"Kwiat kalafiora" jest jedną z cyklu książek, w których Małgorzata Musierowicz opisuje, w sposób swobodny, dowcipny, nie pozbawiony dozy życzliwej ironii problemy młodzieży końca lat siedemdziesiątych. Bohaterami swoich powieści czyni poznańską rodzinę Borejków, a konkretnie ich cztery córki- Gabrysia, Ida, Natalia zwana przez wszystkich Nutrią oraz najmłodsza Patrycja- Pulpa. W "Kwiecie kalafiora" główną bohaterką jest najstarsza z sióstr- siedemnastoletnia Gabrysia.
W sylwestra 1977 roku Ida, czternastoletnia siostra Gaby, wraz ze starszą siostrą błąkają się po mieście robiąc ostatnie sylwestrowe zakupy. Zatrzymywały się przed wystawami z karnawałowymi kreacjami, na które, niestety, z dochodów taty Borejki żadna z nich nie mogła sobie pozwolić. Siarczysty mróz kazał dziewczętom przyspieszyć kroku, poza tym Gabrysia musiała się jeszcze przygotować na prywatkę u swojej kuzynki Joanny. Nagla, zza rogu ulicy wyłonił się wysoki, przystojny, stalowooki chłopak o posturze koszykarza. Był to Janusz Pyziak, znajomy Gabrysi z treningów koszykówki, na które uczęszczała. Janusz, zwany Jasiem, bardzo się Gabrysi podobał, jednak dziewczyna podchodziła do niego z dystansem, ponieważ chłopak, jak się okazało, szczycił się zasłużonym tytułem podrywacza: wszystkim dziewczynom proponuje odprowadzenie do domu i podczas tego spaceru raczy je jednym i tym samym komplementem, porównaniem do kwiatu jabłoni. Gabrysia ten etap miała już za sobą i miała o to duży żal do Pyziaka. Młodzi wpadli na siebie i stanęli skrępowani nie wiedząc co zrobić. Gabrysia wyminęła chłopaka, przypominając sobie jednocześnie, że na dzisiejszej prywatce u kuzynki ma się pojawić także Janusz. Dodatkowym problemem była kreacja. Jedynym odświętnym strojem dziewczyny była granatowa spódnica i biała bluzka, w których występowała zazwyczaj na szkolnych apelach. Absolutnie nie był to strój odpowiedni na zabawę sylwestrową. Zrezygnowana Gabrysia wróciła do domu i zwierzyła się mamie z niedostatków garderoby. Pomysłowa mama Borejko, ponad wszystko wynosząc szczęście swoich córek, na domowej maszynie do szycia wyczarowała najstarszej córce piękną karnawałową sukienkę z żółtej zasłony. Gabrysia, w nowej kreacji gotowała się właśnie do wyjścia, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Borejkowie, od niedawna mieszkający w tym mieszkaniu, nie znali innych lokatorów domu. Okazało się, że przed drzwiami stała starsza pani, sąsiadka Borejków. Kobieta w ostry, nieprzyjemny sposób poskarżyła się na młodzież, na krzyki i ciągłe hałasy, które zatruwają jej życie. Gabrysia, z nieco popsutym przez staruszkę humorem wyszła wreszcie z domu. Prywatka u Joanny trwała już w najlepsze. Muzyka, tańce, pyszne ciasto upieczone przez gospodynię wprawiły już wszystkich w doskonały nastrój. Gabrysia z zainteresowaniem obserwowała innego chłopaka z liceum poligraficznego- do którego sama także uczęszczała- Roberta Rojka, zwanego Robrojkiem. Ten jednak, nie widząc nikogo oprócz Anieli, nie zwracał na pannę Borejko żadnej uwagi. Nie było rady. Gabrysia postanowiła złapać byka za rogi i żeby resztę wieczoru nie spędzić samotnie porwała do tańca Janusza Pyziaka. Tak dotrwali do północy. Zaraz po powitaniu nowego roku Gabrysię wezwano do telefonu. Okazało się, że dzwoni Ida z okropną informacją. Zapłakana siostra Gabrysi przez łzy mówi, że mama została zabrana do szpitala. Ojciec wezwał pogotowie, ponieważ pani Borejko dostała silnych boleści żołądka. Gabrysia nie tracąc więcej czasu na rozmowę z siostrą, która spłakana i rozhisteryzowana nie była w stanie udzielić jej więcej informacji, szybko chwyciła kurtkę i wybiegła do domu. Na zewnątrz okazało się, że za dziewczyną wybiegł również Robert Rojek, który zaproponował jej podwiezienie do domu, żeby mogła się spokojnie przebrać i sprawdzić jak wygląda sytuacja w domu, a zaraz potem do matki, do szpitala.
