Napoleon Bonaparte jawił się dla Polaków jako ta osoba, która jako jedyna może na początku XIX wieku przynieść im uwolnienie się spod jarzma trzech państw zaborczych. Dlatego też zbrojnie stanęli po stronie Francji i nie wahali się przelewać za nią krwi. Byli najwierniejszymi sojusznikami Napoleona, zostali przy nim aż do ostatecznej jego klęski. Co z kolei sam Napoleon myślał o Polakach i sprawie polskiej? Oficjalnie głosił, że rzeczą haniebną było dopuszczenie do rozbiorów Rzeczpospolitej. Oficjalnie też mówił o odbudowie Królestwa Polskiego, a powołanie do życia Księstwa Warszawskiego było drogą do tego celu. Czy rzeczywiście był skłonny ten cel zrealizować? Czy mu się to opłacało? Aby odpowiedzieć sobie na te pytania należy prześledzić losy Polski i Polaków u boku władcy Francji. Poniżej opisałem niektóre tylko wydarzenia z czasów wojen napoleońskich, ale te opisane dobrze ukażą postawę i sytuację Polaków.

Rok 1799 nie był dla Napoleona pomyślny. Ciągle toczył wojnę z Austrią w Europie, a na domiar złego został zablokowany w Egipcie. Co prawda, inny francuski dowódca, André Masséna, odniósł zwycięstwo w bitwie pod Zurychem, ale nie przesądzało to o losach wojny. Rząd Francji, Dyrektoriat zdając sobie sprawę z ciężkiego położenia wojsk francuskich, szukał nowych rekrutów. Wtedy też rzucono pomysł utworzenia nowych oddziałów polskich. Co prawda, takie oddziały, Legiony Polskie, działały już od dwóch lat na terenie Włoch, ale ciągłe walki (m.in. przy zdobyciu Rzymu i Neapolu) przyniosły im duże straty. Dyrektoriat chciał stworzyć nowe polskie siły zbrojne, tym razem przeznaczone do walk na froncie niemieckim. Tak też dnia 8 września 1799 roku powstała Legia Naddunajska (nazwa trochę myląca, bo terenem jej działań z samego początku były okolice środkowego Renu). Dowódcą Legii został gen. Karol Kniaziewicz, a w jej szeregach znaleźli się Polacy - jeńcy austriaccy i rosyjscy, siłą wcielani do armii państw zaborczych. Legia miała działać w ramach armii Massény i podlegać francuskiemu dowództwu. Miejscem jej stworzenia był Phalsburg w Lotaryngii.

Początkowo tworzenie Legii szło dosyć wolno ze względu na trudności w zapewnieniu rekrutom żywności i zaopatrzenia. Tymczasem w Paryżu nastąpił przewrótw miejsce Dyrektoriatu władzę w państwie przejął Napoleon jako pierwszy konsul państwa. Zmieniło to położenie wojsk Polskich. Kniaziewicz znał osobiście Napoleona i dzięki tej znajomości mógł wreszcie zapewnić swoim żołnierzom to, co było im potrzebne. Wraz z tworzeniem i ekwipowaniem Legii Naddunajskiej trwała reorganizacja Legionów Polskich we Włoszech - obu tym działaniom swego poparcia udzielał Tadeusz Kościuszko. W wojsku Kniaziewicza szybko rozrastała się kadra oficerska, skupiająca ludzi inteligentnych i mających się bardzo przysłużyć w przyszłych walkach, przykładowo Stanisław Fiszer, Stanisław Gawroński, Michał Sokolnicki, żyd Berek Joselewicz i inni. Docelowo Legię Naddunajską miały tworzyć 4 bataliony piechoty, po 10 kompanii każdy. Specjalnie w celu szkolenia żołnierzy otworzono Szkołę Obywatela i Żołnierza. Na początku 1800 roku utworzono także oddziały artylerii i kawalerii włoskiej. Stan osobowy Legii wynosił 3200 żołnierzy piechoty, 700 kawalerzystów i 70 artylerzystów. Sama Legia znalazła się w Metzu, a następnie w Strassburgu.

Tam zaczęły się kłopoty. Pojawiły się trudności w zdobyciu zaopatrzenia, brakowało nie tylko żywności, ale także mundurów, nie wspominając już o pieniądzach na żołd. Istniała realna groźba, że w wyniku dezercji (nawet zbiorowych, do których o mało co nie doszło pod Kehl) oddział przestanie istnieć. Zapobiegała temu jak na razie zdecydowana postawa Kniaziewicza, który umiał zjednać sobie żołnierzy. Niepokój panował też wśród kadry oficerskiej. Groziło to buntem przeciwko dowódcy. Na szczęście dla Polaków kryzysowi zapobiegł ich zwierzchnik, gen. Moreau. Zmiany mogło przynieść włączenie wojsk do działań wojennych. Jak na razie aktywność armii nad Renem ograniczała się do patrolowania brzegów rzeki. Podczas jednej z takich akcji do niewoli pruskiej dostał się gen. Fiszer, którego pojmali zresztą polscy ułani służący w austriackiej armii.

