Zanim zajmę się esejem Alberta Camusa musze wspomnieć o micie, od którego współczesny pisarz i filozof rozpoczął swoje rozmyślania nad kondycją człowieka.
Syzyf był królem Koryntu, ulubieńcem bogów. Miał jednak jedną wadę: lubił plotki i zawsze po powrocie z Olimpu opowiadał, co się tam działo. Raz zdradził ludziom jakiś sekret Dzeusa, który rozgniewany skazał Syzyfa na śmierć. Król Koryntu przykazał żonie, Merope, by nie wyprawiała mu pogrzebu. Przybywszy do Hadesu błąkał się po brzegach Styksu lamentując, że nie ma czym zapłacić Charonowi. W końcu Hades i Persefona pozwolili mu wrócić na ziemię po obola, w który zaopatrywano zmarłego zgodnie z tradycję. Syzyfem miał się opiekować bożek śmierci, Tanatos. Bohater mitu schwytał Tanatosa, uwięził go i ludzie przestali umierać. Ares uwolnił Tanatosa po interwencji Hadesa. Syzyf umarł. W Hadesie otrzymał surową karę: miał wtaczać na wysoką górę wielki kamień, który zawsze tuż przed szczytem staczał się w dół, a Syzyf zaczynał pracę od nowa.
Ta historia mityczna rozpaliła wyobraźnię Camusa do tego stopnia, by podporządkować jej swoją wersję egzystencjalizmu, którą możemy nazwać całkowicie niezależną od poczynań Sartre'a w tej dziedzinie. Dlaczego, zastanawia się Camus, Syzyf nie zwariował. Co było takiego w jego wiecznym trudzie, co można nazwać choćby najmniejszym promyczkiem radości. Nie chcąc trywializować, ale i zdając sobie sprawę z własnych ograniczeń (nie jestem filozofem i z pewnością nie potrafię oddać wszelkich subtelności zawartych w tym eseju), mogę z pewnością zauważyć, że Camus potrafi znaleźć w tej historii to, co nazwalibyśmy jednak radością. Nie jest to nadinterpretacja, ponieważ Syzyf ma swój los w swoich rękach. Wie, że nie może niczego zmienić, wie, że wyrok zapadł, ale może toczyć swój kamień w trakcie drogi na szczyt mieć nadzieję...wie, ze ją straci tuż przed szczytem. ale może wciąż i wciąż usiłować. Nie ma nic gorszego ponad bezczynność. Zawsze wymknie mu się z rąk kamień, ale i tak do jego rąk powróci. Ta pewność, ta niezłomna pewność, ze następny raz będzie wyglądał tak samo, jest jakąś formą szczęścia (nie ma jednak definicji szczęścia, więc z pewnością można tego określenia tutaj użyć). Cytat z eseju Camusa:
"Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi. Stąd płynie milcząca radość Syzyfa. Los jest jego własnością, kamień jego kamieniem."
potwierdza moje przypuszczenia, ponieważ z jednej strony nie ma nic gorszego nad bezczynność, ale z drugiej strony nie ma nic gorszego nad niepewność. Jeśli w naszym życiu wszystko, co pewne, to właśnie to, że nic nie jest pewne i ten brak pewności przyprawia nas o rozpacz. O tyle, zdaniem Camusa, Syzyf jest szczęśliwszy od każdego z nas, ponieważ ma on łaskę pewności, która nam nigdy nie zostanie udzielona.
Podsumowaniem mojego krótkiego wywodu niech będzie kolejny cytat z Camusa:
"Aby wypełnić ludzkie serce wystarczy walka prowadząca ku szczytom."
Takie postrzeganie ludzkiego życia jako ciągłej walki, ciągłego wybiegania naprzeciw losowi po to, żeby zbliżyć się choć trochę ku szczytom, których nie osiągniemy (tego jesteśmy pewni) jest jednym z najbardziej pięknych obrazów w naszej kulturze. Poza tym jest atrakcyjny, ponieważ daje odrobinę nadziei w sytuacji, w której tej nadziei brak.