Roztrzęsiona Gabrysia, wdzięczna za pomoc skorzystała z propozycji Roberta.
Na drugi dzień okazało się, że z mamą wszystko będzie dobrze, ale jeszcze przez jakiś czas musi pozostać w szpitalu. Miała już operację, jednak w takich przypadkach pacjenci muszą być jeszcze przez kilka dni hospitalizowani, aż do zagojenia ran i polepszenia ogólnego stanu zdrowia. W domu Borejków należało szybko przeprowadzić reorganizację obowiązków. Dotąd większością spraw domowych zajmowała się mama, reszcie pozostawała nauka. W Nowy Rok wszystko stanęło na głowie. Wymęczona zabawą, nocnymi nerwami i brakiem snu Gabrysia zasypia natychmiast po powrocie do domu. Sen przerwał jej dzwonek do drzwi. Pani Szczepańska- nieprzyjemna sąsiadka, którą Gabrysia miała okazję poznać wczoraj znów przyszła na skargę. Oskarżyła rodzinę Borejków o brak kultury, nocne hałasy i lekceważący stosunek do jej uwag na temat zachowywania ciszy. Zmęczona i niewyspana Gabrysia nie ma siły na wysłuchiwanie zażaleń sąsiadki.
Gabrysia, która, jako najstarsza córka wzięła na swoje barki prowadzenie domu zaczyna opuszczać szkołę. Bierze zwolnienie na kilka dni. Ogromnym problemem okazują się nikłe talenty kucharskie najstarszej Borejkówny, ograniczające się do herbaty i smażenia jajek. W miarę możliwości mogą stołować się u utalentowanej w tym względzie niepomiernie bardziej cioci Feli- mamy Joanny, u której odbywała się sylwestrowa impreza. A zaraz po obiedzie- wizyta w szpitalu. O Gabrysi nie zapominają przyjaciele. Odwiedzają dziewczynę i usiłują wesprzeć w jej staraniach, dotrzymać towarzystwa i przekazać notatki ze szkoły. W pokoju gościnnym dyskutują o różnych sprawach, między innymi Gabrysia proponuje akcję eksperymentalnego sygnału dobra, czyli spontanicznego obdarzania każdej napotkanej osoby sympatycznym uśmiechem. Przyjaciele postanawiają nadać pomysłowi bardziej oficjalny charakter, zakładają więc, za radą Anieli i pod jej ochotniczo zgłoszoną prezesurą- założyć Grupę Dyskusyjną ESD (eksperymentalny sygnał dobra). Po feriach świątecznych wszyscy wracają do swoich zajęć. Gaba wraca do własnych i przejmuje zajęcia mamy. Aby podołać wszystkiemu, zapisuje Patrycję w przedszkolu, Nutrię umieszcza w półinternacie. Po załatwieniu formalności związanych z chorobą mamy w jej miejscu pracy Gabrysia musi jeszcze zająć się zakupami i gotowaniem dla całej rodziny. Trzeba także odwiedzić mamę w szpitalu i zanieść jej listy od młodszych sióstr z pozdrowieniami i życzeniami powrotu mamy i do zdrowia i do domu. Zabiegana Gabrysia nie potrafi połączyć obowiązków szkolnych z domowymi. Szczególnie opornie idzie dziewczynie nauka fizyki. Rankiem przypomniała sobie, że z tego właśnie przedmiotu ma pisać dzisiaj sprawdzian. Oczywiście Gabrysia w nawale obowiązków nie zdążyła się do niego przygotować. Postanawia jednak, mimo nieprzygotowania się do klasówki pójść do szkoły, bo nieobecność na sprawdzianie mogłaby oznaczać dla niej niedostateczny na semestr. W klasie pozostała jej już tylko modlitwa o cud, o cokolwiek, co spowodowałoby przełożenie sprawdzianu. Jej modlitwy zostały wysłuchane, bo chwilę po dzwonku pojawiła się pani z sekretariatu, która przekazała nauczycielowi polecenie dyrektora, aby ten przeprowadził dzisiaj lekcję pokazową. Nic nie mogło sprawić Gabrysi większej radości, jej ocena na półrocze została, na jakiś czas, ocalona. Cały dzień zapowiadał się cudownie, szkoła bez klasówki, a po szkole zapowiadało się urodzinowe przyjęcie u Anieli. Impreza faktycznie była udana, do czasu, kiedy zadzwonił telefon. Tym razem chore są siostry Gabrysi. Wszystkie mają świnkę. Odpowiedzialna Gabrysia, oczywiście znów musi wyjść wcześniej z prywatki. Koło północy, gdy siostry już spały i wszystko w domu było zrobione, Gabrysia usłyszała straszliwy krzyk. Gabrysia poznała, że to pani Szczepańska. Bojąc się, że staruszce coś mogło się stać, zaraz poszła do jej mieszkania. Przy okazji wyjaśniła, że rozmowy dziewcząt, na które tak uskarżała się staruszka nie wynikają z hałaśliwego sposobu bycia starszych sióstr Borejko, ani z ich braku kultury, tylko z wielkiej dziury w ścianie, za meblami, przez którą głosy z pokoju swobodnie przedostawały się do mieszkania staruszki. Pani Szczepańska długo jeszcze nie chciała wypuścić Gabrysi, która musiała szukać wykrętów by wreszcie uwolnić się od towarzystwa wiecznie zrzędzącej i niezadowolonej ze wszystkiego kobiety.
