Świat widziany okiem filozofa wydaje się mało kolorowy. Ludwig Wittgenstein pozostawia za sobą dwa dzieła, które zmieniają oblicze filozofii. Mam na myśli "Traktat logiczno - filozoficzny" oraz "Dociekania filozoficzne". Obie rozprawy pozostają względem siebie w ciekawej relacji: z jednej strony siebie znoszą, a z drugiej strony siebie uzupełniają. Powyższa konstatacja prowadzi do wniosku, że poglądy austriackiego filozofa ewoluowały o czym świadczy jego namysł nad kolorami, który przeszedł trzy fazy. Pierwsza faza znajduje swoje odzwierciedlenie w "Traktacie", natomiast trzecia zostaje wyartykułowana w "Dociekaniach". Oprócz niech należy zwrócić uwagę na stanowisko pośrednie zawarte w publikacji upamiętniającej jego wykłady w Cambridge ("Kilka uwag o formie logicznej") prowadzonych w latach trzydziestych (faza druga). Inspiracją dla referowanych tutaj poglądów jest problematyczność następującego zdania: "To jest zarazem czerwone i zielone". Jak należy je rozumieć?

Wittgenstein w komentarzu do szóstej tezy "Traktatu logiczno-filozoficznego" pisze, że powyższe zdanie jest sprzecznością. Pytaniem pozostaje, z jakiego rodzaju sprzecznością mamy do czynienia? W odpowiedzi spotykamy następujące zdanie: "Jest niemożliwe, by dwie barwy były jednocześnie w tym samym miejscu pola widzenia - i to niemożliwe logicznie. Wyklucza to bowiem logiczna struktura barw". Powstaje zatem pytanie, co stanowi o logicznej strukturze barw? W odpowiedzi słyszymy, że pojęcia kolorów nie należą do pojęć pierwotnych, ale do pojęć definiowalnych, a także twierdzenie, że zdania na temat kolorów nie mogą być uznane jako zdania elementarne. Na marginesie dodam, że zdania elementarne to te, które nie ulegają dalszemu rozwinięciu, stanowią coś w rodzaju logicznych atomów. Na przykład wypowiadając zdanie: "Idę po ulicy" mówię o bardzo skomplikowanej czynności, bo to oznacza, że moje stopy dotykając podłoża, przemieszczają się w określony sposób - dzięki grawitacji i tak dalej. Zdanie elementarne ma zadanie mówić o tych najprostszych składnikach rzeczywistości. Swoją dygresją uzupełnię stwierdzeniem, że austriackiemu filozofowi nigdy nie udało się podać przykładu zdania elementarnego. W związku z tym, należy uznać, że w "Traktat logiczno-filozoficzny" nie podaje odpowiedzi na powyższe zagadnienie.

Ramsey podnosi powyższą kontrowersję i sugeruje, że mówiąc o kolorach nie powinniśmy mówić o prawach logiki, ale o prawach przyrody. Opinia Wittgensteina na temat powyższej hipotezy znajduje się w "Uwagach o formie logicznej" i można ją uznać za odpowiedź wymijającą. Według niego powyższa trudność wynika z niedoskonałości notacji logicznej, co sugeruje, że odpowiednia notacja pozwoliłaby na wyeliminowanie tego typu wątpliwości. Jednak doskonała notacja nie istnieje i prawdopodobnie nigdy nie powstanie, dlatego też powyższy problem nie znajduje swojego rozwiązania. Do kłopotliwego zagadnienia Wittgenstein wraca w "Dociekaniach filozoficznych" oraz w "Uwagach o kolorach", gdzie formułuje bardziej konkretne i odpowiedzialne stanowisko, którym obecnie się zajmiemy. Uprzedzając fakty można powiedzieć, że ostatecznie według austriackiego filozofa używanie nazw kolorów polega na opanowaniu pewnych gier językowych. Zanim przejdziemy do opisania rozumowania, które prowadzi do następującego wniosku zauważmy, że omawiane zagadnienie rozgrywa się na trzech płaszczyznach. Wittgensteina interesują w tym wypadku następujące zagadnienia: po pierwsze, jaka jest natura pojęcia koloru? (czy mówimy tu o zagadnieniu logiczno-językowym, czy też przyrodoznawczym jak sugeruje Ramsey). Po drugie, jaka jest logika wyrażeń o kolorach, bo niezależnie od odpowiedzi na pytanie pierwsze wypowiadamy się w pewnym języku. Po trzecie, na czym polegają reguły gry językowej w jaką w tym wypadku gramy?

