Za przedmiot niniejszej rozprawki obrałem dialog Platona zatytułowany "Uczta". W opinii Władysława Witwickiego, tłumacza tego dzieła, zresztą jak niemalże wszystkich innych dialogów platońskich, opisana w niej
biesiada odbyła się w 415 p.n.e. Tłumacza przekonują o tym wypowiedzi Alkibiadesa w rozdziałach XXXV i XXXVI, który przywołuje w nich wspomnienia o bitwach pod Potidają i Delionem.
Natomiast wydarzenia opisane w "Fajdrosie" sytuuje Witwicki w roku 404 p.n.e.. Rodzi się zatem pytanie, czy tytułowy bohater tego dialogu, to ten sam Fajdros z Mirrynu,, który bierze udział w uczcie w domu Agatona. Wszakże jakby nie było od tego czasu upłynęło już jedenaście lat, a on wciąż przedstawiany jest jako młodzieniaszek. W rozdziale LII "Fajdrosa" jego tytułowy bohater zostaje posłany przez Sokratesa do Eryksimacha ( w "Uczcie" mówi się on nim jako o starcu), jak również do jego rodzica Akamenosa. Ponadto niemalże w tym samym miejscu Sokrates zapytuje: "A cóż, gdyby tak do Sofoklesa ktoś przyszedł albo do Eurypidesa." Czy zatem polecałby on iść Fajdrosowi do ludzi, którzy już dawno nie żyją?
W roku 415 p. n.e. Platon był ledwie dwunastoletni otrokiem, który mógł co najwyżej posługiwać przy tej biesiadzie. Komponując zatem ten dialog zastosował on pewien chwyt retoryczny, mianowicie wprowadził coś w rodzaju prologu, w którym to Apollodoros relacjonuje Glaukonowi przebieg uczty oraz to, co każdy z biesiadników powiedział na temat miłości.
Sama natomiast forma literacka, w którą Platon ubrał owe rozważania o miłości nastręcza sporo problemów jego komentatorom. Nie wiadomo bowiem wszakże, czy Sokrates przemawia tutaj we własnym imieniu, czy też w imieniu Platona, oraz czy przebieg biesiady, mowy, które jakoby podczas niej wygłoszono, to produkt li tylko imaginacji autora "Uczty", czy też stanowią one mniej lub bardziej wierne streszczenie prawdziwych przemów?
"Uczta" to dialog. Dlaczego taka, a nie inna forma literacka? "Światło prawdziwe a doskonałe jest tylko w tych mowach, którymi człowiek drugich naucza, a sam się od innych uczy o tym, co sprawiedliwe i piękne, i dobre." ("Fajdros" rozdział LXIII). Ale to nie wszystko. Wszakże Sokrates nie pozostawił po sobie żądnej spuścizny piśmienniczej, gdyż jego żywiołem była rozmowa, dialog prowadzony z innymi. Tylko zatem dzięki temu, że Platon i Ksenofont pisali o nim, wiemy, iż w ogóle istniał. Niezbyt więc zaskakująco brzmi w naszych uszach stwierdzenie Sokratesa, które pada z jego ust w LIX rozdziału "Fajdrosa", mianowicie iż poprzez słowo pisane "(...)uczniom swoim dasz tylko pozór mądrości (...) posiądą (...) wielkie oczytanie bez nauki (...)a po większej części nie będą umieli nic.".
Arystodemos nie został co prawdzie zaproszony na biesiadę do domu Agatona, ale skoro przyprowadził go ze sobą sam Sokrates, to gospodarz przyjął go z otwartymi ramionami, okazując przy tym wielka radość.
Platon rozsadza biesiadników przy stole w następującej kolejności: Fajdros, Pauzaniasz, Arystofanes, Eryksimachos, Agaton oraz Sokrates. Arystodemos zostaje natomiast usadowiony w pobliżu Eryschimacha. Oczywiście, biesiadników jest więcej, ale nie będą oni ogrywać w dialogu większej roli.
Wszyscy na początku przystali na to, iżby nie urządzać wielkiej libacji, gdyż zapowiada się interesująca rozmowa, a zbyt duże ilości alkoholu nie pomogą w jej prowadzeniu.