Na drugi dzień w odwiedziny do Gabrysi przyszedł sam Janusz Pyziak. Wpadł właściwie bez powodu, stęsknił się za dziewczyną od czasu ostatniej sylwestrowej prywatki u jej kuzynki Joanny. Młodsze siostry zaraz zaangażowały Janusza w zabawę w pociąg. Cierpliwy młodzieniec z miejsca podbił ich serca. Potem chłopak odprowadził Gabrysię na zebranie szkolne do szkoły, w której uczyła się Nutria. Szli milcząc, ale trzymając się za ręce. Potem przez całe zebranie Gabrysia nie potrafiła się skupić na omawianych sprawach, ponieważ ciągle myślała o Pyziaku. Zwłaszcza, że chłopak obiecał, że poczeka na nią przed szkołą i odprowadzi z powrotem do domu. Tak też się stało, Janusz zgodnie z obietnicą towarzyszył dziewczynie w drodze powrotnej, wstąpił nawet do mieszkania, aby poczekać, aż Gabrysia przygotuje dla chorej mamy galaretkę, którą ta po operacji musiała się żywić, i odprowadzić ją tym razem do szpitala. Przy okazji wdał się w dyskusję z ojcem dziewczyny. Idąc do szpitala znów ze sobą nie rozmawiali, ciesząc się w milczeniu swoją obecnością i bliskością. Za słowa starczało im trzymanie się za ręce. Razem poszli do sali, w której dochodziła do zdrowia mama Borejko. Jednak, w odróżnieniu od taty, mamie nie specjalnie spodobał się wybranek Gabrieli.
Kilka dni później, na zebraniu Eksperymentalnego Sygnału Dobra młodzież starała się, w przerwach między tańcami i konsumpcją słodkości przyniesionych przez Joasię, opracować precyzyjny plan i zakres działań Grupy Dyskusyjnej ESD. Pech chciał, że rozmawiali w pokoju z dziurą do pani Szczepańskiej. Podsłuchująca staruszka, nie rozumiejąc do końca o co chodzi, słysząc tajemniczy skrót ESD wymyśliła, że niewątpliwie przyjaciołom chodzi o sprowadzanie i rozprowadzanie niebezpiecznego narkotyku. Oczywiście, kierowana poczuciem obywatelskiego obowiązku napisała do dyrekcji liceum, w którym uczyli się członkowie ESD skargę na domniemanych młodych bandytów, którzy trudnią się rozprowadzaniem narkotyków. Aby złapać przestępców na gorącym uczynku podała także w donosie datę kolejnego spotkania w domu Borejków. Wyznaczonego dnia, do zgromadzonej w pokoju Gabrysi i Idy młodzieży wtargnął niespodziewanie dyrektor liceum poligraficznego wraz z Dmuchawcem- wychowawcą klasy. Nic nie rozumiejący młodzi ludzie długo musieli tłumaczyć pomyłkę. Ojciec oczywiście próbował bronić córek, wiedząc, że żadna z nich nigdy nie wplątałaby się w handel narkotykami, w ogóle w żaden z nimi kontakt. W pełni poparł młodzież i wyraził swoją pewność co do prawdomówności własnych córek. Wszystko się wyjaśniło, jednak dyrekcja, aby nie prowokować żadnych więcej problemów poleciła Borejkównom i reszcie zakończenie działalności grupy i poświęcenie wolnego czasu na naukę. Tak zamknięto grupę ESD. Przyjaciele jednak nadal się spotykali. Już w sobotę do Gabrysi najpierw wpadł Pyziak, aby zamurować nieszczęsną dziurę, przez którą napytali sobie takiej biedy, a zaraz po nim, po kolei pojawiła się reszta dawnych członków Eksperymentalnego Sygnału Dobra. Pyziak zaprosił Gabrysię na wieczorny seans do kina i na wspólny spacer. Rozmowa jednak wcale się nie kleiła, Pyziak starał się roztoczyć swój urok i wyznać dziewczynie swoje