Wraz ze zwycięstwami odnoszonymi przez Napoleona na Półwyspie Apenińskim, zmieniła się sytuacja na froncie nad Renem. Podjęto działania na szerszą skalę. Polscy żołnierze zaczęli uczestniczyć w regularnych potyczkach z Austriakami. Było tak pod Hattersheim, Höchst, pod Bergen, gdzie Polacy zdołali zdobyć austriacką artylerię (12 lipca 1800 r.). Polacy przyczynili się do zajęcia Frankfurtu nad Mennem - umożliwiła to przeprawa przez rzekę w rejonie Offenbach oddziałów dowodzonych przez Sokolnickiego oraz zwycięstwa odnoszone przez oddziały Godebskiego nad kawalerią przeciwnika. Działania wojskowe na tym obszarze skończyły się niedługo później - 15 lipca zawarto z Austriakami rozejm. Spowodowało to rozgoryczenie wśród polskich oficerów. Dowództwo francuskie nie zaakceptowało pomysłu Kniaziewicza na przerzucenie polskich sił do Kurlandii w celu wywołania tam powstania. W tym samym czasie gen. Dąbrowskiemu nie udało się przekonać Francuzów do planu ruszenia na Wiedeń, a stamtąd ataku Legionów Polskich w kierunku Galicji. Jak na razie Legię Naddunajską skierowano w rejon Dijon, gdzie miała być przegrupowana. Cały czas zostawała jednak częścią armii, która operowała na froncie, co umożliwiało szybkie włączenie Legii do walk w razie wygaśnięcia rozejmu. A ten wygasł w listopadzie 1800 roku.

Ten okres wojny miał przynieść sławę Polakom. Gen. Moreau uderzył na pozycje austriackie w Bawarii. 3 grudnia 1800 roku rozegrała się bitwa pod Hohenlinden, która miała przesądzić o losach wojny. W bitwie uczestniczyło ponad 3,5 tys. Polaków, umieszczonych na prawym skrzydle armii francuskiej, wraz z dywizją gen. Decaene. Zadaniem tych sił było oskrzydlenie wojsk przeciwnika. Piechota Legii przepuściła atak z flanki na żołnierzy austriackich. Tak udało rozbić się wojska austriackiego gen. Riescha. Po tym manewrze do akcji wkroczyła polska kawaleria, która zaatakowała tyły oddziałów austriackich. Szarża zakończyła się sukcesem, zajęto część taborów i artylerii wroga. Atak na tyły wprowadził popłoch pomiędzy Austriaków, co wpłynęło na ostateczne losy bitwy. Nie tylko cała Legia Naddunajska, okryła się sławą, ale także i pojedynczy jej żołnierze. Przykładowo, por. Kostanieckiemu udało się zdobyć część artylerii austriackiej (6 dział), Pawlikowski na spółkę z innym francuskim żołnierzem wzięli do niewoli 59 żołnierzy austriackich, w tym i dwóch oficerów, jeden z najmłodszych żołnierzy polskich - 13-letni Rodziewicz samym biciem w bęben skłonił austriacki batalion do wycofania się. Strzelec Trandowski w pościgu za wycofującymi się Austriakami uprowadził w niewolę księcia Lichtensteina. Podczas odwrotu Austriacy stracili magazyny (w Lambach), które zajęli także Polacy.

Po takiej wygranej przed oczami Polaków rysował się plan ruszenia teraz bezpośrednio ku ziemiom polskim. Niestety, okazało się, że złudne były ich nadzieje. Austriacy zaproponowali Francuzom rozejm, który oni przyjęli. Niedługo potem zaczęły się rokowania pokojowe (pokój w Luneville, 9 lutego 1801 r.). Sam Kniaziewicz udał się do Paryża z misją przekonania Napoleona do dalszych działań wojennych. Nic jednak nie osiągnął, co skłoniło go (i wielu innych polskich oficerów) do podania się do dymisji. Jego następcą na stanowisku dowódcy Legii Naddunajskiej został Władysław Jabłonowski. Legia została wysłana do Toskanii, gdzie miała wejść w skład wojska zależnego od Francji Królestwa Etrurii. Nie najlepszy los spotkał w tym samym czasie także Legiony Polskie we Włoszech. Zostały one podzielone na półbrygady, a część żołnierzy została wysłana do tłumienia buntów tubylców na Haiti. Ich losy na drugiej półkuli (większość zginęła w walkach lub od chorób tropikalnych) spowodowały, że Napoleon chcąc później skorzystać z polskiej siły zbrojnej, musiał się zobowiązać, że nie zostanie ona wykorzystana poza granicami Europy.

