"Sam na sam z samotnością"
Jak zwykle po szkole wróciłam do mojego mieszkania. Ale nikogo nie zastałam w domu. Zaniepokoiłam się troszkę. I do tego jeszcze czekał na mnie obiad na stole. Tak jakby jeszcze przed chwila wszyscy tu byli i w ciągu jednej minuty znikli. Mój strach zaczął wzrastać z każdą minuta, ale wszystkie czarne myśli postanowiłam odłożyć na później. Żeby się zrelaksować włączyłam telewizor. Ale to tylko wzmocniło moje rozdrażnienie. Z ekranu spoglądały na mnie twarze dziewczyn z telenowel. Coraz bardziej się boję i czuję jak drżą mi ręce. Ciągle spoglądam przez okno z nadzieją, że zaraz zobaczę auto rodziców. Ale nic nie zajeżdża pod nasz blok. Jestem bardzo smutna i przygnębiona. Cały czas męczy mnie myśl, że nie wiem, co się dzieje. Z minuty na minutę coraz bardziej nie panuje nad nerwami. W atmosferze napięcia i narastającego zaniepokojenie usłyszałam dźwięk domofonu. Wystraszona tym nagłym dźwiękiem, aż stanęłam na równe nogi. Kto to może być? Pewnie moja szalona rodzinka wraca w końcu do domu. Podniosłam słuchawkę, ale nikt się nie odezwał. Wściekła odłożyłam domofon na swoje miejsce. Ale to dzwonienie się nie skończyło. Zaraz ponownie odezwał się tan znajomy dźwięk. Ze złości wyłączyłam go całkiem, pewnie dzieciaki od sąsiada robią sobie głupie żarty. Ale teraz rozlega się pukanie do drzwi. Nic nie mogę dostrzec przez wizjer bo jest on zasłonięty czyjąś ręką. Robi mi się gorąco. A jeśli to jakiś maniakalny zabójca właśnie chce mnie zamordować? Zbiera mi się na płacz, już drży mi mój własny głos. Na moje pytanie nikt nie odpowiada i nadal nie wiem kto jest po drugiej stronie drzwi. Już podnoszę słuchawkę telefonu, żeby zadzwonić na policję, gdy dobiega mnie śmiech mojej przyjaciółki. To ona stoi za drzwiami. Strasznie jestem na nią zła. Na powitanie prezentuję jej wiązankę słów wypowiadanych z wielką złością. Przy okazji dowiaduję się, że to nie ona używała domofonu. Teraz jestem bezpieczniejsza bo nie jestem sama. To dodaje mi sił. Już ponownie podłączyłam domofon w nadziei, że przestał dzwonić. Ale nic z tego, jego dźwięk nadal wypełnia dom. Teraz nawet Julia zaczyna się denerwować. Mimowolnie z naszych gardeł wydobywa się krzyk przerażenia. Z racji tego, że Julka mieszka na parterze ułożyłyśmy plan, że szybko zbiegniemy zobaczyć, co się dzieje, a w razie czego schowamy się szybko u niej w domu. Wychodzimy uzbrojone w nóż i parasolkę. Jeszcze tylko dokładnie zamykam moje mieszkanie. I okazuje się, że teraz jeszcze bardziej się boję. Nie potrafię zrobić ani jednego kroku. Jestem jak z żelaza. Po minucie rozpoczynamy swoja wędrówkę na dół. Jeszcze nigdy ta krótka droga nie zajmowała mi tyle czasu. To była cała wieczność. W końcu powoli otwieramy drzwi, żeby spojrzeć na domofon. Nagle zza rogu zbliża się do nas jakaś postać. Przerażona wpycham Julkę do jej mieszkania i zamykam za nami drzwi. Nie zauważyłam nawet, że wbiła sobie nóż. Na szczęście to tylko małe draśnięcie. Teraz jestem naprawdę wściekła na osobę, która sobie stroi takie żarty. Przerażona ale bardzo zdenerwowana i zdeterminowana idę po raz kolejny w stronę domofonu. W końcu po długiej walce z samą sobą udało się. I co widzę? W domofonie tkwi wbita zapałka. Okazuje się, że to sprawka sąsiadki, która ma małe dziecko i przez to ciągłe dzwonienie u niej maluszek nie śpi. No tak, zepsuty domofon. A ja jestem teraz niezadowolona z siebie bo tak łatwo dałam się wyprowadzić z równowagi. Przecież prawdziwy morderca nie zapukał by do moich drzwiami nie użył by domofonu. I dobrze, że nic się nie stało mojej przyjaciółce. Muszę jeszcze nad sobą popracować.