uczucia, ta jednak, znając już gładkie słówka Janusza o kwiatach jabłoni, nie chciała dać mu dość do słowa. Bardzo ceniła sobie jego towarzystwo, nie chciała wszystkiego psuć tanimi komplementami, z których słynął Janusz. Bała się kolejnych oszustw i kłamstw. Wreszcie zdenerwowany chłopak, myśląc, że Gabrysia po prostu jest kompletnie nie czuła na jego zabiegi, że nie ma w niej za grosz romantycznej duszy i wdzięku, nazwał ją nie kwiatem jabłoni ale kalafiora. Pokłóceni młodzi rozstali się i każde poszło w swoją stronę. Gabrysia miała wielką ochotę spróbować wytłumaczyć chłopakowi swoje obawy i powody dystansu, jaki między nimi stwarzała, jednak widząc obrażoną minę Pyziaka stwierdziła, że chyba nie ma to już sensu. Gdy samotnie, powstrzymując łzy dotarła do domu, spotkała na klatce schodowej dozorcę bloku, który nasłuchiwał czegoś przy drzwiach do piwnicy. Ostatnio codziennie w godzinach nocnych dochodziły stamtąd dziwne odgłosy. Dozorca chciał sprawdzić i raz na zawsze wyjaśnić zagadkę nocnych hałasów. Oboje weszli do ciemnej piwnicy, ponieważ blokowy poprosił Gabrysię, aby mu towarzyszyła. Gaba, sądząc, że i tak nic bardziej przykrego dzisiaj jej już nie spotka, zgodziła się wejść do piwnicy z dozorcą. Na dole okazało się, że to handlarze mięsem urządzili sobie w piwnicy domu Borejków miejsce podziału towaru. Wszystko wreszcie stało się jasne, wyjaśniły się odgłosy i hałasy, które nie dawały spokoju nerwowej pani Szczepańskiej, o wszystko co złe posądzającej nowych lokatorów- państwa Borejków z dziećmi.
Zbliżały się urodziny pana Borejko. Córki postanowiły zrobić mu niespodziankę. Młodsze córki zajęły się rysowaniem laurek, Gabrysia wyznaczyła sobie ambitne zadanie- postanowiła upiec tort. Pomysł ten nie spodobał się jej siostrom, które miały wyobrażenie o talentach kulinarnych Gaby, ta jednak, nie dając za wygraną, postanowiła zasięgnąć rady cioci Feli i poprosić ją o jakiś nieskomplikowany przepis, z którym nawet ona byłaby sobie w stanie poradzić. Gdy już wszystko było gotowe, okazało się, ze w domu nie ma właściwej formy. Zmuszona koniecznością chwili, Gabrysia postanowiła iść do pani Szczepańskiej i poprosić o pożyczenie właściwej tortownicy.
Największym prezentem dla taty i dla wszystkich córek okazały się jednak nie laurki ani nawet tort, który całkiem dobrze się udał, ale niespodziewany powrót mamy do domu. Mama stała się najpiękniejszym podarunkiem i najważniejszym gościem przyjęcia urodzinowego taty Borejko. Po przyjęciu Gabrysia postanowiła, razem z umytą formą zanieść pani Szczepańskiej także kawałek urodzinowego tortu. Z uśmiechem, zgodnym z założeniami nie istniejącej już grupy ESD, zapukała do staruszki wręczając jej przyniesione rzeczy. Uśmiech i serdeczny gest sprawił więcej niż wszystkie tłumaczenia- pani Szczepańska zakopała wreszcie wojenny topór z córkami Borejko. W mieszkaniu pojawił się jeszcze jeden niespodziewany gość- Janusz Pyziak, który postanowił spróbować jeszcze raz. Przytulił do siebie Gabrysię i na zgodę miał dostać buziaka. Buziak został jednak na chwilę odłożony, ponieważ nagle w drzwiach stanęła uśmiechnięta pani Szczepańska- żywy dowód na skuteczność Eksperymentalnego Sygnału Dobra.