Inne wydarzenie militarne z epoki Napoleona, przynoszące sławę polskiemu orężu i dobrze ukazujące oddanie Polaków Napoleonowi, miało miejsce w okresie tłumienia powstania w Hiszpanii. Mowa tu o szarży pod Samosierrą (30 listopada 1808 r.). Samosierra była przełęczą otwierającą drogę ku Madrytowi. Zdobycie jej oznaczało równocześnie zdobycie stolicy Hiszpanii. Wiedziały o tym zarówno siły francuskie, jak i hiszpańskie, które zaciekle broniły samej przełęczy. Kolejne nieudane próby zajęcia tego rejonu skłoniły Napoleona do wysłania tam wojsk polskich. Pod jego rozkazami znajdował się 3. szwadron pułku polskich szwoleżerów gwardii dowodzony przez pułkownika Jana Hipolita Kozietulskiego. Żeby zdobyć Samosierrę trzeba było uporać się z czterema bateriami hiszpańskiej artylerii, skutecznie uniemożliwiającymi przeprowadzenie ataku na szerszą skalę. Polacy prawdopodobnie mieli zdobyć pierwszą artylerię, ale jak się później okazało, trochę się "zagalopowali". Atak szwoleżerów na pierwszą baterię powiódł się, mimo zmasowanego ognia hiszpańskich dział. To, co działo się później, było raczej efektem chaosu niż przemyślanego dowodzenia. Polscy żołnierze spontanicznie ruszyli ku drugiej baterii, która zaczęła ich ostrzeliwać. W międzyczasie ranny został Kozietulski. Zastąpił go porucznik Jan Dziewanowski, który stracił życie przed trzecią baterią. Dowództwo po nim przejął porucznik Piotr Krasiński. Straty wśród Polaków były tak duże, że ostatnia, najsilniejsza bateria hiszpańskiej artylerii była atakowana przez jedynie kilkunastu żywych jeszcze szwoleżerów. Gdyby nie kawaleria francuska i pozostałe jednostki szwoleżerów, które ruszyły za Polakami, cały szturm mógł się zakończyć niepowodzeniem, bo obrońcy szybko uporali się z atakującymi ich kilkunastoma żołnierzami. Bilans walk pod Samosierrą okazał się zaskakujący - oto 210 polskich kawalerzystów (na czwartą baterię atakowało już ich 450, ale mowa tu o siłach, które zadecydowały o losach starcia) pokonało doskonale umocnione oddziały hiszpańskie w liczbie 3 tys. milicjantów, a ponadto wywołało panikę wśród 9 tys. pozostałych hiszpańskich żołnierzy (dowodzonych przez don Benito San Juana), którzy mieli bronić Madrytu. Po tym wyczynie szwoleżerowie oczywiście z miejsca stali się sławni. W przyszłości byli uważani za najwierniejszych żołnierzy Napoleona. Osłaniali go podczas wycofywania się wojsk francuskich z Rosji, znaleźli się przy cesarzu podczas jego wygnania na wyspie Elbie. Liczne obrazy przedstawiające Napoleona z tamtego okresu zawierają akcent polski - charakterystyczną czworograniastą czapkę polskich kawalerzystów.

