Nekropolię zwaną Doliną Królów archeolodzy do dziś uznają za jedno z najbardziej niezwykłych i pełnych tajemnic miejsc na ziemi. To właśnie tutaj pochowano kilkudziesięciu faraonów, z których najstarsi pochodzili jeszcze z XVIII dynastii. Wieczny spoczynek znalazł tam między innymi Tutanchamon. Jego grobowiec odkrył w roku 1922 angielski archeolog Howard Carter. Zdaniem profesora Andrzeja Niwińskiego, egiptologa z UW, archeolodzy często odczuwają lęk przed ostatnim dniem prac. Obawa ta związana jest z faktem, że do większości ciekawych odkryć archeologicznych dochodzi zazwyczaj właśnie pod koniec wykopalisk. Wówczas ekipa archeologów staje przed poważnym problemem, ponieważ sprzęty są już spakowane, a cała załoga przygotowana jest już do wyprawy powrotnej. Tak było również w przypadku odkrycia Cartera.
Grobowiec faraona Tutanchamona odkryty został w czasie ostatniej próby, kiedy to George'owi Carnarvonowi, który był sponsorem wyprawy, skończyły się środki finansowe, natomiast pozostało jeszcze ostatnie niezbadane miejsce w Dolinie. Był nim teren znajdujący się pod barakami robotników egipskich, którzy budowali grobowce. Poszukiwań jednak nie zaprzestano, a to dzięki naciskom Cartera trwały. Był on gotów sponsorować dalsze badania (mimo, iż miał opinię skąpca)- tak bardzo zależało mu na kontynuowaniu badań, bowiem chciał być pewien, że wszystko dokładnie sprawdzić. Nie pomylił się. Oto fragment relacji Howarda Cartera: "Początkowo nie widziałem nic. Świeca migotała, lecz po chwili w jej blasku zacząłem dostrzegać niewyraźne zarysy przedmiotów. Z mroku zaczęły wyłaniać się figury ludzi i przedziwne postacie zwierząt. W blasku świecy wszędzie widać było złoto". Wieść o niezwykłym odkryciu błyskawicznie rozgłoszono po świecie. W miejscu wykopalisk tłumnie zaczęli pojawiać się ci, którzy marzyli o obejrzeniu owianego legendą skarbca. Pośród nich byli specjaliści, ale również inni zainteresowani, często protegowani wpływowych osób. "Wiele niegdyś licznie odwiedzanych miejsc świeciło pustkami, bowiem wszystkich przyciągał jak magnes grób Tutanchamona. Pielgrzymki wyruszały już wczesnym rankiem. Turyści potrafili spędzić cały dzień czytając, rozmawiając, robiąc na drutach, fotografując grób i siebie nawzajem" - tymi słowami Carter opisuje wspomnienia tamtych wydarzeń.
Wciąż rosnące tłumy ciekawskich zaczęły stawać się nie lada problemem. Przede wszystkim prowadzenie prac wykopaliskowych było znacznie utrudnione, ponadto obecność takiej liczby osób mogło stanowić zagrożenie dla bezcennych znalezisk. Utrapieniem okazali się również dziennikarze, domagający się coraz to nowszych informacji. Byli oni gotowi spędzać całe noce na terenie wykopalisk, tymczasem dla samych badaczy byli coraz większym ciężarem. Carter podjął wówczas decyzję, że tylko jedna gazeta będzie miała prawa do przekazywania informacji na ten temat - wybrał londyńską gazetę "Times" (Carter, a także Carnarvon byli właśnie Anglikami). Wówczas pozostali żurnaliści, wyprowadzeni z równowagi zaistniałą sytuacją, zaczęli nie tylko powielać informacje, które podawał "Times", ale też zaczęli wynajdywać niekoniecznie prawdziwe sensacje, którymi mogliby przyciągnąć czytelników. Nie stronili również od krytyki samego Cartera - badacz zasłynął swoją porywczością i impulsywnością.
To właśnie wtedy zrodziła się opowieść o klątwie, z którą możemy spotkać się po dziś dzień.
