W noc przed Świętem Zmarłych, w kaplicy na cmentarzu odprawiany jest stary obrzęd Dziadów. Zgromadzeni ludzie chcą porozmawiać z duszami tych, którzy odeszli. Pragną pomóc im w uzyskaniu odkupienia. Całej uroczystości przewodniczy stary Guślarz. Zna on tajemne zaklęcia i rytuały, które pozwolą na kontakt z zaświatami.

Obrzęd zaczyna się od przygotowania miejsca. W kaplicy musi panować całkowita ciemność. Guślarz każe pozasłaniać okna, zamknąć szczelnie drzwi i pogasić wszystkie świece. W tak przygotowanym pomieszczeniu rozpoczyna przyzywanie duchów.

Starzec zapala kłębek kądzieli i wzywa duchy z lekkimi grzechami. Na te słowa w kaplicy pojawiają się dwa małe aniołki. Są to dusze dzieci, które zmarły nie zaznawszy ani krzty cierpienia. Teraz są w niebie, ale nie mogą cieszyć się rajem. By móc przekroczyć próg Edenu, muszą chociaż raz zaznać goryczy. Inaczej wieczne szczęście pozostanie dla nich niedostępne. Zgromadzonych ludzi proszą o dwa ziarnka gorczycy. To one mają się stać namiastką cierpienia i pozwolić dzieciom dostać się do raju. Ludzie chętnie spełniają prośbę Józia i Rózi. Uradowane aniołki dziękują za pomoc i na rozkaz Guślarza odlatują do nieba.

Ponieważ dochodzi północ, najstraszniejsza godzina, Guślarz postanawia wezwać duchy z najcięższymi grzechami. W tym celu każe ustawić w kaplicy kocioł wódki i podpalić go. Na wezwanie starca odpowiada widmo byłego właściciela dworu. Zmarł on trzy lata temu, ale jego dusza nie może odnaleźć spokoju. Wszystko przez to, że za życia był wyjątkowo złym i okrutnym człowiekiem. Teraz dusze skrzywdzonych przez niego ludzi przemienione zostały w nocne ptaki, które wymierzają karę dziedzicowi. Jest wśród nich Kruk. Za życia był on ubogim chłopem. Pewnego dnia, dręczony głodem, wkradł się do sadu pana i zerwał kilka jabłek. Właściciel przyłapał go i kazał wymierzyć mu srogie baty. Chłopak nie przeżył kary. Inną ofiarą skąpca była kobieta, która w Wigilię chciała znaleźć w dworze schronienie dla siebie i swojego dziecka. Dziedzic przepędził ją i biedaczka zamarzła pod bramą posiadłości. Teraz jej dusza została przemieniona w sowę. Wraz z innymi ptakami dręczy ona duszę niegodziwca. Nie pozwala mu zaspokoić głodu.

Widmo szuka u ludzi ratunku, ale wie, że jego działania są bezcelowe. Ponieważ za życia nie potrafił być człowiekiem, teraz ludzie nie mogą mu pomóc. Duch złego pana musi odejść. Guślarz odpędza go specjalnym zaklęciem.

Obrzędy jeszcze się nie kończą. Guślarz pali wianek z ziół i tym sposobem wzywa duchy pośrednie. W kaplicy pojawia się widmo pasterki Zosi. Była ona piękną dziewczyną, ale nigdy nikogo nie kochała. Bawiła się uczuciami innych i za to spotyka ją po śmierci kara. Pląsa nad ziemią, ale ani nie może na nią zejść, ani nie potrafi ulecieć wyżej do nieba. Chce, aby zgromadzeni w kaplicy chłopcy złapali ją za ręce i ściągnęli na ziemię. Jeżeli chociaż raz jej dotknie, będzie mogła odlecieć do raju. Niestety prośby dziewczyny nie można jeszcze spełnić. Guślarz jednak pociesza ją. Twierdzi, że za dwa lata skończy się jej pokuta. Po tych słowach wypowiada zaklęcie odpędzające duchy i Zosia odchodzi.

Dziady kończą się. Ludzie mają się już rozejść, gdy nagle pojawia się widmo młodzieńca z krwawiącym sercem. Guślarz stara suię nawiązać z nim kontakt, ale duch go nie słucha. Przerażony starzec próbuje odegnać marę specjalnym zaklęciem, ale i to nie przynosi skutku. Tłum zauważa, że młodzieniec patrzy jedynie na siedzącą w żałobie pasterkę. Kobieta cieszy się zdrowym mężem i dziećmi, ale mimo to ubrała dzisiaj czarny strój. I ona nie odpowiada na pytania Guślarza. Starzec karze wyprowadzić ją z kaplicy. Widmo młodzieńca podąża za nią.