczna wiarą w szczęście wieczne, która również ma dać człowiekowi spokój w życiu doczesnym. Jeśli przyjrzelibyśmy się stoicyzmowi, odkrylibyśmy w nim zarówno sferę ciał jak i sferę ducha. Stoicy bowiem postulowali czerpać z życia drobne radości, ale z umiarem i spokojem, tak, by nie czuć niepokoju, by nie bać się przyszłości, a więc osiągną także spokój ducha.
Wyrazicielem poglądów stoickich, a także bliskich im ideowo epikurejskich był rzymski liryk, Horacy. Horacy na podstawie tych systemów filozoficznych stworzył własna koncepcję szczęścia, która propagował w swej twórczości poetyckiej. Wiersz "Do Leukone" jest właśnie przykładem takiego utworu światopoglądowego. Horacy każe żyć chwilą, a więc przede wszystkim odsuwać od siebie lek o przyszłość, lek, który dręczy każdego człowieka i mąci mu chwile szczęścia. Dlatego epikurejczycy namawiali, by cieszyć się tym, co w danej chwili piękne i warte docenienia. Horacy przejął greckie wyobrażenie fatum, za stoikami głosił, ze losy ludzkie zapisane są w gwiazdach i nie ma siły, która mogłaby je wymazać. W tej sytuacji faktycznie nie warto przejmować się dniem jutrzejszym, skoro jego przebieg nie zależy od człowieka. W ujęciu Horacego, takie pojęcie mogło dawać szczęście, ale wydaje się, ze równie dobrze mogło prowadzić do rezygnacji a nawet rozpaczy, człowiek stawał się bowiem bezsilny, z góry skazany na swój los, który był mu nieznany ("Co ma być to będzie").
Horacy podaje jakąś receptę, wskazuje na potrzebę cieszenia się bieżąca chwila i odsuwanie od siebie egzystencjalnych lęków. Być może dla kogoś to właśnie jest szczęście. Dla kogoś innego zaś, i ja się tu podpisuję, taka egzystencja jest raczej marna, daje małe radości i każe unikać prawdziwych wzlotów szczęścia, a przede wszystkim strasznie ogranicza marzenia i dążenia człowieka, który i tak nie osiągnie tego, co nie jest mu pisane, a to, co mu pisane, spotka go i bez jego inicjatywy.