Józef Maria Bocheński przyszedł na świat w roku 1902, zmarł natomiast w 1995. Zakonnik (dominikanie), teolog, logik. Był studentem wydziału prawa Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, a także ekonomii na Uniwersytecie Poznańskim. Studiował również filozofię we Fryburgu (Szwajcaria) oraz teologię w Rzymie.

Gdy skończył dwadzieścia cztery lata, przekroczył progi seminarium duchownego. W niecały rok później wstąpił do zakonu dominikanów. Posiadał doktorat z filozofii oraz teologii, pracę habilitacyjną napisał zaś z logiki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Wiele znanych uczelni uhonorowało go również tytułem doktora honoris causa.

Uczestniczył ochotniczo we wojnie polsko - bolszewickiej. Służył w 8 Pułku Ułanów. We wrześniu 1939 roku ponowni ochotniczo zgłosił się do wojska. Otrzymał nominację na kapelana 180 Pułku Piechoty z grupy Polesie, którym dowodził generał F. Kleeberga. W bitwie pod Kockiem został wzięty do niewoli. Udało mu się zbiec i przedostać do Włoch, skąd koniec końców trafił do Anglii. Tutaj został kapelanem Wojska Polskiego. Uczestnik kampanii włoskiej orz bitwy pod Monte Cassino.

Po zakończeniu wojny zamieszkał w Szwajcarii. Jako wykładowca pracował na Uniwersytecie we Fryburgu. W roku 1964 został rektorem owej wszechnicy. Uprzednio, jeszcze w latach pięćdziesiątych, powołał do życia Instytut Europy Wschodniej, a także stworzył periodyk, w którym podejmowano problematykę związaną z szeroko rozumianą sowietologią.

Uchodzi za jednego z najznaczniejszych filozofów i logików naszych czasów. Szczególnie cenione są jego prace z zakresu badań nad filozofią i teologią średniowiecza, do których zastosował aparaturę nowoczesnej logiki formalnej. Jeśli zaś chodzi o ekonomię, to niezwykle ważkie są jego prace dotyczące aplikacji systemów we współczesnych firmach.

W języku polskim ukazały się następujące prace J.M. Bocheńskiego: Ku filozoficznemu myśleniu (1986), Sto zabobonów (1987), Marksizm-leninizm - nauka czy wiara (1987), Między logiką a wiarą (1988), O patriotyzmie (1989), Logika religii (1990), Współczesne metody myślenia (1992), Podręcznik mądrości tego świata (1992), Wspomnienia (1993), Sens życia (1993).

W pracy "Przeciw humanizmowi" Bocheński wypowiada swój pogląd na naturę człowieka, a dokładnie rzecz ujmując, definiuje precyzyjnie, czym jest człowiek. Podług naszego filozofa istota ludzka przez wieki i tysiąclecia była oraz wyżej wynoszona, aż stała się najdoskonalszym bytem w całym wszechświecie. Całe stulecia trwały samo - wychwalanie się człowieka, podnoszenie cnót i zalet, które jakoby miały usprawiedliwiać nasza dominacje nad innymi stworzeniami.

Ten pogląd będąc niemalże dogmatem przyczynił się do rozwoju, tzw. humanizmu, który autor "Historii logiki" jednoznacznie określa mianem "człowiekochwalstwa". Nic bez przyczyny, wszakże ów "prawie - dogmat" stanowi kamień węgielny wszelkiej myśli filozoficznej, wszelkich idei politycznych, a także - prawie we wszystkich wypadkach - religii. Nadto Bocheński dodaje, że jesteśmy we władzy dziwnego przekonania, iż jeżeli ktoś odżegnuje się od bycia humanistą, to z miejsca uznaje się go - w najlepszym razie - za dziw natury godny pokazywania w cyrku albo telewizji, za kogoś, kto nie może, a może nawet nie powinien być pełnoprawnym członkiem społeczeństwa.

Z tego też powodu Bocheński pragnie zaprezentować szerszej publiczności problemy, jakie wiążą się z samym pojęciem humanizmu, a także te wiążące się z jego uzasadnieniem. Pierwszym więc pytanie brzmi: "Czym właściwie jest humanizm?".

