Człowiek od zarania dziejów musiał stawiać czoło moralności, która kazała mu oceniać jego czyny jako dobre lub złe. Aby jednak tę ocenę uprawomocnić, aby zasięgnąć na jej temat opinii autorytetu, musiał się człowiek zwrócić do jakiejś wyższej instancji, która pomogłaby mu w dokonywaniu tych trudnych wyborów miedzy złem i dobrem. Czy zatem człowiek wymyślił boga - jak wskazywałyby na to pierwotność wielu politeistycznych religii, które w istocie były antropomorficzne, podobne do człowieka? Czy jednak człowiek odkrył w otaczającym go, potężnym i nieodgadnionym świecie obecność istoty wyższej niż on sam? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Tak czy owak, wydaje się, ze człowiek nie jest w stanie odnaleźć swych korzeni, odnaleźć wskazówek życiowych bez świadomości istnienia czegoś poza nim. Nawet jeśli neguje on istnienie Boga, w samym fakcie negacji mieści się dialog z Nim, dialog, który wytycza człowiekowi jego wartości.
Bułhakow w swojej niesamowitej powieści "Mistrz i Małgorzata" również stawia pytania o pochodzenie moralności i jej nieusuwalność nawet ze świata ideologii fałszu, zakłamania, terroru, jaką posługuje się system totalitarny. Jednak w gruncie rzeczy to pytanie o genealogię moralności jest pytaniem o istnienie Boga, pytaniem, którego postawienie w świecie komunistycznym jeśli nie było zabronione, to przynajmniej było niemile widziane. Wszystkie inne pytania, które nasuwały się po zadaniu tego zasadniczego, z punktu widzenia ateistycznej doktryny są nonsensowne - należą tu pytania o naturę poznania Boga i człowieka, o granicę między realnym i fantastycznym, możliwym i niemożliwym, doczesnym i wiecznym, jest to również pytanie o rozróżnienie między prawdą a propagandą prawdy, ideologią prawdy.
Problem moralności był poruszany przez filozofię na przestrzeni dziejów wielokrotnie. Jednak w czasach nowożytnych chyba najwięcej miejsca w swojej myśli poświęcił mu Nietzsche, pisząc tekst zatytułowany "Z genealogii molarności". Moralność nazwał on "Kirke filozofów", zwodniczą czarownicę, podstępnie dążącą do zniewolenia ciał i umysłów ludzi znajdujących się, jak niegdyś Odyseusz, na jej wyspie. Moralność zwłaszcza chrześcijańska to wytwór ludzi słabych, niewolników, którzy choć tak chcą kontrolować ludzi wielkich i ich czyny. Negując pojęcie prawdy, wysnuł on tezę o absolutnej wolności w działaniu człowieka - "Nic nie jest prawdą, wszystko wolno". Widzimy zbieżność pomiędzy relatywizmem poznawczym a relatywizmem etycznym w systemie Nietzschego. Jednak i zadziwiająco podobne obserwacje dotyczą analizy systemów totalitarnych: czy to nazistowskiego czy komunistycznego. Z pewną jednak zasadniczą różnicą - otóż prawda nie tyle była postrzegana jako relatywna, ile stała się ideologiczna i w mniemaniu rzeczników systemu dogmatyczna, bezdyskusyjna.
W ramach każdej tradycji religijnej, chrześcijańskiej, żydowskiej, manichejskiej zwłaszcza, istnieje stała podział pomiędzy pierwiastkiem mrocznym, złym i jasnym, dobrym. Istotą tego układu jest jednak nie statyczność podziału, lecz jego dynamika, objawiająca się w ciągłej walce miedzy tymi przeciwieństwami. Złe i dobre moce toczą kosmiczny bój o losy świata, o duszę człowieka, o przyszłość ludzkości. Chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do choćby manicheizmu, jawi się jako religia pozytywna, optymistyczna, bowiem człowiek, choć musi częściowo zmagać się z pokusami czynienia zła, to jednak jest ostatecznie istnieje możliwość dostąpienia zbawienia. Warunkiem jest jednak szczera pokuta i żal za grzechy, wówczas przebaczenie uzyskuje moc sprawczą - pokazał nam to Jezus wiszący z łotrami na krzyżu. Jednak nawet w tej optymistycznej perspektywie chrześcijańskiej, człowiek nie jest zwolniony z przyjęcia na siebie odpowiedzialności za swoje czyny dobre i złe, dlatego w toku swego życia musi opowiedzieć się jednoznacznie, po której stronie w tym odwiecznym układzie sił stoi - czy po stronie zła - reprezentowanego przez Szatana, czy po stronie dobra - uosabianego przez Boga.