Do dziś trwają spory co do zasadności szarży pod Samosierrą, czy straty wśród Polaków w czymś przysłużyły się sprawie polskiej. Pojawiają się pytania co do samego rozkazu wydanego wówczas Polakom przez Naopleona - czy mieli oni zdobyć jedną baterię czy wszystkie. Wokół Samosierry narosło wiele mitów i legend. Przyczynili się do tego w dużym stopniu artyści tworzący obrazy, które przedstawiały sceny batalistyczne. Przykładowo na wielu obrazach Polacy są przedstawieni jako wojsko uzbrojone w lance, a w rzeczywistości żadnych lanc nie mieli. Podobnie, sam kształt wąwozu na podstawie samych obrazów może jawić się nam jako wąska ścieżka między dwiema pionowymi ścianami skalnymi. Prawdą jest, że wąwóz przedstawiał się o wiele inaczej. Wyolbrzymiano liczebność Hiszpanów i ich artylerii (jeżeli chodzi o armaty, to Hiszpanie mieli ich jedynie 16, co jednak zupełnie wystarczało by powstrzymywać armię Napoleona), toczono spory o liczebność Polaków. Wreszcie, zgodnie z powiedzeniem, że każde zwycięstwo ma wiele ojców, wiele osób, często mających niewiele wspólnego z szarżą Polaków przypisywało sobie zasługi i wygraną. Sam Napoleon jako głównodowodzącego wojskami polskimi przedstawił francuskiego generała, co w założeniu miało wpłynąć na morale armii, ale pozostawało w oczywistej sprzeczności z prawdą historyczną. Także i w polskich szeregach nie było do końca jasne komu przede wszystkim należałoby przypisać sukces. Tomasz Łubieński czy Philippe de Ségur, którzy zaatakowali czwartą baterię po tym, jak rozprawiła się ona z pierwszym rzutem Polaków przypisywali sobie miano zdobywców Samosierry. Podobnie zachowanie Wincentego Krasińskiego, dowódcy szwoleżerów wskazywałoby na to, że chciałby on sobie przypisać głównie sukces (na obrazie Horace'a Verneta zamówionym przez Krasińskiego, Polak jest centralną postacią). Fakt jednak pozostaje faktem. Bitwa w wąwozach Samosierry przyniosła chwałę polskim żołnierzom i niemałą fascynację pośród innych formacji wojskowych. Szkoda jedynie, że odrodzenie się państwa polskiego było kwestią polityki, a nie odwagi czy poświęcenia.

Sama wojna w Hiszpanii nie przypominała niczego, z czym dotychczas zetknął się Napoleon. Jego dotychczasowe wojny przebiegały według pewnego schematu: atak na państwo, potyczka w wielkiej bitwie, zajęcie stolicy i kapitulacja drugiej strony. Do tego była stworzona armia napoleońska. Zupełnie jednak nie mogła sobie poradzić z wojną partyzancką prowadzoną przez Hiszpanów. Pomimo zajęcia stolicy, Hiszpanie nadal stawiali zacięty opór, tym mocniejszy, że walczyli z najeźdźcą, który od wielu wieków jawił im się jako główny wróg ich państwa. Wiązali tym liczne siły francuskie. W pewnym momencie na Półwyspie Iberyjskim znalazło się aż 300 tys. żołnierzy, których zadaniem była walka z partyzantką i ochrona profrancuskich władz. Dodać do tego należy możliwość lądowania w Hiszpanii wojsk angielskich - rysuje nam się obraz frontu dosyć trudnego. Kto wie, czy zaangażowanie Napoleona w Hiszpanii nie wpłynęło na jego porażkę na rosyjskim froncie...

W Hiszpanii walczyły liczne oddziały polskie. Było to tym bardziej dla nich dotkliwe, że Hiszpanie w zasadzie walczyli o to samo, do czego zmierzali Polacy - o niepodległość kraju. Z jednej strony więc rozumieli walczących z nimi Hiszpanów, tym bardziej, że łączyła ich jeszcze wspólna religia katolicka. Z drugiej nienawidzili, bo przecież Hiszpanie gotowi byli ich zabijać. Polacy pozostawali jednak wierni Napoleonowi. Ich liczba wynosiła w pewnym okresie nawet 20 tys. Poza szwoleżerami na Półwyspie Iberyjskim znalazła się Legia Nadwiślańska w sile pułku ułanów i trzech pułków piechoty. Jej żołnierzami byli doświadczeni w bojach weterani z polskich oddziałów z terenu Włoch i Niemiec. Oprócz tego w walkach w Hiszpanii wzięły udział jednostki utworzone już na terenie Księstwa Warszawskiego (powstało ono w 1807 r.) - trzy pułki piechoty.

Legia Nadwiślańska została sformowana latem 1807 roku na Śląsku. W swoich szeregach skupiała głównie rekrutów z Wielkopolski, w większości chłopów. Co ciekawe, skupiała ona nie tylko Polaków, ale także Niemców z obszarów zaboru pruskiego. Po porażce króla pruskiego w wojnie z Napoleonem zapragnęli oni zostać obywatelami Księstwa Warszawskiego i wstąpili do polskiego wojska. Dowódcą Legii był gen. Józef Chłopicki. Z początku służyła w Westfalii, a następnie przeniesiono ją na tereny Hiszpanii. Pod względem podziału oddziałów, broni, mundurów żołnierze Legii Nadwiślańskiej prawie nie odróżniali się od wojsk francuskich.

