Odpowiedzi do zadań z podręczników w apce Skul

pobierz
Ryszard Kapuściński

Streszczenie szczegółowe

Tron

W pierwszej części reportażu o rządach etiopskiego cesarza Hajle Selasje Kapuściński opisuje dzień urzędowania monarchy. Opisuje, a właściwie zapisuje relacje dworskich urzędników zatrudnionych w pałacu, na ten temat. Funkcje niektórych są absurdalne, jak na przykład tego, którego zadaniem było wycieranie butów dygnitarzy zmoczonych przez cesarskiego pieska o imieniu Lulu.

Cesarz był otoczony sztabem ludzi. Służba sypialni zajmowała się nim od momentu przebudzenia - ludzie ci mieli okazję obserwować proces starzenia się i niedołężnienia Hajle Selasje. Cesarz spał krótko i budził się, kiedy na dworze było jeszcze ciemno. Dzwonił, a służba zapalała w pałacu światła na znak, że rozpoczął się nowy dzień.

Każdy dzień władca rozpoczynał od słuchania donosów - nie lekceważył żadnego z nich. Słuchał donosicieli spacerując po pałacowych ogrodach. Cesarz nie potrafił pisać i „nie miał zwyczaju czytania”, dlatego słuchanie tego, co mówią inni było dla niego bardzo ważne, na podstawie donosów kształtował swój obraz rzeczywistości. Najpierw słuchał relacji szefa wywiadu pałacowego, potem ministra przemysłu i handlu, a później nadzorcy rządowej policji politycznej. Każdy z nich żył w ciągłym zagrożeniu i napięciu, bo każdy był wrogiem pozostałych i nie wiedział, czy powiedział to, co cesarz chciał usłyszeć i czy powiedział więcej, czy mniej niż pozostali, i czy to wreszcie dobrze czy źle. A życie tych donosicieli zależało tylko od cesarza.

Kolejne kwadranse cesarz spędzał sam rozmyślając o kolejnych decyzjach władzy. O 10.00 cesarz przybywał do starego pałacu, który był rodzajem biura. O jego zajęciach opowiada urzędnik ministerstwa pióra. Cesarz pojawiał się zazwyczaj w jednym ze swoich 27 samochodów. To on sprowadził do Etiopii pierwsze samochody a także samolot. Przed pałacem tłum starał się wręczyć władcy swoje petycje - udawało się to nielicznym. Szczęśliwcy ci byli zwykle zadłużeni u kancelistów, którzy spisywali ich prośbę, bo naród etiopski to w przeważającej liczbie analfabeci. Na pałacowym dziedzińcu cesarza witali ludzie z jego otoczenia. Każdy miał nadzieję, że choć na chwilę właśnie na nim cesarz zatrzyma swój wzrok. Cesarz jako osoba niepiśmienna miał doskonałą pamięć wzrokową. Urzędnicy liczyli więc, że patrząc na nich cesarz zapisze ich w pamięci, potem ich sobie przypomni, spyta o ich nazwisko i tym sposobem otworzy się dla nich droga do nominacji i kariery dworskiej. Także cesarz tą drogą uzyskał tron.

Autor ujawnia nazwisko swojego głównego informatora o życiu cesarza - Teferry Gebrewolda, naczelnika ministerstwa informacji. To on opowiedział mu o Hejle Selasje i skontaktował go z innymi urzędnikami aparatu władzy.

Kolejną relację z dworu składa lokaj trzech drzwi z Sali audiencji, który otwierał drzwi przed cesarzem. Tam cesarz spędzał czas między 9.00 a 10.00 - była to godzina nominacji. Jedni byli podczas niej wywyższani, inni tracili stanowiska. Zadaniem lokaja było szybkie podsunięcie cesarzowi pod nogi poduszki, kiedy ten zasiadł już na tronie. Cesarz był niskiego wzrostu, więc, żeby jego stopy nie wisiały w powietrzu musiał mieć pod nimi odpowiednio dobraną poduszkę. W magazynie lokaj miał takich poduszek 52!

Cesarz nadawał nominacje, ale jako wybraniec Boga pozostawał poza wszelkimi stronnictwami i frakcjami. Zaś frakcji w pałacu było trzy: arystokraci, biurokraci i tzw. ludzie osobiści. Tę ostatnią powołał sam cesarz, aby na jego polecenie walczyła z arystokratami. Byli to ludzi pochodzący ze szlachetnych lecz zubożałych rodów, podźwignięci do pałacowego splendoru przez samego władcę i bezgranicznie mu oddani.

