Skawiński, czytając ,,Pana Tadeusza" myślami powrócił do odległej ojczyzny. Co prawda, czas zatarł wspomnienia o kraju przodków, który niegdyś był mu tak drogi, lecz dzięki lekturze Mickiewicza one na nowo się odrodziły. Wróciły te łąki, lasy, jakie pamiętał z czasów dzieciństwa. Poczuł się na nowo Polakiem. Było to tak silne przeżycie emocjonalne, że łzy popłynęły Skawińskiemu z oczu. Tak bardzo pragnął powrócić na ojczyzny łono. Myślami stary latarnik błądził po zakątkach ukochanej ojczyzny, zapominając całkowicie o swoich obowiązkach i po raz pierwszy nie zapalił latarni. W skutek, czego na mieliźnie rozbił się statek z San- Geromo. Za zaniedbanie spowodowane chwilami zapomnienia, Skawiński musiał zapłacić ogromną cenę, bowiem został zwolniony z pracy i skazany znów na los tułaczy.
,,W kilka dni później widziano Skawińskiego na pokładzie statku, idącego z Aspinwall do New Yorku. Biedak stracił posadę. Otwierały się przed nim nowe drogi tułactwa; wiatr porywał znowu ten liść, by nim rzucać po lądach i morzach, by się nad nim znęcać do woli. Toteż stary przez kilka dni posunął się bardzo i pochylił; oczy miał tylko błyszczące. Na nowe zaś drogi życia miał także na piersiach swoja książkę, którą od czasu do czasu przyciskał ręka, jakby w obawie, by mu i ona nie zginęła...".
Skawiński zdecydował się ruszyć dalej w świat, chciał jak najszybciej wyjechać z miejsca, które przypominało mu jego upadek, klęskę. Stojąc na pokładzie statku czuł, że już nigdy nie powróci Aspinwall, opuszczał na zawsze tę do niedawną oazę spokoju. Ruszył w nieznane nie wiedząc, czy uda mu się w nowym miejscu znaleźć jakiś kąt i chwile spokoju. Zamykał właśnie kolejny rozdział swojego, tułaczego życia. Podczas podróży dużo rozmyślał o tym, czego doświadczył i co jeszcze przed nim. O jedynej rzeczy, o jakiej wciąż marzył to powrót do ukochanej Polski. Czuł, że tylko wtedy byłby naprawdę szczęśliwy, gdyby jego stopy dotykały ziemi ojczystej. Za tych kilka chwil był w stanie oddać wszystko, nawet życie…Tylko tam, w kraju przodków chciałby pozostać już na wieki…Jednak jego marzenie nie było realne, z czego doskonale zdawał sobie sprawę.
Będąc młodym mężczyzną nie doceniał aż tak wartości swojej ojczyzny, lecz dopiero po tylu latach uświadomił sobie, co to znaczy być prawdziwym Polakiem.
Po przyjeździe do Nowego Yorku, początkowo nie mógł się odnaleźć. Blisko portu usytuowane było biuro Polskiego Towarzystwa, dlatego też postanowił tam pójść i poprosić o pomoc. Liczył, że może dzięki tej organizacji dostanie jakąś posadę, a za zarobione pieniądze w przyszłości wróci do Polski. Już na wstępie spotkała go bardzo miła niespodzianka, ponieważ w owym biurze rozmawiano w języku polskim. Skawiński po raz pierwszy ponad czterdziestu lat rozmawiał z kimś w ojczystym języku. Było to niesamowite przeżycie, poczuł, że coś w nim narodziło się na nowo. Nigdy by nie przypuścił, że tak istotną rzeczą jest obcowanie ze swoimi rodakami. Czuł się wspaniale. Dostał również nową pracę. Został sprzedawcą polskich książek. O jaki może być los przewrotny…Nowe zajęcie przynosiło Skawińskiemu bardzo dużo satysfakcji. Od pewnego czasu z zainteresowaniem przyglądał się pewnemu młodemu człowiekowi, który prawdopodobnie miał piętnaście lat. Przykuł uwagę Skawińskiego, gdyż często przystawał przed witryną księgarni, ale nigdy do niej nie zaglądnął. Aż pewnego dnia wpadł z rozpaloną twarzą do sklepu byłego latarnika. Widać było, iż chłopiec musiał przeżyć coś bardzo ekscytującego. Młodzieniec jednym tchem wykrzyknął: ,,O tak, teraz naprawdę jestem szczęśliwy, wiem, że ją kocham, jestem zwycięzcą". Skawiński nic z tych słów nie zrozumiał. Początkowo myślał, że może dopadła chłopca strzała Amora. Chodziło jednak o Polskę. Młodzieniec opowiedział mu historię swojego życia. Podzielił się wątpliwościami. Mówił, iż przez lata nie mógł się odnaleźć w tej rzeczywistości. Tak naprawdę wstydził się swojego, polskiego pochodzenia, a nawet drwił z innych Polaków w towarzystwie amerykańskich przyjaciół. Nie przyznawał się do swojej polskości i dlatego nie miał odwagi, by wejść do księgarni. Jednak w głębi serca coś go ciągnęło do kraju i kultury jego przodków. Musiał tylko przyjść ten przełomowy moment, którym okazał się być lekcji geografii. Podczas tych zajęć nauczyciel, pokazując na mapie Europy stwierdził, że z krajem niemieckim graniczy Rosja oraz Austria. Wspomniał o tym, że kiedyś była tam również Polska, ale od dawna już nie istnieje. Te słowa okazały się być bardzo bolesne dla chłopca. Nagle poczuł w sobie jakąś wewnętrzną siłę. Wstał i w zupełnej ciszy, mocnym głosem powiedział: ,,Polska nadal istnieje, żyje w sercu każdego Polaka, który nigdy o niej nie zapomni i zawsze będzie przy niej trwał. Jestem dumny, że jestem jej synem!". Skawińskiego niezmiernie wzruszyła ta opowieść. Słuchając młodzieńca, poczuł się identycznie, jak wtedy w Aspinwall, kiedy czytał ,,Pana Tadeusza". Między Skawińskim a chłopcem od tej pory zawiązała się ogromna nić sympatii.
Jednak rozterki chłopca dały Skawińskiemu sporo do myślenia. Obawiał się, że w Nowym Yorku może być dużo więcej młodych Polaków, dla których kraj dziadków nie ma już najmniejszego znaczenia. Bardzo się tym zaniepokoił. Z jego inicjatywie przy polskiej szkole powstało koło, na którym rozmawiano o Polsce. Z dnia na dzień owa organizacja Skawińskiego się rozrastała. I nareszcie poczuł, że znalazł swój życiowy cel. Jego praca nie szła na marne, gdyż podtrzymywał iskierki polskości w wielu dogasających sercach. Dzielił się z innymi swoim całkiem świeżym odkryciem, że nie tam jest ojczyzna, gdzie ziemia twoja, lecz tam gdzie serce.