Zarówno Legia, jak i inne oddziały polskie uczestniczyły w wielu potyczkach z Hiszpanami. Najważniejszą bitwą było dla nich oblężenie Saragossy. Jest to miasto na terenie Aragonii. Było ono oblegane już wcześniej przez Francuzów (lato 1808), z niewielkim jednak skutkiem. Ponowne oblężenie rozpoczęło się w grudniu 1808 roku, kiedy to pod jego murami znów pojawiły się wojska Napoleona, w tym i Polacy w liczbie kilku tysięcy. Samo oblężenie trwało 2 miesiące. Miasto było dobrze na nie przygotowane - zgromadzono duże ilości żywności i broni. Saragossa była miastem średniowiecznym, z dużą ilością wąskich uliczek i warownych kościołów. Pozwalało to na obronę miasta nawet gdyby wrogie wojsko weszło między jego zabudowania. Sami mieszkańcy ani myśleli o poddaniu się. Do obrony stanęli niemal wszyscy - starzy i młodzi, kryminaliści wypuszczeni z więzień, duchowni, razem 32 tys. osób, z których większość nie umiała dobrze władać jakąkolwiek bronią. Przeciwko nim stanęło wyszkolone i dobrze wyposażone wojsko Napoleona w sile 43 tys. żołnierzy. Mogłoby się zdawać, że przewaga Francuzów była znaczna, jednak już podczas walk okazało się, że tak nie jest. Obrońcy stawiali zaciekły opór, bronili do upadłego każdej uliczki i każdego domu.

W ostatecznym zwycięstwie dużą zasługę mieli Polacy, którzy popisali się niezwykłą odwagą. Ich straty były jednak bardzo duże. Samo miasto skapitulowało 21 lutego 1809 roku. Po stronie Hiszpanów zginęło ponad 50 tys. ludzi, nie tylko od działań wojennych, ale także z głodu i od epidemii tyfusu. Była to niemal połowa mieszkańców miasta. Ci z przywódców, którzy ocaleli, zostali rozstrzelani przez Francuzów, jednak główny przywódca Jose Palafox trafił do francuskiego więzienia na zamku Vincennes. Po stronie Francuzów straty wyniosły 4 tys. żołnierzy, w tym 1380 Polaków, niemal 1/3 Legii Nadwiślańskiej. Poza tym wśród Polaków było wielu rannych, którzy zmarli z odniesionych ran. Ostatecznie oblicza się, że oblężenie Saragossy kosztowało życie 2 tys. Polaków.

Tak duże straty zmusiły Francuzów do szukania wzmocnień. Znaleziono je w Księstwie Warszawskim. Nowo tworząca się armia Księstwa miała być wykorzystana nie tylko do obrony jej granic. Wybrano najlepsze pułki piechoty i artylerii i skierowano je do Hiszpanii. W składzie tych wojsk znaleźli się nie tylko rekruci z terenów Księstwa, ale także uciekinierzy i jeńcy z armii austriackiej, nie tylko Polacy, ale także Niemcy, Czesi , Węgrzy i Ślązacy. W grudniu 1809 roku wojska Księstwa były już pod Madrytem. Te siły polskie liczyły sobie niemal 7 tys. żołnierzy. Utworzono z nich Dywizję Księstwa Warszawskiego dowodzoną przez Francuza gen. Valence. Szybko jednak została podzielona na pułki i bataliony i przyłączona do innych oddziałów francuskich. I ci żołnierze polscy mieli się wsławić w walkach, m.in. pod Ocaną i Almonacid. Głównym ich zadaniem była walka z partyzantami hiszpańskimi. Jednak już niedługo mieli być użyci w walkach z Anglikami, którzy lądowali na wybrzeżach Hiszpanii.

Z ważniejszych takich potyczek trzeba wymienić obronę zamku, a raczej ruin Fuengirola nad Morzem Śródziemnym w październiku 1810 roku. Samo miasteczko Fuengirola leży na południe od Malagi. W tym rejonie wylądowały wojska brytyjskie, których zadaniem było zaatakowanie tyłów armii francuskiej, a tym samym powstrzymanie ofensywy Francuzów w Portugalii. Anglicy lądowali 15 października 1810 r. Cztery okręty liniowe i kilka kanonierek wysadziło wojska angielskie, które połączyły się z siłami hiszpańskich partyzantów. Razem utworzyli armię liczącą sobie 4 tys. żołnierzy. W tym samym czasie zamek Fuengirola był broniony przez 200 polskich żołnierzy, których po jakimś czasie wzmocniły inne polskie i francuskie oddziały - razem ok. 500 żołnierzy. Anglicy dysponowali silną artylerią, którą od razu mieli zamiar wykorzystać. Pod zamkiem okopali się i zaczęli ostrzeliwać Polaków. Ostrzał nie przyniósł zadowalających efektów. Nocą do zamku przedarły się dodatkowe polskie oddziały, co bardzo zaskoczyło drugą stronę. Wykorzystując element zaskoczenia, głównodowodzący Polaków, kapitan Franciszek Młokosiewicz przeprowadził atak na stanowiska brytyjskiej artylerii. Atak ten zakończył się całkowitym sukcesem. Dowódca Anglików znalazł się w niewoli. Stracił on 40 żołnierzy, zabitych przez Polaków, i następnych 70 - rannych oraz 180, którzy dostali się do niewoli. Po tym wydarzeniu Anglicy wycofali się, umknęli także wspierający ich Hiszpanie.