Cesarz decydował o każdej nominacji w państwie, on wybierał kierowników szkół, hoteli, ekonomów i najniższych rangą urzędników. Jedyną zasadą, którą cesarz się kierował przy wręczaniu nominacji, była zasada lojalności. Jeśli urzędnik sam przyznał się do błędu - pozostawał na stanowisku, jeśli cesarzowi doniósł o jego winie ktoś inny, urzędnik tracił posadę.

Inny urzędnik - woreczkowy skarbnika i spowiednika cesarza - opowiada, jak w święta państwowe wyruszał w orszaku cesarza do najbiedniejszych dzielnic Addis Abeby, by tu władca mógł okazać swe miłosierdzie i szczodrobliwość rozrzucając wśród biedoty miedziaki (urzędnik niósł worek z monetami). Zwykle kończyło się to brutalną interwencją policji, bo chętnych na najdrobniejszą kwotę było zbyt wielu.

Kolejna w rozkładzie dnia była godzina kasy - cesarz decydował o każdym nawet najdrobniejszym wydatku. Ale i jego finanse były ograniczone, więc np. kiedy opłacił zagranicznych inżynierów zatrudnionych przy budowie pałacu, nie wypłacił pensji Etiopczykom. A ci domagali się pieniędzy. Zresztą, jak mówi urzędnik, naród etiopski wciąż wykazywał pazerność i nieposkromioną chęć posiadania, wciąż proszono cesarza o buty, chleb, bydło, pieniądze na budowę drogi...

Cesarz bardzo lubił odwiedzać prowincję, a dla aparatu państwowego, również skarbu było to kłopotliwe, bo prowincję taką trzeba było najpierw przygotować, a to wymagało dużych nakładów finansowych. Dlatego cesarz nigdy nie zmieniał raz podjętej decyzji, gdzie pojedzie, bo mogłoby to narazić go na śmieszność. W każdej prowincji za to monarcha miał specjalnie dla siebie zbudowany pałac, zawsze gotowy na jego przyjęcie - co zarzucali mu burzyciele starego porządku. Ale przecież takie miejsca, jak twierdzi autor opowieści, były jak najbardziej potrzebne - wszak droga cesarza przez kraj mogła wypaść właśnie w takim miejscu. W dodatku władca zawsze kieruje się prawem nadrzędnych racji, ale tego nie pojmie prosty lud...

Pieniądz w kraju biednym to przepustka do innego lepszego świata. W Etiopii ludzie podziwiają ludzi bogatych, biegną ich oglądać. Cesarz zaś sprzyjał mnożeniu wielkich fortun ludzi z nim związanych, żądając w zamian absolutnej lojalności. Popierał korupcję i z upodobaniem obserwował walki między koteriami.

Kolejny rozmówca to urzędnik nazywany kukułką cesarza - ukłonami przypominał mu (jak zegar kukaniem kukułki) o upływie kolejnych godzin. Zwykle trudno było zakończyć godzinę kasy, bo żaden z urzędników nie chciał odejść z pustymi rękami. Następnie rozpoczynała się godzina ministrów, którzy kolejno zdawali cesarzowi relację ze swoich działań.

Urzędnik przedstawia cesarza jako wielkiego reformatora, który: zakazał obcinania rąk i nóg za drobne przewinienia, zakupił drukarnię i rozpoczął wydawanie pierwszej w kraju gazety, otworzył pierwszy bank, walczył z handlem niewolnikami, zniósł pracę przymusową, sprowadził pierwsze samochody. Jedynym nie najlepszym posunięciem cesarza było zdaniem urzędnika wysyłanie młodych ludzi na studia za granicę. Wracali oni pełni nowych, zgubnych dla kraju idei.

O 12.00 rozpoczynała się godzina wielkiego sądu - cesarz ubrany w czarną togę wydawał wyroki, co bardzo lubił. Stał na podwyższeniu, słuchał stron, a potem rozsądzał je, niczym król Salomon przed trzema tysiącami lat, od którego zresztą w linii prostej wywodził się Hajle Selasje.

Godzinę później cesarz udawał się do pałacu jubileuszowego na obiad.

Idzie, idzie...

W roku 1960 cesarz wybrał się z wizytą do Brazylii. W tym czasie jeden z jego zaufanych ludzi - minister przemysłu i handlu, a zarazem wytrawny donosiciel - Makonen - zaniepokoił się działalnością niejakiego Germame Neway'a, którego teczka w archiwum donosiciela zaczęła niebezpiecznie puchnąć. Człowiek ten pochodził z nobliwej etiopskiej rodziny, a dobrotliwy cesarz wysłał go na studia do Stanów Zjednoczonych. Wróciwszy stamtąd Germame zawiązał spisek przeciwko władcy, mający na celu usunięcie go z tronu. Na wieść o walkach, które miały miejsce na ulicach Addis Abeby i w pałacu, cesarz podjął decyzję o powrocie do kraju, ale nie spieszył się, aby przybyć, kiedy walki już ustaną.