Bułhakow prezentuje nam jednak świat, w którym ten klarowny podział miedzy dobrem i jego reprezentantami oraz złem i jego upostaciowaniami został zamazany. W Moskwie czasów komunistycznych nie sposób ocenić, kto reprezentuje dobro, kto zaś zło, ponieważ nadrzędna kategoria prawdy, z której oba te pojęcia się wywodzą została przeinaczona. Prawda przynależy tym, którzy trzymają ster władzy oraz ich poplecznikom, którzy choćby byli ludźmi najpodlejszego gatunku, mogą cieszyć się powszechnym uznaniem, a nawet autorytetem. Innymi słowy w systemie totalitarnym, w którym obowiązuje dogmat jedynie słusznej, poprawnej myśli, prawda może być tylko jedna - i ideologia komunistyczna wyznacza jej granice, nawet na przekór rzeczywistości, naturze, zdrowemu rozsądkowi i etyce.
W takim odwróconym, wykrzywionym świecie pojawiający się Szatan zaczyna reprezentować dobro rozumiane jako sprawiedliwość, prawdę, miłosierdzie, wyrozumiałość. W pozornie obiektywnym świecie, rządzącym się żelazną logiką i zasadą naukowego prawdopodobieństwa, w świecie takim, jaki chcieliby go widzieć marksiści pojawia się postać irracjonalna, baśniowa, niemożliwa - Woland oraz jego tajemnicza świta istot połowicznych, hybrydycznych, podejrzanych. I Woland ten - powieściowe uosobienie Szatan zjawia się w komunistycznej Moskwie z dwóch powodów. Po pierwsze, by udowodnić wszystkim negującym fakt istnienia Boga, a więc i Szatana, że się mylą, po drugie zaś, by tym, którzy nawet nie zaprzątają sobie głowy sprawami metafizycznymi przypomnieć, że człowiek nigdy nie jest zwolniony z moralnej odpowiedzialności za złe czyny, nawet jeśli system tak mówi, usprawiedliwiając zło jakąś "wyższą ideą". Zatem Woland w tym diabelnie wykrzywionym świecie okazuje się wysłannikiem Boga, być może w myśl zasady "świat postrzega Boga na swoje podobieństwo".
Czyny Wolanda i jego świty, zdarzenia towarzyszące ich pojawieniu się, choć fantastyczne i niewytłumaczalne w kategoriach logiki, na tle tego, co dzieje się w Moskwie opętanej diabelskim reżimem, nie wydają się aż tak zadziwiające. W końcu w Moskwie ludzie nieprzychylni władzy potrafią zniknąć z dnia na dzień w niewytłumaczalnych okolicznościach, by już nigdy nie powrócić, gorliwi urzędnicy domagają się nawet donosicielskiego sprawozdania z balu u szatana, którego treść nikogo nie zdziwi o ile będzie ono napisane w odpowiedniej konwencji, a rozdawane dobra, którymi władza mami ludzi okazują się bezwartościowymi bublami. Świat komunizmu uprawomocnia i uzasadnia irracjonalne istnienie Diabła w ludzkiej postaci, ponieważ sam system jest niczym innym jak pewną konstrukcją, w ramach której wszystko się może wydarzyć i wszystko może zostać wyjaśnione, jeśli tylko służy interesowi władzy.
Bułhakow pośrednio zadaje nam pytanie o pochodzenie moralności. Czy jej korzenie tkwią w człowieku czy w raczej początek swój bierze ona w istocie człowieka przewyższającej, doskonalszej, w istocie, którą można by nazwać Bogiem? Moralność dotyczy człowieka, czy jednak od niego się wywodzi? Czy może on zatem modyfikować systemy etyczne, stwarzać je? Pytanie to jest niebywale głębokie i skomplikowane, bo dotyczy zagadnień natury metafizycznej, nie czysto społecznej. A do takiej, jak się wydaje chcieli sprowadzić je marksiści, nadając moralności jedynie pragmatyczny, wyłącznie ludzki wymiar. W efekcie doszło do wypaczenia idei prawdy, w oparciu o którą kategorie dobra i zła są definiowane. Dążąc do rozumowego określenia wszelkich poczynań człowieka, przesunęli się od redukcjonistycznego uproszczenia do ideologicznego zakłamania. Bo czy w istocie człowiek może żyć, zapominając o tak ważnej cząstce siebie, jaką jest własna duchowość? Czy może żyć w aż tak wielkim zakłamaniu, ze przestanie on kłamstwo i tchórzostwo w ogóle odróżniać od uległości i konieczności podporządkowania się.
