Nie nie, Halino, to nie jest tak, jak myślisz, widzisz: tego dnia wyszedłem jak zwykle z domu i udałem się na przystanek, ażeby tramwajem linii numer 32 udać się do pracy. Zakupioną po drodze gazetę Wyborczą kartkowałem jadąc bardzo ospale, akurat w czwartkowym dodatku był artykuł znanego mediewisty o rycerskich realiach średniowiecznego Krakowa, skądinąd bardzo porywający. Gdzie tam mnie, prostemu urzędnikowi magistratu do kruszenia kopii o piękne białogłowy jednakowoż zaczytałem się.
- Wieki średnie, jako epoka o bardzo dobrze i szeroko rozwiniętej literaturze dydaktyczno - parenetycznej wykształciło wiele wzorców osobowych, charakterystycznych dla tamtego czasu, z których prawdopodobnie najszerzej znanym i najpopularniejszym, ze względu chociażby na swoją nienaturalną w tamtych czasach "świeckość" był wzorzec idealnego rycerza. - czytałem nawet nie zdając sobie sprawy z tego, iż autobus, którym jadę powoli cofał się w czasie, ze budynki wokół malały i znikały, że za oknami pojawił się Kraków przedwojenny, potem dziewiętnastowieczny, że równo z szybkością mojego czytania rosły wokół mnie mury, zmieniała się topografia i strój ludzi wokół.
Zastanawiałem się długo nad etosem rycerskim: rozumiany jako zespół cech i wartości przyjętych powszechnie i powszechnie akceptowanych przez uczestników rycerskiej kultury to znaczy rycerzy był zbiorem ustalanych (bądź też raczej: ustalających się) przez stulecia norm, jakie kreśliły wzorzec osobowy samego rycerza i kształtowały zachowania wzorcowe, jakie przyjęte zostały w społeczności i kulturze rycerskiej. Widziałem już siebie kiedy w woalach etosu wskakuje dzielnie na mojego rumaka i prężę pierś nagle zmężniałą i zakutą w zbroję, tak, ze podobny się stałem do postaci z etosu rycerskiego, jakie zachowały się w średniowiecznej literaturze pięknej w postaci chansons de geste (z franc. "pieśni o czynach") i kronik, ale także i malowanych miniatur
Czytam dalej o tym, iż średniowieczny etos posiada bardzo głębokie, bo sięgające aż starożytnej Grecji korzenie i jako zbiór cech i wartości pewnej określonej ściśle klasy ludzi związanych z orężem i walką stanowił rozwinięcie i kontynuację etosów wojowników, których opiewał Homer, czy tych znanych z barbarzyńskich podań np. Germanów, dostosowane do feudalnych warunków wieków średnich i wcale nie zauważam, jak za szybą autobusu wyrastają stare mury i baszty Krakowa renesansowego, jak zabytki renesansu topnieją naraz i rozpadają się w pył po to, ażeby zrobić miejsce realiom średniowiecznym. Widać strzeliste wieże gotyckimch katedr i kościołów, a ja dalej czytam w gazecie, że Kościół począł wpływać na wartości rycerskie około końca XI wieku, kiedy zaczął przejawiać nimi zainteresowanie z takich powodów, jak chociażby pojawienie się idei walczenia w obronie chrześcijańskiej wiary, która szczególnie w okresie naznaczonym krucjatami stała się głównym i naczelnym składnikiem samego etosu. Wiek XII przyniósł etosowi rycerskiemu pierwszy pisany na jego temat traktat, którego autorem stał się Bernard z Clairvaux. Dzieło pod tytułem "Liber ad Milites Templi de laude novae militiae" ("Pochwała nowego rycerstwa") stało się swoistym manifestem zwierającym wzór nowego rycerza, który począł jawić się jako człowiek przepełniony chrześcijańską miłością, lecz obojętny na sprawy ziemskie i mający w pogardzie zbytki i materializm. Swięty Bernard pisał: "Rycerz Chrystusowy zadaje więc śmierć z całkowitym spokojem… jeśli umiera, to dla swego dobra, jeśli zabija, to dla Chrystusa… Zabijając złoczyńcę, nie postępuje jak zabójca, ale, że tak powiem, jak złobójca…".