Cesarz utrzymywał się w przekonaniu, że wierny mu lud potępia działania wywrotowców. Schwytanych skazano na śmierć, ciała poległych spiskowców wieszano na drzewach przed pałacem i bezczeszczono, a cesarzowi przejeżdżającemu przez miasto oddawano hołdy i dawano wyrazy uwielbienia.

Po przewrocie Hejle Selasje zrobił czystkę w pałacu. Na urzędy powołał całkowicie nowych ludzi, którzy stopniowo napływali do pałacu, zastępując stare kadry. Wywodzili się ze zubożałej arystokracji, mieszkającej w prowincjach, byli zupełnie nieznani w kręgach pałacowych, dlatego szybko stworzyli kolejną dworską koterię. Ich wielką zaletą było to, że nie znali przeszłości i nie uczestniczyli w żadnych spiskach. Rozmówca napomyka w tym miejscu o przeszłości samego cesarza, który słynął w Europie z tego, że odważnie przeciwstawił się Mussoliniemu, a w rzeczywistości wyjechał z kraju i spędził wojnę w Anglii. Co więcej, walczących z Włochami partyzantów stopniowo likwidował, aby stłumić swój kompleks wobec ludzi, którzy okazali się wartościowymi patriotami.

Wracając do sytuacji po roku 60, jak twierdzi urzędnik nic już nie było takie jak dawniej. Wprawdzie cesarz starał się zapomnieć o przewrocie i nie poruszał tego tematu, ale ferment w kraju pozostał. Czuło się, że „coś wisi w powietrzu”. Lata 60. upływały na świecie pod znakiem ogólnego i wszechstronnego rozwoju. Etiopczycy, zwłaszcza młodzi, także pragnęli zmian. W życie weszło nowe pokolenie ludzi - wykształconych za granicą, marzących o ojczyźnie, w której zlikwidowana byłaby bieda, analfabetyzm, która wyszłaby ze skrajnego zacofania i dołączyła do krajów rozwijających się. „Zuchwała zachcianka reformowania, jak nazywa to rozmówca Kapuścińskiego, najwyraźniej ujawniła się w kręgach studentów. Konflikt między uczelnią i pałacem trwał kilkanaście lat i zakończył się krwawymi starciami. Brał w nim udział syn urzędnika, czym przysporzył rodzicom wielu kłopotów i zmartwień. Okazało się, że cesarska samowola i twarde rządy dyktatorskie muszą ulec zmianie. Naród nie chciał dłużej znosić skrajnej nędzy. I choć cesarz nadal grał rolę dobrotliwego ojca poddanych, urządzał dla biedaków wystawne uczty, zachęcał do beztroskiej zabawy, coraz więcej w kraju było ludzi myślących, a tym, którzy widzieli „jak wszystko szarzeje, karleje, w błotku się tapla, w liszaj obłazi, ani do figlów było, ani do wesołości”. W 1968 r. w prowincji Godżam wybuchło powstanie chłopów przeciw władzy. Z braku środków finansowych cesarz obłożył poddanych nowymi podatkami (oczywiście za niego oficjalnie zrobił to któryś z ministrów). Tego już było za wiele. Wybuchł bunt.

W stolicy zaś protestowali studenci. W końcu grudnia 1969 r. w trakcie manifestacji zginął ich przywódca Tilahum Gizaw, jego pogrzeb stał się okazją do ujawnienia nastrojów niezadowolonych z władzy tłumów. Na ulice Addis Abeby wyjechały wozy pancerne, a Hajle Selasje zamknął na rok uczelnię.

Rozpad

Mimo zaszłych wydarzeń nikt w pałacu nie przeczuwał, że to naprawdę zbliża się koniec panowania cesarza. Tymczasem latem 1973 r. do pałacu przybył brytyjski dziennikarz Jonathan Dimbleby, który miał na swoim koncie kilka filmów gloryfikujących panowanie Hajle Selasje. Tym razem w swoim filmie ujawnił realia życia w pogrążonej w nędzy Etiopii, ukazał tysiące ludzi umierających z głodu, a tragiczne sceny przeplatał scenami z życia cesarza i dworu. Dziennikarz oszacował, że śmierć z głodu poniosło aż 200 tysięcy ludzi! W Europie wybuchł skandal, na dwór przybyli europejscy dziennikarze, do akcji wkroczyły organizacje humanitarne.