Polscy ułani wsławili się w bitwie z Anglikami pod Albuherą (16 maja 1811 r.). Ich dokonania sprawiły, że wśród Hiszpanów zaczęli nosić miano "piekielnych lansjerów" (hiszp. los infernos picadores). Sama Albuhera to wieś na zachodzie Hiszpanii. W jej okolicy spotkały się armie francuska i angielska. Francuzi dążyli do przerwania oblężenia wokół twierdzy Badajoz. Anglicy spodziewali się takiej akcji i czekali na Francuzów pod wioską Albuherą. Naprzeciwko siebie stanęła armia francuska dowodzona przez marszałka Soulta w sile 23 tys. żołnierzy i armia angielska pod dowództwem gen. Beresforda, licząca sobie 32 tys. żołnierzy i 48 dział. Polska jazda dokonała podczas tej bitwy czegoś, co nie udało się ani wcześniej, ani później wojskom Napoleona. Doprowadziła do rozbicia czworoboków angielskiej piechoty. Czworobok był dotychczas wojskową formacją nie do pokonania przez równe mu siły. To był też jedyny podczas wojen napoleońskich przypadek, w którym Brytyjczycy utracili w boju sztandary. To wszystko zasługa polskich ułanów. Z pewnością na wynik ataku Polaków duży wpływ, ale chyba nie decydujący, miał nieustannie padający deszcz, który uniemożliwiał Brytyjczykom użycie broni palnej z całą siłą jej rażenia. Wydawać by się mogło, że przy takim rozwoju wydarzeń Francuzi mieli zapewnione zwycięstwo. Tak jednak nie było, a na przeszkodzie stanęła im zmiana pogody. Deszcz ustał. Piechota angielska przeszła do kolejnego ataku, tym razem wykorzystując w pełni broń palną. Pod naporem ognia Brytyjczyków Francuzi, jak i Polacy zaczęli się wycofywać. Ostatecznie podczas tej potyczki Anglicy stracili 6 tys. żołnierzy (zabitych lub rannych), a Francuzi - 8 tys. Mimo, że na dobrą sprawę bitwa nie skończyła się porażką którejś ze stron, to zmusiła ona Francuzów do odstąpienia od planów przerwania oblężenia. Więc ze strategicznego punktu widzenia Anglicy byli górą.

Polskie oddziały sprawdzały się w walce z hiszpańskimi partyzantami, zwanymi gerylasami. Było to efektem dużej odwagi i zaciętości, ale także stosowanej taktyki i umiejętności sprawnego i szybkiego przemieszczania się oddziałów. Doświadczenie w walkach z Hiszpanami sprawiło, że Francuzi na dużą skalę wykorzystywali przeciwko nim oddziały lekkiej kawalerii. Wśród nich wyróżniały się pod względem osiągnięć pułki ułanów wchodzących w skład Legii Nadwiślańskiej. Jednak zetknięcie się z hiszpańskimi partyzantami to nie tylko sukcesy wojskowe. Dzięki nim Polacy poznawali coraz lepiej kraj i w jakiś sposób rozumieli nastawienie Hiszpanów. Wojna w Hiszpanii przyniosła Polakom owoce w postaci dużego doświadczenia militarnego i wiedzy o sposobach walki partyzanckiej. Ta wiedza była w jakimś stopniu wykorzystana podczas powstania listopadowego.