W 1923 roku, w kwietniu, zmarł sponsor poszukiwań grobowców faraonów - lord Carnarvon. Śmierć nastąpiła w wyniku zranienia brzytwą, co z kolei wywołało zakażenie. W owych czasach tego rodzaju komplikacje często prowadziły do śmiertelnych powikłań. Być może śmierć Carnavrona przeszłaby bez rozgłosu, lecz stało się inaczej, na co miał wpływ opublikowany kilka tygodni wcześniej w artykuł dziennikarki "New York Times" Marii Corelli. Autorka odwoływała się do francuskiego przekładu "Egipskiej historii piramid". Autorka twierdziła, że znajduje się tam przepowiednia, mówiąca o śmierci wszystkich tych, którzy będą w jakiś sposób zakłócać wieczny spoczynek egipskiego władcy.
Dziś wiadomo, że żyjący w owych czasach Egipcjanie nie posługiwali się tego typu klątwami. Pogróżki zastrzeżenia dotyczyły jedynie osób naruszających prawa własności, tych, którzy wdzierali się do grobowych komór, co było w Egipcie praktyką dość częstą. Najczęściej działo się tak w czasach osłabienia władzy centralnej - wówczas złodzieje wykorzystywali tę okazję do plądrowania grobów w nadziei na szybkie i łatwe zdobycie królewskich kosztowności. Co prawda ustawiano straże, których zadaniem było strzec spokoju zmarłych, lecz chciwi rabusie byli w stanie zmylić ich czujność. I choć takie postępki traktowane były jako zbrodnia, za którą śmiałka czekała kara śmierci, to jednak proceder włamywania się do królewskich krypt nie był rzadkością. Dlatego też już w czasach starożytnych większość nekropolii była splądrowana.
Ówczesne brukowce wykorzystały natychmiast fakt tajemniczej śmierci Carnarvona, po to, aby stworzyć opowieść o klątwie i zemście faraona Tutanchamona. Aby legenda stała się wiarygodna, konieczne były nowe świadectwa działania klątwy. Doszukiwano się więc związku pomiędzy śmiercią ludzi, którzy w jakikolwiek sposób byli powiązani z archeologicznymi ekspedycjami do Doliny Królów. Liczba zwolenników legendy o zemście Tutenchamona wzrosła, po wypowiedzi Arthura Conan Doyle'a, który, oprócz tego, że zasłynął jako twórca książkowego detektywa Holmesa, był jednocześnie autorytetem w kwestiach parapsychologii. Pisarz stwierdził na forum, iż "zbieżność faktów nie jest przypadkowa i lorda niewątpliwie dosięgła zemsta faraona".
Ludzie z całego świata śledzili losy badaczy, oczekując kolejnych ofiar. Jednak losy Cartera nie zaspokoiły żądnych sensacji obserwatorów - archeolog żył długo i szczęśliwie, a historię o klątwie uważał za zwykłą kaczkę dziennikarską. Uważał, że rozpowszechnianie tych kłamliwych historii jest niewybaczalne.
Tymczasem dziennikarze starali się wyciągnąć wszelkie możliwe "tajemnicze" wydarzenia, związane z odkryciem grobowca i śmiercią Carnarvona. Gazety rozpisywały się na temat faktu, że w chwili zgonu lorda w stolicy Egiptu na chwilę zabrakło prądu i Kair pogrążył się w ciemnościach. Zapomniano jednak, że tego typu awarie w tamtych czasach były "chlebem powszednim". Syn Carnarvona podał do wiadomości publicznej informację, że w dzień śmierci lorda w jego rezydencji w Anglii zdechł jego ulubiony terier. To utwierdziło publikę w przekonaniu, że fatum wisiało nawet nad zwierzątkami, jakby one również brały odpowiedzialność za feralne odkrycie. Za następną ofiarę uznano młodszego brata Carnarvona, ten bowiem zmarł sześć miesięcy później. Pomijano natomiast fakt, że ów brat nigdy nie odwiedził grobowca Tutanchamona...
Całą historię dziś można by uznać za "reality show", które śledził cały świat. Gdy umarł bliski przyjaciel Carnarvona, Gould, nie wspomniano, że od lat poważnie chorował. Co więcej, uznano iż działanie klątwy dosięgało śmiałków, którzy wybierali się do Doliny Królów. Przykłądem może być Archibald Douglas Reid, rentgenolog, który umarł w czasie jazdy na wykopaliska, gdyż miał tam prześwietlić zwłoki faraona. "Dreszcz grozy przenika Anglię" - komentowała całą sytuację prasa.