Wyobrażam sobie, ze nie jestem wcale zwykłym rycerzem, ale ze zabijam smoki i inne potwory. Smoka Wawelskiego nie pokonał wcale żaden dratewka, zabiłem go ja moim wiernym mieczem Darkafalem, a potem dostałem za żonę księżniczkę Wandę i precz przepędziłem Niemca, który starał się o jej rękę.
Wanda jest piękną damą o zamszowym spojrzeniu i gładkiej mlecznej skórze i choć nogi ma owłosione, a nad górną wargą sypie się jej nieco zbyt męski wąsik to rad jestem, iż wydany zostanę niedługo za prawdziwą królewnę, żelazną w swojej nieugiętej cnocie, która nie zechciawszy Niemca to do mnie - po zabiciu smoka - najprawdziwszym afektem zapałała.
Najistotniejsze cechy i wartości średniowiecznych rycerzy cechują właśnie mnie i teraz - kiedy odrywam oczy od gazety z tym jakże wciągającym artykułem mogę już zobaczyć, że jestem w średniowiecznym Krakowie, ze nie autobus mnie wiezie ale koń po rycersku osiodłany, gniady i lekko narowisty, ale mnie to nie przeszkadza, ponieważ łaciny nieco w przyklasztornej szkole w Kozłowie rodzinnym liznąwszy wiem, iż nie miękkość końskiego chodu, ale przede wszystkim siedem cnót, które wymienić można w opozycji do siedmiu grzechów głównych prawdziwego rycerza cechować musi,. Takoż odznacza mnie wierność - fidelitas, pobożność - pietas, męstwo - virtus, roztropność - prudentia, dworność - curiositas, hojność - largitas i honor.
Jestem prężnym młodzieńcem lat około osiemnastu, na szerokiej klatce piersiowej nie rosną mi jeszcze włosy i nie urosną już pewnie, nie jestem bowiem niczym chłop kosmaty, jestem szlachcicem, a moje szlachetne urodzenie stanowił jeden z podstawowych atrybutów rycerza, jest powodem dumy i potwierdza pozycję społeczną. W mieście prócz odrobinę zbyt owłosionej Wandy czekają na mnie inni młodzieńcy z bractwa cechuje mnie bowiem także stanowa solidność rycerska, a wyrazem tejże na gruncie kultury zachodnioeuropejskiej były idee bractw rycerskich czy towarzystw turniejowych. Lekką ręką rzucam jakiemuś pokrytemu wrzodami beznogiemu żebrakowi złoty pieniądz, ponieważ jestem także hojny, a hojność - przeciwieństwo skąpstwa, którą to cechą pogardzano, jako charakterystyczną dla chłopa czy mieszczanina, przysparzała bardzo wielu sprzymierzeńców, szczególnie dobrze procentowała, jeśli okazana została truwerowi, który z zapałem sławił imiona darczyńców w swojej dalszej drodze.
Zastanawiam się przez chwilę czy nie wyjechać z tego miasta w poszukiwaniu innych smoków i panien nieco szlachetniejszej niż Wanda urody, za granicę gna mnie żądza sławy, która każe okazji do rozgłosu, dbać o własne imię i o to, ażeby cieszyło się należytą sławą, nie ucieknę jednak ponieważ jestem odważny - poza oskarżeniem o wiarołomstwo, zarzucenie tchórzostwa było dla rycerza jedna z największych obelg. Dałem Wandzie moje słowo, stała wtedy wprawdzie w półmroku i niezbyt dokładnie widziałem, jak wygląda, ale wierność danemu słowu właśnie to kolejna cecha, odróżniająca rycerza od mieszczan czy chłopów, która dotyczy jednakże tylko osób równych rycerzowi stanem. Musze należycie traktować Wandę, jak każą mi romanse rycerskie - myślę dalej - ponieważ dążę do ideału, modelu najdoskonalszego rycerza, choć jako taki bardzo rzadko jest wcielany w życie rzeczywistych wojowników i zwykle pozostawał jedynie literacką fikcją, chociaż można oczywiście wymienić kilka stricte historycznych przykładów ludzi, którzy wprowadzali go w życie. Do takich postaci należał na przykład, mistrz mój, świętej pamięci Lukaon z Miechowa, sławny na całą Europę wojownik polski, który dla swej rudowłosej pani i do Anglii się udał, by Lancelota poskromić za to, iż Ginewrę uznał on siła piękniejszą od jakiejkolwiek innej kobiety, co było dla Lukaona oczywistą zniewagą, ponieważ najpiękniejszą kobietą na ziemi była jest i będzie księżna Lizawieta - ognistowłosa wybranka jego.