Wojna w Hiszpanii z pewnością jest czarną kartą w historii Francji, a chyba także Polakom nie powinien przynosić do końca chluby fakt, że w niej uczestniczyli. Obie strony nie przebierały w środkach by wywalczyć zwycięstwo. Hiszpańscy powstańcy używali podstępu, dla złapanych żołnierzy wroga byli bezwzględni. Polacy mogli liczyć na łagodniejsze traktowanie ze względu na wspólną religię i zbliżone losy obu narodów. Jednak nie oznaczało to, że Hiszpanie byli dla nich łaskawi. Toczyła się wojna, a litość nie jest cechą spotykaną w wojennych czasach. Sami Francuzi na szeroką skalę stosowali terror. Grabili i zrównywali z ziemią całe wioski. Mordowali ludność wiejską, która ukrywała powstańców. Ofiarami Francuzów padali hiszpańscy księża, którzy wspierali swoich rodaków. Pod względem zachowania i stosunku do miejscowej ludności Polacy nie różnili się zbytnio od Francuzów, oni też uczestniczyli w grabieżach i krwawym mszczeniu śmierci kolegów z oddziałów. Polscy żołnierze byli przede wszystkim członkami armii, której zadaniem było pokonanie wroga. Dylematy moralne z biegiem czasu i rozszerzaniem się wojny milkły i zastąpiło je trzeźwe patrzenie na sytuację. A sytuacja wyglądała tak, że cywil pozostawiony przy życiu może niedługo okazać się partyzantem i przynieść śmierć.

Można się zastanawiać czy takie zaangażowanie wojsk polskich, w takiej ilości na Półwyspie Iberyjskim nie spowoduje, że w samym Księstwie Warszawskim pozostaną jedynie nieliczne oddziały niezdolne do obrony jego granic. Żeby odpowiedzieć na takie pytanie, trzeba prześledzić jak przebiegała rekrutacja do armii Księstwa podczas jego krótkiego istnienia. Charakterystyczną rzeczą, że nowi rekruci nie płynęli jakimś stałym strumieniem do armii. Raczej można wyróżnić tu parę wielkich "fal" rekrutów. Lata 1806 - 1807 to pierwsza taka fala. Tej fali jak raz można było się spodziewać. W 1807 roku na mocy pokoju w Tylży utworzono co dopiero Księstwo Warszawskie. Łatwo się domyślić, że Polacy walczący po stronie Napoleona w różnych jednostkach będą chcieli zasilić szeregi wojska całkowicie polskiego. Do armii Księstwa przybywali więc żołnierze z Legionów Polskich, Legii Naddunajskiej oraz innych, już całkowicie francuskich jednostek. Drugim źródłem, z którego pochodzili żołnierze z tego okresu były polskie ziemie - okres powstania Księstwa Warszawskiego to okres triumfu uczuć patriotycznych. Radość z uzyskanej suwerenności powodowała, że liczna młodzież zarówno z dworów szlacheckich, jak i z miast pragnęła służyć ojczyźnie. Wojsko im to umożliwiało. Wreszcie wojsko Księstwa zasilali żołnierze walczący dotychczas w armii pruskiej czy austriackiej. Polacy byli wcielani przymusowo do tych armii i duża ich część wyczekiwała tylko odpowiedniego momentu, by przejść na stronę dotychczasowego wroga.

Nowa fala wojska przypada na rok 1809 i okres walk z Austriakami. Ciężka sytuacja wojskowa Księstwa (duże jego siły walczyły wówczas w Hiszpanii) spowodowała, że z terenów Galicji, Wołynia i Podola zaczęły napływać setki ochotników. Ryzykowali przy tym życie podczas przedzierania się przez tereny nadgraniczne, zostawiali za sobą cały majątek i rodziny.

Trzecia fala ochotników przypadła na rok 1812 i okres przygotowań do wojny z Rosją. Perspektywa walk ze znienawidzonym wrogiem, a także obietnica Napoleona odtworzenia Królestwa Polskiego powodowały, że do armii licznie napływali nowi ochotnicy, wywodzący się głównie z drobnej szlachty. Wraz z wyzwoleniem ziem litewskich, na tych terenach zaczęły powstawać nowe polskie oddziały. Wreszcie ostatnia fala ochotników do armii przypada na przełom roku 1812 i 1813. Armia francuska wycofywała się już z Rosji, a za nią posuwały się oddziały cara. Księstwo było w niebezpieczeństwie i to spowodowało jeszcze jeden zryw. Stworzono wtedy oddziały liczące w sumie 20 tys. żołnierzy, które nie mogły jednak powstrzymać Rosjan przed zajęciem terenów Księstwa Warszawskiego.

