Pewnego pięknego słonecznego dnia postanowiłam pomóc mojej mamie w porządkach i udałam się na strych, aby go wyczyścić z mnóstwa kurzu. Mama ochoczo przystała na moją propozycję, bo sama miała już dosyć sprzątania innych pomieszczeń. W jednym z kątów tego starego strychu ujrzałam obraz. Podeszłam bliżej i okazało się , że to, co uważałam za obraz tak naprawdę jest lustrem. Zakurzone stare zwierciadło. Nie namyślając się wiele przetarłam zakurzoną powierzchnię i nagle coś się stało. Znalazłam się w zupełnie innym, nowym miejscu. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Wszyscy ludzie mówili jakimś dziwnym językiem. Nic nie rozumiałam. Wszyscy krzyczeli coś dziwnego. Każdy biegł w jedną i tę samą stronę. Do ogromnego budynku. Jednak ci ludzie bardzo dziwnie wyglądali. Większość z nich była bardzo wychudzona jakby nie jedli wiele dni lub bardzo ciężko pracowali bez dostatecznego wyżywienia. Przeważająca grupa miała wszędzie blizny. A niektórzy nawet nie byli kompletnie odziani. Niektórzy mężczyźnie byli łysi i biegali zawinięci w białe szaty. Wszędzie byli żołnierze. Przypomniało mi się, że tak wyglądało życie w starożytnym Egipcie. No i dotarło to wreszcie do mnie. Ja znajduję się właśnie w czasach starożytnego Egiptu. Bardzo się wystraszyłam. Jak to się stało. Co teraz ze mną będzie?. Chciałam prosić o pomoc, ale nikt mnie nie rozumiał. Musiałam liczyć sama na siebie. Tylko ja mogłam sobie samej pomóc. Inni nie zwracali na mnie uwagi. Po chwili namysłu stwierdziłam, że pójdę w tę stronę w która pójdzie lud. Udałam się więc za jedną z grup. Okazało się, że budynkiem w stronę którego wszyscy zmierzają jest świątynia. Przed wejściem już zebrał się spory tłumek. Wszyscy próbowali wyważyć wrota od kaplicy. Jacyś mężczyźni zajęli miejsca na ogrodzeniu. Nagle na schodach pojawił się człowiek dziwnie odziany. Miał na sobie złote i purpurowe szaty. Nakrycie jego głowy przypominało węża. Uświadomiłam sobie ,że to na pewno kapłan. I rozpoznałam go o twarzy. Tyle razy widziałam jego oblicze w książkach do podręczników. To Ramzes, jeden z najkrwawszych kapłanów tamtych czasów. I połączyłam fakty. Pewnie za chwilę Słońce się zaćmi, a on to wykorzysta do straszenia ludu i pokazania swej rzekomej siły. Muszę temu jakoś zapobiec. Przecież on nie może tak oszukiwać ludzi. I stało się. Nagle wszystko zaczęło być coraz bardziej szare. Przestraszeni Egipcjanie zaczęli biegać wkoło i krzyczeć. Nie wiedzieli co się dzieje. Każdy chciał uciekać, ale za bardzo nie wiedzieli gdzie. Jeden starszy mężczyzna popchnął mnie przypadkiem. Upadłam i nic więcej nie pamiętam. Pewnie nikt nie był w stanie mi pomóc jak tam tak leżałam. Teraz było mi wszystko jedno, co się ze mną stanie. Nie liczyłam na wiele, ale bałam się tego, co zobaczę jak otworzę oczy. Nagle usłyszałam znajomy głos: -Beata! Beata! Tak to moja mama. Ale skąd ona się tu wzięła? Ucieszyłam się tak bardzo, że ją słyszę. Co dziwne, nie widziałam jej. I w końcu się...obudziłam. Okazało się, że to był tylko sen. A czekały mnie jeszcze dziś...porządki na strychu.