To Eryschimachos wybiera temat dysputy, przypominając przy tym słowa Fajdrosa, mianowicie iż "ani jeden poeta nigdy żadnej pochwały nie napisał (...) Erosowi, mimo, że to (...) stare i takie potężne bóstwo. I dalej podaję wniosek, żeby każdy z nas (...)powiedział coś na pochwałę Erosa (...) a niech Fajdros pierwszy zaczyna".
Fajdros rozpoczyna swą przemowę od uwagi, iż trudno cokolwiek powiedzieć o tym, skąd wziął się Eros, gdyż jest on najstarszym spośród bogów, który przysparza człowiekowi wiele dobra. "Jakie większe dobro zdobyć może człowiek (...) jeśli nie miłośnika dzielnego, albo oblubieńca. I kontynuując gdyby to można było stworzyć państwo (...) złożone z miłośników i oblubieńców, z pewnością nie znaleźliby lepszego pierwiastka porządku społecznego.". Piękny projekt, ale, jak się wydaje, cokolwiek utopijny. Ujęcie miłości jako uczucia, które wyzwala w człowieku najlepsze jego cechy, udowadnia na przykładzie Alkestisa oraz Achillesa. Eros jawi się zatem Fajdrosowi jako bóstwo najstarsze, a także najbardziej godne czci, a zarazem najsilniejsze.
Następnym, który przemawia, jest Pauzaniasz. Dodaje on coś nowego na temat natury Erosa, mianowicie wyróżnia niejako jego dobrą i zła stronę (dobry Eros oraz zły Eros). "Zły Eros najpierw kocha zarówno kobiety, jak i chłopców (...) jeżeli już kocha, to więcej ciała niż dusze (...) bo myśli tylko o uczynku, a piękno jest mu obojętne - to Eros wszeteczny." Natomiast jeśli chodzi o dobrego Erosa, to sferę swych zainteresowań ogranicza jedynie do mężczyzn, kobiety mając przy tym w głębokiej pogardzie.
W dalszej części swej przemowy Pauzaniasz potępia tych, którzy oddają się za pieniądze, bądź też w oczekując zaszczytów, czy też ułatwień na drodze kariery. Nie widzi natomiast nic w tym złego, gdy się ktoś oddaje komuś, aby w ten sposób stać się lepszym człowiekiem - "(...) taka dobrowolna niewola ani nie uwłacza nikomu, ani za podłe nie uchodzi pochlebstwo.".
Następny mówca, mianowicie Eryksimachos, lekarz z zawodu, nieco inaczej widzi zależność zachodząca pomiędzy wyższym i niższym Erosem. Można rzecz, iż tą kwestię sytuuje bliżej ciała. Człowiek i to, co go otacza, jest stanowione przez połączenie obydwu tych Erosów, które jest dobra, gdy harmonijne. Istotę życia stanowi tedy umiejętne ustanawianie i "pielęgnowanie" owej harmonii. "W przeciwnym razie wszelka bezbożność stąd się rodzi, że ktoś nie folguje dobremu Erosowi (...) tylko słucha tego drugiego".
Arystofanes, kolejny mówca, opowiada natomiast mit. Kiedyś ludzie byli swego rodzaju androgynami, czyli istotami, na które składało się niejako dwoje ludzi bądź kobieta i mężczyzna, bądź mężczyzna i mężczyzna, bądź kobieta i kobieta. Jako takowe połączenie ludzie stanowili poważne zagrożenie dla Bogów, zatem Dzeus postanowił ich rozdzielić. Od tego czasu rozdzielone połówki dążą do tego, aby się połączyć na nowo. "W tym by było zawarte szczęście człowieka (...) gdyby tylko każde z nas swego właściwego ulubieńca potrafiło znaleźć i powróciło do dawnego stanu.".