Co było charakterystyczne dla armii Księstwa Warszawskiego i poniekąd zrozumiałe, to duży udział żołnierzy, którzy wcześniej walczyli w różnych innych armiach, w szczególności w armiach państw zaborczych. Co do samych Polaków to wydaje się to być jasne. Skoro pod przymusem zostali włączeni do armii wroga to w czasie, gdy nadarzyła się sposobność, opuszczali szeregi tej armii i zaciągali się do wojsk polskich. W czasie walk z Austrią (1809) liczebność polskich oddziałów powiększyła się o kilka tysięcy dezerterów z armii austriackiej. Na polską stronę przechodziły całe oddziały, kompanie, co miało miejsce przykładowo pod Sandomierzem. Polacy, którzy pozostali w wojsku austriackim (np. z tego powodu, że nie walczyli jak raz na ziemiach polskich) uczestniczyli w bitwach Austriaków z Francuzami pod Aspern i Wagram (1809). Obie bitwy wygrał Napoleon, a wielu żołnierzy polskich znalazło się we francuskiej niewoli. Z nich także tworzono polskie oddziały, już w ramach wojsk francuskich. W taki sposób powstała w dużej części Legia Nadwiślańska, którą zaraz posłano do walk w Hiszpanii. Co ciekawe, podczas kampanii rosyjskiej Napoleona liczba dezercji z armii rosyjskiej i przechodzenia na stronę polską była bardzo niewielka. A przecież wojska carskie to m.in. kilkadziesiąt tysięcy (głównie przymusowych) polskich rekrutów. Na początku istnienia Księstwa Warszawskiego duża liczba jego żołnierzy to obcokrajowcy - Niemcy, Rosjanie, którzy trafiali do niewoli Francuzów i przedstawiano im alternatywę: więzienie albo walka po stronie Księstwa. Żołnierze pozyskani w taki sposób nie odznaczali się szczególną walecznością, często dezerterowali, byli niekarni. Już w 1808 roku usunięto takich żołnierzy z oddziałów polskich.

Warto wspomnieć parę słów o samym wyglądzie oddziałów polskich. Kadrę oficerską w większości stanowili oficerowie jeszcze z czasów Rzeczpospolitej, wstępujący do wojska ochotniczo. Prezentowali oni duże doświadczenie nabyte podczas walk z Rosją czy u boku Napoleona, byli całkowicie oddani sprawie polskiej i gotowi do największych poświęceń. Dużo mniejsza ilość ochotników była wśród szeregowych, choć i tam się oni zdarzali. W większej jednak ilości szeregowymi żołnierzami zostawali chłopi, wcielani na zasadzie poboru do armii. Chłopi w wojsku pojawiali się całkowicie nieprzygotowani do prowadzenia walki, ale co ważniejsze - nie uświadomieni. Na dobrą sprawę nie wiedzieli o kogo mieliby się bić, z kim i gdzie, a nawet czym armia Księstwa miałaby się różnić od armii zaborców. Daleko było jeszcze do sytuacji, w której chłopstwo będzie traktowane jako równoprawnych obywateli państwa. Zmiana nastawienia chłopów stających się rekrutami była wielkim wyzwaniem dla kadry wojskowej odpowiedzialnej za szkolenie nowych żołnierzy. Trzeba przyznać, że podczas szkolenia zmieniało się nastawienie chłopów co do kwestii obrony ojczyzny. Chłopi byli uświadamiani co do ich pozycji w Księstwie Warszawskim (konstytucja Księstwa głosiła równość wszystkich ludzi i hasło zniesienia wszelkich podziałów stanowych). Poza tym niemałą rolę w przekonaniu chłopa do sprawy polskiej odgrywał płacony (dosyć nieregularnie, trzeba przyznać, ale zawsze...) żołd i możliwość zrobienia kariery wojskowej lub urzędniczej w zamian za zasługi na polu walki. Szkoła w tradycji legionów przyniosła wkrótce efekty - dezercje zdarzały się o wiele rzadziej niż na początku tworzenia armii. W walce żołnierze ze stanu chłopskiego odznaczali się wytrwałością, wiernością i ofiarnością.

Powyżej opisano jedynie kilka wydarzeń i faktów z udziałem Polaków z czasów wojen napoleońskich. Te przedstawione dobrze jednak opisują nastawienie polskich żołnierzy do Napoleona. Polacy widzieli w cesarzu Francji jedyną osobę, która może przynieść ojczyźnie niepodległość. W rzeczywistości, biorąc pod uwagę inne możliwości, rzeczywiście tak było. Dlatego też nie wahali się walczyć po jego stronie w wojnach, które trudno określić, jako wydarzenia zbliżające do wyzwolenia kraju. Jednak liczyli na to, że w końcu ich oddanie zostanie docenione, a za tym pójdą już realne posunięcia i Polska stanie się wolna. Niestety, Napoleon Bonaparte rzeczywiście doceniał waleczność oddziałów polskich, jedynych z wojsk sojuszniczych, które walczyły przy nim do końca. Jednak w polityce przede wszystkim kierował się interesami własnego kraju. Pozwoliłby na niepodległość Polski w przedrozbiorowych granicach tylko wtedy, gdyby przynosiło mu to wymierne polityczne korzyści, a przynajmniej nie przynosiło strat. Być może gdyby udało mu się pokonać Rosję, odbudowałby Królestwo Polskie. Być może...