Na początku poniższych rozważań warto się zastanowić czy cierpienie uszlachetnia człowieka, czy też powoduje jego degradację oraz poniżenie? Aby udzielić odpowiedzi na nurtujące pytanie należy najpierw zastanowić się i określić, co rozumiemy pod pojęciem cierpienia. Cierpienie nie odnosi się do określonego stanu duchowego oraz fizycznego, który wywołuje określone przeżycia. Cierpienie można rozpatrywać na różnych płaszczyznach, cierpienie ma po prostu głębokie znaczenie.
Rozważając kwestie związane z zagadnieniem cierpienia można wysnuć wniosek, że przykre doświadczenia nie uszlachetniają, ale także nie degradują osobowości człowieka. Poniższe przykłady będą wyjaśniały to spostrzeżenie.
Prawdą jest, że każdy z nas cierpi, zarówno bogaty jak i biedny (cierpienie ponadto nie dotyczy tylko człowieka). Stan cierpienia rodzi się niemal każdego dnia w umyśle człowieka. Przykładem może być doświadczana depresja, która trwa nie tylko kilka dni, ale nawet całe miesiące oraz lata. W związku z tym pojawia się pytanie czy możemy czuć się zdegenerowani lub czy też uszlachetnieni? Sądzę, że nie. Przypuszczam, że cierpienie można sprowadzić do czegoś podobnego jak sen, czy głód lub pragnienie. Tak jak potrzebny jest nam sen oraz woda i pożywienie, tak i cierpienie wydaje się sprawą naturalną w życiu każdego człowieka, bowiem nie ma takich ludzi, którzy nie cierpią. Stan cierpienia nie jest niczym niezwykłym, więc w tym kontekście nie może on człowieka ani uszlachetniać lub degradować, jest po prostu koniecznym elementem w naszym życiu.
Poniższe stwierdzenie będą jedynie potwierdzeniem wcześniej założonej tezy: Cierpienie nie może uszlachetniać, jak również degradować człowieka. W momencie gdy ktoś doświadcza cierpienia, to i osoby mu najbliższe odczuwają te przykre zdarzenie. W tym kontekście cierpienie okazuje się określeniem bardzo głębokim. W większości w każdym przykrym zdarzeniu czujemy obecność innych osób, które razem z nami chcą przeżywać przykre chwile. Jedynie tylko cierpiącemu człowiekowi wydaje się, że jest osamotniony i, że wszyscy go zostawili. Wielu ludzi doświadcza różnorakich cierpień, dlatego jest możliwe zrozumienie innych, których los doświadczył okrutnie. Nawet przejaw współczucia można tłumaczyć jako sposób wspólnego przezywania cierpienia. Wygląda na to, ze cierpienie to także stan ducha, który zawsze będzie towarzyszył tym, dla których nasz los nie jest sprawa zupełnie obojętną. Mając na uwadze te wszystkie spostrzeżenie sądzę, ze cierpienie nie wpływa destrukcyjnie ani szczególnie pozytywnie na życie człowieka. Takie swoiste "zarażanie" cierpieniem nigdy nie uszlachetni innych, jest to swego rodzaju dokładanie przykrości innym ludziom oraz samemu sobie. Wiadomo przecież, że odczuwanie przykrości nigdy nie jest niczym korzystnym. Nie może także działać destrukcyjnie, bowiem zawsze cierpienie wywołuje w innych współczucie (choćby nawet w najmniejszym stopniu), więc nie jest to nic negatywnego. To rozumowanie opiera się na zrozumiałych dla wszystkich zasadach. Cierpienie nie może być określane jako zjawisko zupełnie negatywne. Cierpienie pojawi się po przykrych doświadczeniach, które mogą przybrać bardzo różna postać. Nawet najprostsze niepowodzenia stają się przyczyną tego, że zaczynamy czuć się źle. W rzeczywistości okazuje się, ze samo zaistnienie cierpienia jest w gruncie rzeczy pozytywne. Sprawia, ze ludzie są w stanie zastanowić się nad popełnionymi błędami lub złymi motywami swego działania. W przyszłości z pewnością wyciągnie odpowiednie wnioski, które nie pozwolą mu dopuścić do podobnej, przykrej sytuacji życiowej. W tym rozumieniu cierpienie nie może być traktowane jako coś, co człowieka potrafi zniszczyć, więc może być traktowane jako coś pozytywnego.
Powyższe spostrzeżenia dowodzą innego od ogółu spojrzenia na rozumienie roli cierpienia w życiu człowieka. Jednak taki punkt widzenia na rozpatrywane zagadnienie wydaje mi się najbliższy moim przekonaniom i poglądom. Oczywiście to nie znaczy, ze każdy z nas może mieć odmienne spojrzenie na kwestie cierpienia, które jest jednym z podstawowych elementów naszej egzystencji.
Komentarze (0)