Agaton natomiast koncentruje się w swej przemowie na czymś inny niż jego przedmówcy. Mówi: "Poprzednicy moi chwalili nie boga, tylko ludzi nazywali szczęśliwymi za dobrodziejstwa które im bóg wyświadcza. Ale jaki jest sam ten wielki dobroczyńca - tego nam nikt nie powiedział.". Dla niego Eros jest najszczęśliwszym z bogów, gdyż najpiękniejszy, a najpiękniejszym jest dlatego, że najmłodszym. Jako taki jest on sprawiedliwy, nie brak mu również ani cnoty umiarkowania. To dzięki niemu ludzie odnajdują w sobie pociąg do piękna.
Wstaje Sokrates. Cóż on może jeszcze powiedzieć po tylu pięknych przemowach, wyczerpujących, jak się, zdaje temat? A jednak. "mój Agatonie (...) nie zgodziliśmy się już, że miłość odnosi się zawsze do tego czego jej brak, czego nie ma? (...) istotę, której piękna brak i ona go zgoła nie posiada, ty nazywasz piękną? (...) jeżeli Erosowi piękna brak, a co dobre to i piękne, to może jemu brak i dobra?" Cóż, dość szybko pożegnaliśmy się z wyobrażeniem Erosa jako najszczęśliwszego z bogów.
Gdzież zatem w opinii Sokratesa należy pomieścić Erosa? Udzielając odpowiedzi na to pytanie, Sokrates powołuje się na rozmowę, jaką miał podobno mieć z wieszczką Diotymą z Mantinei. Dla niej Eros "jest wielkim duchem (...) czymś pośrednim pomiędzy śmiertelnymi istotami i nieśmiertelnymi (...) tłumaczem pomiędzy bogami, a ludźmi."
Skąd się wziął? "To syn Dostatku i Biedy (...) daleko mu do delikatnych rysów i do piękności (...) niezgrabny jest i jak potyrcze wygląda (...) ale po ojcu goni za tym co piękne i dobre (...) do rozumu dąży (...) a filozofuje całe życie. Przeto musi być Eros miłośnikiem mądrości, filozofem, a filozofem będąc, pośrodku jest pomiędzy mądrością a głupotą."
"Przedmiotem miłości jest wieczne posiadanie dobra - utrzymuje Diotyma - i szczególnie wyróżnia tych co wolą zapładniać dusze, tacy, których dusze jeszcze bardziej są pełne nasienia, aniżeli ciała; nasienia, które się w duszy rodzić winno i w dusze ludzkie trafiać.".
"Dążyć należy do tej nauki na końcu, która już nie o innym pięknie mówi, ale człowiekowi daje owo piękno samo w sobie; tak, że człowiek dopiero przy końcu istotę piękna poznaje. To wtedy człowiek tworzy dzielność rzeczywistą (...) A skoro płodzi dzielność rzeczywistą i rozwija, kochankiem bogów się staje, i jeśli komu wolno marzyć o nieśmiertelności, to jemu wolno."
Cóż, dotarliśmy do sfery idei, miejsca, które zamieszkują nieśmiertelni bogowie. Nic ponad nie istnieje. Nadeszła zatem właściwa pora, aby na naszą ucztę zaprosić Alkibiadesa, nieco pijanego dodajmy. Sokrates charakteryzuje go w następujący sposób: "odkąd się w nim zakochałem, już mi nie wolno nigdy ani spojrzeć, ani pogadać z nikim ładnym. On i o mnie zazdrosny, i mnie zazdrości, wyprawia sceny, łaje.".
Alkibiades nie włącza się do dyskusji, gdyż jest zbyt pijany, aby sklecić jakąś w miarę sensowną mowę, jednakże wszystkie słowa, jakie wypowiada na temat Sokratesa, są przepełnione umiłowaniem, wszystkim tym, co w Erosie podniosłe i wspaniałe.
To, co już miano powiedzieć, zostało powiedziane, nic już więcej nie zostało do dodania. Czas kończyć. Na scenie dialogu - by tak powiedzieć - pojawia się grupa mocno pijanych osobników. "Wpadli (...) zaczęto pić bez żadnego porządku, pod przymusem i nad miarę. A rankiem następnego dnia poszedł Sokrates do Lykejonu, wykąpał się; potem cały dzień tak spędził; jak to zazwyczaj był czynił; a wieczorem poszedł do domu odpocząć.".