Oczywiście, pytanie to można rozważać od wielu różnych stron. Mianem humanizmu określa się zatem pewien typ wykształcenia, który to główny nacisk kładzie na znajomość języków starożytnych oraz literatury i filozofii tego okresu. Można się również spotkać z użyciem zwrotu postępowanie humanitarne na oznaczenie działań, które w naszym przekonaniu spełniają najwyższe wartości moralne. Bocheński jednakże rozumie pod terminem "humanizm" pogląd, podług którego człowiek stanowi coś niezwykle wartościowego, wzniosłego, stojącego ponad wszelkim stworzeniem. Obecnie zatem humanizm jest przekonaniem, głoszącym prymat człowieka we wszechświecie. Ów pogląd sprowadza się do następujących trzech tez:

1. Człowiek to byt najwyższy, tzn. lepszy od wszystkiego innego, który znajduje się we wszechświecie.

2. Owa wyższość człowieka nie zasadza się tylko na stosunkach ilościowych, ale przede wszystkim na stosunkach jakościowych, tzn. nie tylko posiadamy więcej inteligencji niż jakiekolwiek zwierzę, ale również jest ona czymś zasadniczo różnym od ich inteligencji.

3. Człowiek to byt inny niż wszystkie, jest istotą wyróżnioną, która co prawdy zamieszkuje ten świat, ale do niego nie przynależy.

Z tych też powodów humaniści przypisują człowiekowi własności swoistego sacrum.

Zastanawiając się nad tymi założeniami Bocheński stara się dociec, dlaczego powszechnie uznaje się je za prawdziwe oraz co nas doprowadza, jaki impuls, czy rozumowanie, do takowego poglądu?

Naszemu filozofowi wychodzi na to, iż humanizm obecnie propaguje się, nie wysilając się specjalnie, aby uzasadnić jego tezy. Czy zatem istnieją jakiekolwiek argumenty przemawiające za nim?

W ciągu tysięcy lat rozwoju kultury ludzkiej takowych argumentów wynaleziono sporo. Tak więc pragnąc uzasadnić sensowność humanizmu powoływano się już to na rozum, już to na kulturę, już to na zachowanie, już to na wspólne nam jakoby poczucie wspólnoty, itp., itd.. Miały one dowodzić, iż rzeczywiście człowiek jest bytem wyższym niż jakikolwiek inny we wszechświecie.

Bocheński jednakże rozprawia się niemiłosiernie z każdym tych twierdzeń, wykazując, że brak im lub to mocy uzasadniającej, lub to że pop prostu są mylne. Owszem, nie wielkim nakładem sił jesteśmy w stanie wskazać różnicę dzieląca ludzi od zwierząt, problem jest jednak taki, czy owa różnica rzeczywiście uzasadnia w sposób nie pozostawiający wątpliwości poczucie wyższości, jakie odczuwają "humaniści" wobec nie - ludzkich form życia.

Pragnąc wyjaśnić ten problem nasz filozof wynalazł wiele przykładów, które w sposób nie budzący nieufności pokazują nam, iż różnica pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem nie jest aż tak wielka, jak nam się to zwykle wydaje. Argumentacja opiera się tutaj przede wszystkim na wykazaniu, iż nie każda cecha, którą zwykle przypisuje się tylko i wyłącznie ludziom, jest im w rzeczywistości wyłącznie właściwa.

Bocheński pragnąc podważyć nasze "humanistyczne" nawyki myślowe przywołuje sobie na pomoc… psa. Okazuje się, że takie przymioty jak mowa czy rozum nie przynależą wyłącznie ludziom, jakkolwiek, oczywiście, u homo sapiens stoją one na o wiele wyższym poziomie niż u przeciętnego Burka. Bocheński podkreśla zatem z cała mocą: "rozumowanie i mowa nie są wyłącznie właściwością ludzi".

Również w zakresie zdolności kulturotwórczych zwierzęta, mimo że odstają od nas, to jednak je posiadają. Nasz filozof przywołuje tutaj przykład śpiewu. Czyż bowiem wilk, gdy wyje do księżyca, nie prezentuje pewnego typu zachowania, które znamionuje pewien typ, prymitywnej, ale zawsze kultury?

Bocheński utrzymuje zatem, iż zwierzęta posiadają pewien potencjał kulturotwórczy, który w zasadzie nie różni się wiele od tego - różnica stopnia, który posiada człowiek. Filozof pisze: "Nie ma dowodu, by kulturo twórczość była wyłączną własnością ludzi i wiele zjawisk zdaje się świadczyć , że tak nie jest".