Początkowo cesarz zarządził, by dziennikarzy za wszelką cenę zatrzymać w stolicy i nie pozwolić im na podróże po kraju, z racji rzekomo grasujących w nim zbójców. Na konferencji prasowej minister informacji oświadczył, że głód w Etiopii jest sprawą naturalną, od tysięcy lat powodują go klęski suszy i nieurodzaju. Cesarz zaś nie miał w zwyczaju w czasie podróży po kraju zatrzymywać się w prowincjach dotkniętych głodem. Urzędnicy pałacowi też nie odwiedzali prowincji, w obawie o utratę stanowisk.

Ale na ulice wyszli studenci i to oni zebrali dla dziennikarzy materiały o sytuacji w miejscach dotkniętych głodem. Dostarczyli zdjęć i informacji. I już nie można było dłużej udawać, że głód w Etiopii nie jest problemem.

Cały pałac grzmiał natomiast oburzeniem na nielojalność europejskich rządów, które do tej pory chętnie przyjmowały cesarza, a teraz pozwoliły dziennikarzowi opublikować tak haniebne informacje. Do Etiopii natomiast zaczęły docierać transporty z żywnością dla mieszkańców rejonów dotkniętych głodem. Niestety okazało się, że żywność ginie po drodze - przejmują ją notable, którzy potem spekulują, a ludność nadal głoduje. Organizacje udzielające pomocy znowu zaczęły bić na alarm i nagłaśniać tę sprawę.

A w stolicy manifestowali studenci. To oni sprecyzowali sytuację w Etiopii: kraju tonącym w korupcji, gdzie panują zacofanie, ciemnota, analfabetyzm, i barbarzyństwo. I oni rozpoczęli walkę o poprawę sytuacji w kraju.

Tymczasem Hajle Selasje udał się z wizytą do Erytrei. Wręczył tam nominacje urzędnikom odpowiedzialnym za spekulacje żywnością, która miała dotrzeć do głodujących. Tymczasem propaganda głosiła, że żywność nie dociera do głodujących z powodu nieudolności działaczy humanitarnych. Ludność już jednak nie bardzo wierzyła w te informacje.

1974 r. był ostatnim rokiem panowania cesarza. Zbuntowało się przeciw niemu wojsko, narastała fala strajków. W tej sytuacji cesarz złagodził nieco kurs - odwołał najbardziej znienawidzonych urzędników, a na stanowisko premiera powołał Endelkaczewa - człowieka o opinii liberała. W tym czasie pogorszyło się zdrowie władcy.

W pałacu narastało przygnębienie, liczono się z najgorszym - utratą władzy przez Hajle Selasje. Urządzono jeszcze 82 urodziny cesarza (choć studenci twierdzili, że ma on 92 lata, ale zafałszował swój wiek). W czasie cesarskiego przemówienia nikt nie miał wątpliwości, że cesarz i jego czasy odchodzą w przeszłość.

W początkach sierpnia w pałacu zapanował wielki chaos, część urzędników została aresztowana przez żołnierzy, ale z kraju napływały nowe rzesze notabli liczących na cesarską opiekę. Mnożyły się rabunki. Ostatnie dni Hajle Selasje spędził w pałacu w towarzystwie wyłącznie jednego lokaja. Wstawał wcześnie, dużo czasu spędzał w pałacowej kaplicy. Żołnierzom, którzy poszukiwali w pałacu dolarów, uparcie mówił, że nic nie posiada i spokojnie patrzył, jak wydobywają pokłady banknotów spod dywanów, z książek. Wypierał się też, jakoby na kontach w Anglii i Szwajcarii miał zgromadzone pokaźne fundusze, mimo że takich informacji udzieliły ambasady tych krajów.

Ostatnie miesiące Hajle Selasje spędził w starym pałacu, w otoczeniu żołnierzy. Do końca wierzył, że jest nadal cesarzem Etiopii, choć został oficjalnie zdetronizowany, a nawet oświadczył, że jeśli rewolucja jest dobra dla ludu, on wierzy w rewolucję. Zmarł 28 sierpnia 1975 r. W prasie podano, że przyczyną śmierci była niewydolność krążenia.

Potrzebujesz pomocy?

Współczesność (Język polski)

Teksty dostarczyło Wydawnictwo GREG. © Copyright by Wydawnictwo GREG

autorzy opracowań: B. Wojnar, B. Włodarczyk, A. Sabak, D. Stopka, A. Szóstak, D. Pietrzyk, A. Popławska
redaktorzy: Agnieszka Nawrot, Anna Grzesik
korektorzy: Ludmiła Piątkowska, Paweł Habat

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu.

Polityka Cookies. Prywatność. Copyright: INTERIA.PL 1999-2023 Wszystkie prawa zastrzeżone.