Warto tutaj sobie przypomnieć wittgensteinowską koncepcję gier językowych, którą filozof formułuje w "Dociekaniach filozoficznych" w których pisze: "Termin "gra językowa" ma tu podkreślać, że mówienie jest częścią pewnej działalności, pewnego sposobu życia." W powyższym stwierdzeniu da się zauważyć stwierdzenie, że nie zawsze używamy języka po to, by wyrazić jakąś myśl. Łatwo zaobserwować to w życiu codziennym, kiedy mówimy o wielu rzeczach bynajmniej nie tylko po to, aby poszerzyć i pogłębić swoją wiedzę o świecie. W związku z tym różne gry językowe, w których codziennie uczestniczymy nie podlegają jednej wspólnej zasadzie, której poznanie stanowiłoby o powołaniu filozofa. Różne gry językowe w których używamy niejednokrotnie tych samych pojęć, ale w różnych kontekstach wykazują między sobą pewnego rodzaju podobieństwo. Wittgenstein mówi tu o "więzach rodzinnych", które domagają się konkretnego rozpatrzenia, a nie formułowania abstrakcyjnych zasad. Jedna z gier językowych polega na pokazywaniu danej barwy, a co za tym idzie na rozważaniu mających na celu wyróżnienie poszczególnych kolorów oraz ich odcieni.

Wittgenstein analizuje fenomenologiczne próby określenia danych barw odwołując się do nauki Goethego. Przypominam, że niemiecki poeta odrzucając matematyczne metody Newtona twierdził, że światło białe nie składa się ze wszystkich kolorów. Odrzucenie naukowego szkiełka każe autorowi "Fausta" szukać prawdy na podstawie bezpośredniego doświadczenia, które poucza go, że poszczególne barwy dopełniają się wzajemnie. Tymczasem Wittgenstein uważa, że analiza fenomenologiczna barw jest jedynie zakamuflowaną analizą pojęć. W tym miejscu pozwolę sobie zacytować fragment wywodów Austriaka: "(...) Niech pojęcie koloru nasyconego będzie tego rodzaju, że kolor nasycony X nie może raz być jaśniejszy, raz ciemniejszy niż kolor nasycony Y; znaczy to, że nie ma sensu mówić, że raz jest jaśniejszy, innym razem ciemniejszy. Jest to określenie pojęciowe znowu należące do logiki". Wniosek okazuje się w tym wypadku zbieżny z ustaleniami zapisanymi w "Traktacie logiczno-filozoficznym" z tą różnicą, że pojęcie kolorów nabiera sensu jedynie poprzez praktykę, czyli uczestnictwo w specyficznej grze językowej. Oznacza to, że bezpośredni związek między językowym wyrażeniem barwy, a daną fizycznie powierzchnią na której odbija się wiązka światłą nie istnieje. Dlatego Wittgenstein krytycznie ocenia goethański projekt stworzenia fenomenologicznej nauki o barwach uznając ten ostatni za niemożliwą do zrealizowania mrzonkę. Na podstawie tego łatwo odpowiedzieć na pozostałe pytania. Okazuje się, że logika wypowiedzi o kolorach znajduje swoje uprawomocnienie w konkretnych grach językowych, których reguły ustalane są poprzez praktyczne użycie. Tak przedstawia się ostateczna opina Wittgensteina na tą sprawę, która wzbudza następujące zastrzeżenia.

Austriacki filozof zwraca uwagę na wypowiedź niemieckiego malarza Rungego jaką można znaleźć w pismach Goethego. Runge twierdzi, że wyobrażenie sobie na przykład żółtawego fioletu wzbudza podobne emocje, co próba uchwycenia południowo-zachodniego wiatru północnego. Według Wittgenstein niemiecki malarz myli dwie kategorie, bowiem przedstawienie żółtawego fioletu stanowi trudność naocznościową - wspomnianego koloru nie spotkamy nigdzie w świecie, ani nie możemy skonturować go w wyobraźni. W przypadku "południowo-zachodniego wiatru północnego" mamy do czynienia z innego rodzaju przeszkodą. Przedstawienie takiego wiatru nie tyle przekracza możliwości naoczności, ale jest najzwyczajniej w świecie sprzeczne pod względem logicznym i przekracza możliwości ludzkiego rozumienia. Dzieje się tak dlatego, iż denotacje nazw "północny" i "południowy" wykluczają się wzajemnie. Natomiast ekstensje nazw "fiolet" i "żółć" nie pozostają względem siebie w takiej relacji.

