Średniowiecze wykreowało liczne wzorce osobowe, stworzyło między innymi wizerunek idealnego władcy, świętego oraz rycerza. Opracowaniem ideału rycerza chrześcijańskiego zajęła się głównie ówczesna epika rycerska. Ukazywała ona wojowników doskonałych, którzy mieli być probierzem dla całego stanu rycerskiego. Niedościgniony ideał był mężczyzną odważnym, honorowym, pobożnym, lojalnym wobec Boga oraz króla i niepopełniającym żadnych, nawet najmniejszych błędów. Taki wzorzec miał kształcić i wychowywać śmiałków, dodawać im otuchy i wskazywać właściwą drogę postępowania. Z tego też powodu niezmiernie często spotykamy w średniowiecznej literaturze postaci wręcz wyidealizowane, których zachowanie wydaje się przerysowane a czyny podkoloryzowane. Mimo tego, ich przygody przez całe stulecia zyskiwały coraz to nowych czytelników, aż do ostatecznej nobilitacji w wieku XIX, kiedy to nawiązania do średniowiecza stały się niemalże modne.

Jedną z takich doskonale wykreowanych postaci doby średniowiecza jest hrabia Roland, uważany za wzorzec chrześcijańskiego rycerza. Spełnia on bowiem wszelkie wymagania, które stawiane były przed ówczesnym wojownikiem. Jest dumny i wyniosły wobec wrogów, zdolny do poświęceń dla przyjaciół, bezwzględny w walce i pokorny wobec władcy. W imię swojej wiary oraz "słodkiej Francji" jest gotów oddać życie.

Nie mogąc pozwolić sobie na to, by ktoś nazwał go tchórzem, w czas śmiertelnego niebezpieczeństwa nie wzywa pomocy i walczy do ostatniej kropli krwi. Nie musi przy tym prosić swoich współtowarzyszy o posłuchanie, bo z miłości do Rolanda i króla gotowi są umrzeć dla dobra sprawy. Sam hrabia walczy jak lew i z pomocą Durendala - miecza relikwii - udaje mu się rozgromić dziesiątki Saracenów.

Nawet umierając, zachowuje przytomność umysłu i wierność kodeksom. Odchodzi godnie, wedle przepisów i porad rodem z ars bene moriendi (podręcznika do sztuki dobrego umierania). Cały rytuał przejścia do zaświatów wypełnia dokładnie, krok po kroku, żegnając się z rodakami i współtowarzyszami walki, ojczyzną, królem i wreszcie spowiadając się, by bezpiecznie oddać swoją duszę Bogu. Przed śmiercią Roland przełamuje swój miecz, nie pozwalając na to, by relikwia dostała się w ręce barbarzyńcy.

Innym, odmiennym nieco przykładem średniowiecznego ideału jest Tristan, bohater średniowiecznego romansu. Był on wiernym wychowankiem oraz zaufanym człowiekiem swojego króla. Jako wojownik oraz myśliwy był bez zarzutu - dzielny, niezwyciężony, dumny i nieprzejednany.

I w roli kochanka odnalazł się bez zarzutu, jednak zakazana miłość sprawiła, że niejednokrotnie musiał złamać kodeks rycerski. Przede wszystkim, jako rywal swojego władcy, nie mógł postępować wobec niego uczciwie. Bezwolnie zakochując się z wzajemnością w żonie króla Marka skazał się na żywot spiskowca i oszusta. Bywało, że postępował niehonorowo, a robił to dlatego, by być bliżej swojej ukochanej. Uczucia, jakimi darzyli się Tristan i Izolda, stały się dla nich zarówno źródłem szczęścia, jak i cierpienia.

Tristan jako rycerz i kochanek stanął przed tragicznym wyborem. Ponieważ chciał być wierny i lojalny wobec Izoldy i króla jednocześnie, wszystko co robił w pewien sposób go unieszczęśliwiało. Nigdy nie mógł być stuprocentowo przekonany o tym, iż postępuje właściwie - mógł słuchać albo serca, albo rozumu. Taka sytuacja zbliża go poniekąd do Antygony - dla nich obojga bowiem wybór wiąże się wszak z jakąś stratą, jest wstępem do tragedii.

Przypomnijmy, iż idealny rycerz pozostawał zawsze wierny swojemu władcy i zasadom, jakie go obowiązywały. Zarówno Roland, jak i Tristan byli z początku takimi właśnie wojownikami - lojalnymi i całkowicie oddanymi, zaufanymi ludźmi. Hrabia nie zmienił się do końca swoich dni, jego charakteru nie wzruszyła żadna siła. Z Tristanem stało się jednak inaczej - został on niewolnikiem uczuć, które wplątały go w szereg niewygodnych sytuacji i niesprzyjających okoliczności. Gorąca namiętność wygrała z martwym kodeksem. Zakochując się w Izoldzie, Roland przestał stanowić wzór rycerza, ponieważ nie mógł dochować wierności swemu władcy. Jako kochanek żony króla nie czuł się bezpiecznie we własnej ojczyźnie i w najbliższym otoczeniu Marka. Komplikowało to jego sytuację oraz podkopywało reputację. Fakt bycia kochankiem kobiety zamężnej stawiał go w bardzo niekorzystnym świetle - formalnie Tristan był zdrajcą, świętokradcą i cudzołożnikiem.

Pomiędzy postawą bohatera "Pieśni o Rolandzie" a Tristanem, ukochanym Izoldy występują znaczące różnice. Mimo, iż obu uważa się za postacie wzorcowe dla swojej epoki, to prezentują oni zgoła odmienny system wartości. Ciekawe jest to, że pomimo swojej nieprawości, Tristan podziwiany jest tak samo, a może nawet bardziej, niż sam hrabia. Warto pamiętać o tym, że miłość do Izoldy nie była dlań kaprysem czy chwilową słabostką a wyrokiem losu. Tak, jak Roland z Saracenami, Tristan musiał zmierzyć się z potęgą namiętności, która zniewoliła jego duszę i ciało. Sądzę, że to właśnie sprawia, że jest on bliższy czytelnikom niż zawsze poprawny, wykreowany Roland.