Takoż i ja damy serca mego imię sławić gotów jestem, ażeby ją na zawsze zapamiętano, jeśli nie jako piękną, to jako dzielną i niczym mąż odważną niewiastę - bo i do męża nieco podobną jest z oblicza, wąsa i wejrzenia swego, co podłego Niemca nie chciała za męża i wolałaby w wodę wiślaną skoczyć, gdyby jej pierwej smok nie wypił zanim żem go ja - Galeon mężny herbu Nietoperz - nie zaszlachtował.
I przetrwa ta historia po najdawniejsze wieki, ponieważ opłacę turbadurów i truwerów, aby przygody me sławili, tak jak przyjaciel mój Janko herbu Dziki Dzięcioł opłacił onych grajków, by mówili to podli Tatary z łuku hejnaliście krakowskiemu przestrzelili gardło nie zaś on, kiedy machinę latającą na smoczych wiatrach napędzaną wynaleźć próbował i przez przypadek pazurem smoczym w grajka gardło prysnął, a ze pazur był świeży toć i nad rynkiem zakołował i hejnalistę w słabiznę ugodził.
Tak Janko i hejnalista zmówili się, iż rozgłoszą, iż to Tatary na pewno były, zaś hejnał z jękiem przerwany z powodu gardła nie zaś onych potrzeb, co w domu ma z nich małżonka taką pociechę. Choć z hejnalisty już pono pociechy być w tych sprawach po tym wypadku nie może.
Jednak przecież rycerzem prawdziwym nie byłbym, gdybym tak pewnych umiejętności magicznych nie posiadał - myślę sobie dalej galopując na moim rumaku gniadym i rączym wzdłuż murów miasta. Wtem drogę zabiega mi roznegliżowana niewiasta wołając:
- Panie, ulituj się nade mną, magnetyzm zamku królewskiego ku tobie mnie przywodzi, ratujże mnie w miłości mojej i pójdźże ze mną, bom tobie rozkosznie rada!
To posłyszawszy mężnie z rumaka zlazłem i rycerskością moją czterokrotnie się wykazawszy kazałem wieśniaczce rozgłaszać, ze jakby rodzice o co pytali to powiedzieć musi, iż to od tych ptaków krakowskich gołębiami zwanych, boć to wcale nie ptaki przecie są a rycerze najprawdziwsi i oni ją - jak w baśniach - stadem opadłszy na śmierć zadziobać chcieli, ledwoż z życiem uszła cało. I mówiąc to myślę, jak to pewnie znów jakowychś legend przyczynkiem się staję, pewnikiem jednej o rycerzach, innej zaś o chorobie ptasiej, którą napastliwość wielka na niewiasty w czasie zarażenia charakteryzuje, a zwać ją od tego "grypą" będą.
Tak dywagując sobie siła drogi przejechałem, mury dwakroć okrążyłem i do miastam wjechał, a tam do kościoła, co go świeżo budowali na Placu zajściem musiał, żeby się z grzechów niedawnych z wieśniaczką oczyścić i gdym na klęczniku klęczał spostrzegłem iż ciągle but jej żółty trzymam za pazuchą, a z butem wszak do Wandy pójściem nie mógł, tożem wrzucił go za figurki one ucieszne z ołtarza, co jeszcze nawet nie wszystkie gotowe stały.
Gdym na zamek podjechał z konia zsiadł lekko wtem mnie jakiś Włoch wąsaty obskoczył w kitlu białem i poznałem, ze to kucharz królewski Bartolini Bartłomiej być musi, a on zbliżył się do mnie, skłonił z galanterią, za rękaw mnie pociągnął i wyrzekł:
- Bileciki do kontroli.
I w ten oto właśnie sposób widzisz droga Halino, iż ja do wszystkiego się przyznaję, do wieśniaczki napotkanej też, jak na świętej spowiedzi, wszystko to było dlatego, iżem się, znaczy ekhm! dlatego, że się tych artykułów w Wyborczej naczytałem i za wariata mnie przez to w autobusie wzięli. Bo ja Halino - tak jak ci obiecałem - do ust alkoholu nie biorę....