Drugie zastrzeżenie wskazuje na sprzeczność między traktowaniem kolorów jako pojęć a brakiem kryteriów umożliwiających zaliczenie danych spostrzeżeń do zakresu określonego pojęcia. Bowiem traktowanie kolorów jako pojęć wymusza standaryzację, która polegałaby na wyróżnieniu pewnych kolorów, których wariacje określałaby barwy pochodne. Łatwo skojarzyć wyróżnione kolory z barwami czystymi, których rola jest kwestionowana przez Wittgensteina w powszechnej percepcji kolorowych przedmiotów. Austriacki filozof z charakterystyczną dla siebie złośliwością zauważa, że: "Wątpię, czy uwagi Goethego na temat charakteru kolorów mogą być przydatne dla malarza. Ledwo co mogą się przydać dekoratorowi." A trzeba przyznać, że "gra w kolory" jaką uprawia dekorator nie należy do specjalnie wyrafinowanych.

Niekonsekwencja stanowiska Wittgensteina polega na tym, że wrażenia wynikające z percepcji barw nie ulegają definiującym je zabiegom o czym świadczą niezbyt udane teoretyczne klasyfikacje kolorów, a przecież austriacki postuluje, że mówienie o kolorach odwołuje się do żywiołu języka, a nie do fenomenologicznych wglądów dostępnych w bezpośrednim doświadczeniu. Lingwistyczna analiza wymaga przyjęcia przejrzystych pojęć bazowych (czyste barwy). Wiadomo jednak, że Wittgenstein uważa takie próby za niepotrzebne i niemożliwe, dlatego też jego poglądy przez odwołanie się do uzusu językowego nie znajdują punktu oparcia, ani w odrzucanej logicznej analizie, ani krytykowanej przez niego postawy fenomenologicznej.

Jednak koncepcja gry językowej nie okazuje się wolna od innych zastrzeżeń, takich jak: koncepcja gry językowej wydaje się grzeszyć skrajnym ubóstwem ponieważ sprowadza się do gry w pokazywanie. Wieloznaczne pojęcie gry nie uzasadnia tajemniczych stwierdzeń określających pracę malarza jako pewnego rodzaju grę. Takie stwierdzenia mówiąc brutalne niczego nie wnoszą i powodują wzruszenie ramion. Zresztą koncepcja gier językowych nie proponuje nam żadnych obiektywnych reguł, co owocuje dość jałowym stwierdzeniem, że o wszystkim decyduje konkretne użycie i jego skutek w relacjach pragmatycznych. Wreszcie nikt nie potrafi do końca wytłumaczyć na czym polega cel gry językowo. Bo nawet jeśli uznamy, że dążenie aktów komunikacji zamyka się w porozumieniu, to warto zapytać jakiej sprawy ono dotyczy. W gruncie rzeczy omawiana gra w pokazywaniu kolorów wskazują na inną grę, a to z kolei odnosi się do jeszcze innej gry, i tak dalej, co w rezultacie sprawia wrażenie regresu ad infinitum. Rozstrzygnięcie Wittgensteina dopuszcza interpretację ujmującą grę językową, której stawką jest rozszyfrowanie reguł gry. Przypomina to filmy w kryminalne, w którym seryjny morderca prowadzi za pomocą zabójstw grę, którą próbują rozszyfrować policjanci. Wówczas, stwierdzenie przyznające sobie kompetencję w danej grze zależą od kompetencji partnera (przeciwnika). Za tego ostatniego można uznać w końcu świat przyrody z którym gramy w grę o nazwie poznanie. Powyższe rozstrzygnięcie sugeruje Ramsey, z którym jak wiadomo Wittgenstein się nie zgadza.

Filozofia Wittgensteina niezależnie od etapu w którym się znajduje zajmuje się na problemie języka. "Dociekania filozoficzne" obnażające słabości "Traktatu logiczno-filozofcznego" często porównuje się z "Krytyką czystego rozumu" Kanta. Austriacki filozof podobnie jak myśliciel z Królewca zadali pytanie o warunki możliwości badanych przez siebie zjawisk. Kant koncentruje się na problemie nauki i roszczącej pretensje do tego miana metafizyki. Wittgenstein z kolei skupia się na języku oraz warunków możliwości jego oceny. Wyniki ich działalności w pewnym sensie są podobne, gdyż niszcząc zastaną przez siebie drogę refleksji otwierają nowy rozdział w dziejach myśli. Autor "Krytyki czystego rozumu" wyznaje, że niszcząc naukę znalazł miejsce dla wiary. U Wittgensteina pomimo sceptycznych wniosków można doszukać się podobnej postawy. Jego przemyślenia na temat kolorów pokazują jak jego ewoluujące koncepty wpływają na niecodzienny dla filozofii problem, jakim są ludzkie porozumienia i sprzeczki w ramach gry w pokazywanie kolorów.