Inną tezą wspierającą humanizm była ta, iż świadomość przynależy wyłącznie ludziom, czego nie da się powiedzieć o zwierzętach. Bocheński, oczywiście, oponuje. Owszem, świadomość, którą posiadają ludzie, wydaje się być czymś unikalnym na skalę kosmosu, niemniej jednak nie można wykluczyć tego, iż również zwierzętom przynależy jakaś jej, zapewne uboższa, wersja. Twierdzi zatem, iż: "nie ma dowodu, by świadomość była wyłączną cechą ludzi i wiele zjawisk zdaje się przemawiać przeciw temu".

Takoż pewne stany emocjonalne nie wydają się być włącznie domeną ludzi. Bocheński nawiązuje tu bezpośrednio do Kierkegaarda, który utrzymywał, iż zdolność do odczuwania trwogi wyróżnia człowieka wśród wszechstworzenia. Nasz filozof notuje: "nie jest prawdą by istniała zasadnicza różnica między ludźmi a zwierzętami, polegająca na tym że tylko ludzie się trwożą". To przekonanie zaczerpnął z własnego życia, gdy to jako młody ułan biorący udział w kampanii przeciw agresji bolszewików w roku 1920 spostrzegł, iż jego koń odczuwa bojaźń na szczęk karabinu maszynowego.

Ostatnią argumentem "humanistów", z jakim się Bocheński rozprawia, jest ten, głoszący, iż wyłącznie człowiek jest w stanie utworzyć pojęcia oderwane, idee. Utrzymuje bowiem, iż: "nie ma dowodu, że zdolność do poznawania bytów idealnych jest wyłączną cechą ludzi".

Za tym, iż człowiek nie jest jakimś specjalnym rodzajem bytu, szczególni w odniesieniu do zwierząt, przemawia to, iż podzielamy z nimi wiele cech. Chodzi przede wszystkim o te natury fizjologicznej. Musimy zatem jeść, pić, spać, ale również staczamy krwawe boje o swe terytorium, czy też - mówiąc brutalnie - o samicę. Cóż, są to wszystkie przypadłości, jakie posiada wzięty pierwszy z brzegu ssak.

Także ewolucjonistyczna teoria Darwina głoszącą, iż człowiek oraz małpa, posiadają wspólnego przodka, powinna nieco studzić zapały humanistów do stawiania gatunku ludzkiego na piedestale.

Kończąc Bocheński zauważa, iż niektórzy utrzymują, iż przewaga człowieka nad zwierzętami polega na tym, iż homo sapiens góruje nad nimi pod względem jakości i intensywności doznawanych emocji oraz pod względem moralnym. To twierdzenie nasz filozof zbywa prostym przykładem psa, którego radość na powrót swego pana do domu można przyrównać do radości, jakie odczuwa para kochających się ludzi, którzy spotkali się po długim niewidzeniu. A zatem: "ze stanowiska ludzkiej etyki przeciętny człowiek nie jest moralnie lepszy, jest raczej gorszy od innych zwierząt".

Podsumowując. Podług Bocheńskiego coś takiego jak humanizm naukowy jest blagą, a jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej, to łże nam w żywe oczy. Argumenty, który przytacza, mogą być tego najlepszym dowodem, a jednocześnie punktem wyjścia dla naszych samodzielnych rozważań.

Przyznam, iż tekst Bocheńskiego stanowił i stanowi dla mnie spore zaskoczenie, gdyż poddał we wątpliwość prawdy, które dotąd uważałem za oczywiste i nie wymagające żadnego uzasadnienia. Można nawet powiedzieć, iż podobnie jak kiedyś Kant został wyrwany z "dogmatycznej drzemki" przez Hume'a, tak ja z takowej zostałem zbudzony przez Bocheńskiego.

Nie oznacza to, oczywiście, iż przestałem uważać, iż człowiek jest jednak czymś wyższym niż każdy inny byt we wszechświecie, niemniej jednak jednocześnie nie przyjmuje obecnie tej tezy bezkrytycznie, jak dotąd bywało. Staram się bowiem znaleźć dla niej uzasadnienie, którego nie imało by się ostrze krytyki Bocheńskiego. Cóż, rzecz nie jest łatwa, ale dla mego dobrego samopoczucia fundamentalna. Ostatecznie wszakże nie chciałbym, aby mój ukochany pies, któregoś dnia stwierdził, iż skoro nie posiadam żadnego argumentu w kwestii mej wyższości nad nim, to od dzisiaj to ja śpię na posłaniu pod stołem, a tabliczkę z napisem "Uwaga! Zły pies!" zmieniamy na "Uwaga! Zły człowiek!". Tak, zdecydowanie, nie chciałbym czegoś takiego.