Często zastanawiamy się, jak mogłoby wyglądać spotkanie ludzi z Marsjanami. Jak wiemy, nakręcono na ten temat wiele filmów i napisano całe stosy książek fantastyczno-naukowych, ale trzeba zadać sobie w tym momencie podstawowe pytanie - czy Marsjanie w ogóle istnieją..? Odpowiedź nasuwa się sama: oczywiście! Udowodni nam to bohater tej opowieści, Waldemar Xiężycowy. Posłuchajmy!
- Otóż, moi drodzy, siedziałem sobie bardzo wygodnie na skraju księżyca i czytałem "Przegląd Gwiazdowy", aż tu nagle przeleciał nieopodal mnie statek kosmiczny. Dokładnie wyglądał jak nasz Neocosmix 520. Stary i zdezelowany taki pojazd, myślę sobie, co on robi na orbicie... Aż tu nagle Neocosmix zawrócił i wtedy spostrzegłem, że tylko z daleka wyglądał na staroświecki. W momencie, gdy się zbliżał, zauważyłem, że przypomina raczej nasze najnowsze księżycowe statki, tylko był trochę w innym stylu, zupełnie jakby z innej planety... I wtedy zdałem sobie sprawę, że to Marsjanie! Ze strachu zazgrzytałem swoimi srebrnymi zębami. Marsjanie wylądowali. Z dziwacznego pojazdu poczęli wysiadać "oni", wyglądali dosyć cudacznie, ale mieli chyba pozytywne nastawienie, więc odłożyłem "Przegląd" i ruszyłem im na spotkanie. Na czele Marsjan stał chyba ich przywódca, który przemówił do mnie w te słowa: "Czy wy być Ziemianie? Czy wy być z Ziemia?" Pomyślałem, że śmiesznie będzie, jak powiem, że tak, a poza tym szkoda mi było rozczarować Marsjan i wysyłać ich w kolejną podróż na tak odległą i nieciekawą planetę, jaką wydawała mi się Ziemia... Odpowiedziałem wobec tego, że "jestem stuprocentowym Ziemianinem, urodziłem się na Ziemi i mieszkam tu przez całe swoje życie". "Uuuff, dobrze się składać, dobrze się składać. Nam potrzebny Człowiek. Człowiek. Człowiek." Naturalnie odpowiedziałem, że chętnie im pomogę. Szczerze mówiąc, nie miałem nic lepszego do roboty, bo "Przegląd" przeglądałem już po raz czwarty tego dnia... "Pomogę wam, jeśli najpierw powiecie mi, co mam zrobić." "Nie gadać, nie gadać!" - odkrzyknął przywódca Marsjan - "Wsiadać na Qwer, wsiadać!". Przez chwilę zastanawiałem się, co ma na myśli mówiąc "Qwer", ale po chwili zrozumiałem, że chodzi o ten marsjański pojazd, którym przylecieli. Wtedy też oślepiło mnie pomarańczowe światło i w kilka sekund znalazłem się w środku Qwera. To było niespodziewane i stanowczo za szybko się stało... Po chwili poczułem lekkie mdłości - jestem nieprzyzwyczajony do tak szybkiej jazdy. Nawet nasze windy w kosmodromach nie są tak ekspresowe... Zanim oprzytomniałem, otworzyły się przede mną wielkie drzwi o dziwnym kolorze, wykonane z osobliwego materiału, nieco przypominającego księżycowy plastik. Zza wrót wyłonił się posłaniec kapitana statku Qwer i nakazał mi pójść za sobą. Posłusznie wykonałem jego polecenie, cóż miałem robić... Muszę przyznać, że moja ciekawość w miarę upływu czasu rosła, ale zaczynałem się już bać o swoją srebrną skórę. Nie miałem zamiaru jej tracić w imię jakichś Ziemian! Próbowałem zagaić mego przewodnika zadając mu jakieś idiotyczne pytania dotyczące zwyczajów panujących w Qwerze. Najbardziej interesowało mnie, co jedzą i co piją Marsjanie, jakie uprawiają sporty i czy mają cosmowizor, bowiem właśnie zbliżała się pora mojego ulubionego serialu, "Gwiazdozbiór X-100". To ostatnie pytanie okropnie rozzłościło mojego rozmówcę, więc dałem sobie spokój... Trudno, pomyślałem, obejrzę jutro powtórkę tego odcinka w Lunecie... Tymczasem dzielnie zamilkłem i pozwoliłem się prowadzić.
Po niejakim czasie dotarliśmy do kolejnych drzwi. Posłaniec zapukał w małą szybkę i wrota rozsunęły się bezszelestnie. Na końcu długiej, pomarańczowej sali zobaczyłem małego Marsjanina, kapitana statku, a może i jakiegoś głównego przywódcę, który po chwili odezwał się do mnie: "Ziemianinie, Ziemianinie! My chcieć ci powierzyć misja, misja zjednoczenia Ziemia i Mars. Ziemia zjednoczyć z Mars!" Odetchnąłem z ulgą i jednocześnie zatrzęsłem się ze śmiechu. Ja, obywatel Republiki Jasny Księżyc mam jednoczyć Ziemian z Marsjanami, dobre sobie... Ale szybko odpowiedziałem, że "oczywiście, jestem gotowy!". Wtedy kazano mi się udać do malutkiego pokoiku, na środku którego stało dziwaczne, świecące krzesło. Obok krzesła, na konsoli z licznymi przyciskami i pokrętłami leżał przezroczysty kask i okulary, które przypominały nieco najnowszy zestaw do kreacji obrazów Lunetu. Jeden z Marsjan poradził mi usiąść na krześle i założyć kask - zrobiłem to bez wahania. W tym samym momencie zacząłem się robić senny i opadłem bezwładnie na poręcz siedzenia, które nagle zmieniło kształt i dopasowało się do rozmiarów mojego srebrnego ciała. Zaczęło mi się śnić, że Marsjanie prowadzą moje myśli do mózgów Ziemian, by tamci myśleli to samo, co ja. Zacząłem więc wyobrażać sobie nieskończoną, głęboką przyjaźń załogi Qwera i Ziemian. Widziałem ich razem w koleżeńskim uścisku. Snułem taki sielankowy obraz aż do czasu, gdy przypomniałem sobie o lecącym właśnie serialu "Gwiazdozbiór X-100", ale wtedy się już obudziłem a kask leżał obok mnie. Wokół zgromadzili się Marsjanie o radosnych twarzach. Niezgrabnie obwieścili mi, że misja się powiodła. Zaczęli śpiewać pieśń w zupełnie niezrozumiałym dla mnie języku, włączyłem więc podręcznego translatora, dzięki któremu dowiedziałem się, że to ichniejszy hymn. Po chwili kapitan Qwera opowiedział mi, że ludzie rzeczywiście się zmienili, są pozytywnie nastawienie wobec "obcych", interesują się życiem na innych planetach i nawet wymyślili zupełnie kosmiczny serial, który cieszy się niezwykłą popularnością... Z zakłopotaniem podrapałem się po głowie pytając, cóż to za serial, ale gdy tylko usłyszałem, że ma "X" w tytule wybuchnąłem gromkim śmiechem... A potem obudziłem się z "Przeglądem Gwiazdowym" w srebrnych dłoniach, leżąc na skraju księżyca. Obok mnie przeleciał stary Neocosmix...