W celu odpowiedzi na te dręczące człowieka żyjącego w systemie ciągłego zniewolenia duchowego, Bułhakow posługuje się podwójną narracją. Oprócz linii fabularnej, która prezentuje wydarzenia w Moskwie radzieckiej, związane z pojawieniem się w niej Wolanda, pojawia się jeszcze jedna - parabiblijna narracja. Przedstawia ona chwile spędzone przez Joszuę Ha-Nocri (literackie wcielenie Chrystusa) przed trybunałem Piłata, który ma wydać wyrok na żydowskiego proroka. Piłat w licznych rozmowach filozoficznych z Joszuą, przekonuje się o niewinności tego człowieka, jednak tchórzy on przed napierającym i ziejącym nienawiścią do Joszuy tłumem oraz argumentami kapłanów straszących go władzą cezara. Piłata dręczy potem jeden sen, w którym skazany przez niego na śmierć Ha-Nocri naucza, że największą ze słabości człowieka jest tchórzostwo - w nim bowiem tkwi źródło całego zła, jakie sprowadza on na siebie samego i swoich bliźnich. Tchórzostwo to nie tylko uległość innym, podporządkowanie się władzy czy sile wynikające z poczucia słabości i bezradności oraz strachu. Tchórzostwo to przede wszystkim zdrada samego siebie, zatracenie swoich wartości, ideałów, które stanowią dla człowieka punkt orientacyjny w świecie. Jednostka, która wyrzeka się tych wartości, traci punkt odniesienia, gubi się, nie potrafi umiejscowić we wszechświecie. Stąd staje się podatna na wpływy i manipulacje z zewnętrz, stąd też jest w stanie przyjąć ona każdą ideologię, która wypełni tę pustkę po utracie części siebie. Piłat nigdy nie pozbył się wyrzutów sumienia, cierpiał nawet po śmierci, nie mogąc cofnąć czasu ani też zapomnieć o tym, co zrobił. Bułhakow mówi nam zatem, że nie istotne jak wytłumaczymy sobie konkretnie pochodzenie moralności, czy przypiszemy ją do konkretnego systemu religijnego, nie unikniemy ani odpowiedzialności za swoje czyny, ani konieczności oceny ich jako dobrych lub złych. Piłat nie był ani Żydem, ani chrześcijaninem, a jednak chrześcijańskie poczucie zła wyrządzonego niewinnemu człowiekowi nie było mu obce. Komuniści zaś, urządzając swój świat, popełnili zasadniczy błąd. Odrzucając religię i pojęcie Boga i tworząc na jego miejsce nową ideę wyższą - państwo i ideologię - wobec której każdy obywatel musiał się określić jako wróg lub przyjaciel, sądzili, iż uwolnili człowieka od odpowiedzialności wobec innych i siebie samego. Myśleli, ze wystarczy zmienić system, a pewne fundamenty człowieczeństwa znikną wraz z nim. Utożsamili oni metafizykę z religią, odrzucając tę drugą, myśleli iż pozbyli się i pierwszej, Tymczasem okazało się, że są ludzie, dla których nie tyle samo życie jest wartością, ile życie zgodne z prawdą.
Takim człowiekiem jest tytułowy Mistrz, który pisze dzieło swojego życia, poświęcone ostatnim chwilom Chrystusa stojącego przed Piłatem. Jest to rodzaj powieści historycznej, której poświęca on mnóstwo energii i wysiłku intelektualnego - jest ono etycznym wyznaniem i dla niego. Jednak w świecie, w którym żyje, nie ma miejsca na takie pytania, metafizyczne rozterki, moralne wahania. Świat w którym żyje jest światem prostych, jasnych i ustalonych już kategorii, gdzie historia została już prawdziwie i niepodważalnie przedstawiona, gdzie zło reprezentuje wróg systemu, a dobro - jego sprzymierzeniec. Dzieło Mistrza może się spotkać tylko z dezaprobatą w opinią monopolistycznego rynku wydawniczego oraz z negatywną oceną ze strony swych kolegów po fachu - krytyków, którzy wszyscy werbują się z paropartyjnej organizacji literatów - Massolitu. Mistrz, dla którego prawda, a raczej dążenie do niej, uświadamia sobie, w jakim świecie przyszło mu żyć - świecie pełnym obłudy i fałszu, uproszczeń i głupoty, tchórzostwa i zniewolenia. Nie chce się z tym pogodzić, ale traci wiarę w sens swojego życia. Pali rękopis książki i popada z szaleństwo. Kto wie jak skończyłaby się ta powieść Bułhakowa, gdyby nie tytułowa Małgorzata - kochanka Mistrza, która dla niego zawiera pakt z diabłem. Szuka pomocy u Wolanda i znajduje ją. Wydaje się, ze z miłości przechodzi ona na stronę zła, jednak w radzieckiej Moskwie ten podział na dobro i zło jest zachwiany poprzez zwyrodniały system. W opętanej złem Moskwie tylko Szatan może pomóc ludziom walczącym przeciwko absurdalnemu systemowi. Nie jest to jednak w żadnym razie relatywizm Bułhakowa, który każe mu stwierdzić , iż zło jest czasem usprawiedliwione, gdy przysłużą się zwycięstwu dobra. Raczej Bułhakow zdaje się przekonywać, iż ludzkie poczucie moralności jest w istocie czymś niezbywalnym i nie powinno być poddawane żadnym ideologicznym manipulacjom. Żaden system nie może wykorzenić człowieka z jego poczucia etyki, której nie można ograniczyć i zamknąć w ramach prostego schematu dobry-zły.