W roku 1928 świat obiegła wieść o śmierci Arthura Mace'a, który towarzyszył Carterowi w chwili otwarci komory grobowej. Prasowe doniesienia dotyczące jego zgonu podkreślały ingerencję klątwy w całe wydarzenie, natomiast nie informowały czytelników o fakcie, że badacz jeszcze nim rozpoczęto prace, narzekał na złe samopoczucie. Oliwy do ognia dolała szeroko komentowana historia egipskiego księcia, który również odwiedził grobowiec - niedługo potem został zamordowany przez własną żonę w pokoju londyńskiego hotelu Savoy. Za ofiarę zemsty faraona uznano także Arthura Weigalla, Inspektora Starożytności Egiptu. Był on uczestnikiem ekspedycji i zbić zarobić na niej fortunę. Napisał więc książkę mówiącą o niezwykłych historiach dotyczących odkrycia grobowca. Jedna z nich opowiadała o pojawieniu się dziwnego (żywego) kota na miejscu figurki z drewna, w której umieszczona była kocia mumia. Inna mówiła o sztuce teatralnej, którą Weigall z żoną zamierzali zaprezentować w Dolinie Królów. Podczas prób parę osób zaczęło narzekać na złe samopoczucie, stąd konieczne było odwołanie przedstawienia. Weigall przypomniał także własną przepowiednię, którą przyszło mu wypowiedzieć podczas otwierania grobowca. Powiedział wówczas, iż Camarvon nie będzie żył dłużej niż sześć tygodni, jeżeli nie podejdzie do sprawy grobowca bardziej poważnie.
Któregoś dnia w gazetach pojawiła się wiadomość o śmierci niejakiego Cartera z Ameryki. Uznano ten fakt za ostrzeżenie, które siły tajemne kierują w stronę brytyjskiego odkrywcy. Jednak Carter uważał, że klątwa nie stanowi dla niego zagrożenia. Twierdził, że "we wszystkich tych niedorzecznych plotkach nie ma ani krzty rozsądku". Z kolei sekretarz Cartera, Bethell w roku 1929, krótko przed własną śmiercią wyraził zdanie wręcz przeciwne. Wkrótce Londyn obiegła wieść o samobójczej śmierci jego ojca, lorda Westbury. Co więcej, karawan którym wieziono jego zwłoki, spowodował wypadek, w którym zginęło dziecko. Wzbudziło to nową falę spekulacji na temat działania klątwy.
Akcję przeciwdziałającą rozpowszechnianiu niezdrowych sensacji rozpoczął Winlock, archeolog z Ameryki. Sporządził on sprawozdanie, zgodnie z którym fakty powtarzane przez gazety mają niewiele wspólnego z prawdą. "Z 26 osób obecnych przy otwarciu grobowca sześć zmarło w ciągu 10 lat, co jest normalnym współczynnikiem dla osób, które wiosnę życia mają już za sobą. Otwarcie sarkofagu ze zmumifikowanymi zwłokami króla obserwowały 22 osoby, z których do 1934 roku zmarły zaledwie dwie. Z dziesięciu osób, które asystowały przy największym świętokradztwie, czyli przy odwinięciu mumii Tutanchamona, do 1934 roku klątwa nie dosięgnęła żadnej" - pisał Winlock w raporcie.
Również Niemiec Steindorff, egiptolog starał się wykazać, że doniesienia dziennikarzy są wyssane z palca. Według jego relacji Amerykanin Carter, o którego śmierci pisały gazety, nie był w najmniejszym stopniu spokrewniony z odkrywcą grobu Tutenchamona. Również śmierć lord Westbury oraz jego syna uznał za wydarzenia mylnie wiązane z domniemaną klątwą, gdyż obaj panowie nie byli w żaden sposób związani z badaniami w Dolinie Królów. Posłużył się wreszcie decydującym argumentem - owej feralnej przepowiedni nie opisuje żadna inskrypcja grobowa.
Poza lordem Carnarvonem, pozostali uczestnicy tego niezwykłego odkrycia żyli jeszcze długie lata. Carter odszedł w wieku lat 65. Córka Camarvona, lady Herbert, która była trzecią osobą odwiedzającą grobowiec, dożyła roku 1980. Sir Gardiner, badacz grobowych inskrypcji, zmarł w wieku 84 lat. Natomiast doktor Douglas Derry, mimo iż przeprowadził sekcję zwłok Tutanchamona zakończył swe życie w roku 1969 mając lat 87.