W okresie średniowiecza sprawy ludzkie spychane były zwykle n dalszy plan. Humanizm, czyli prąd kulturowy stawiający człowieka na pierwszym miejscu w sztuce i literaturze zdominował następną epokę - Renesans, zwany też w spolszczeniu Odrodzeniem. Ponownie zainteresowano się tradycją starożytną. Człowiek stanął w jej centrum, ważne stały się jego sprawy, pytania o egzystencję i sens życia. Nie jest łatwo podać definicję sensu istnienia. Trudne pytania znajdowały szczególne zainteresowanie u humanistów - wykształconych i posiadających szerokie zainteresowania artystów, pisarzy i myślicieli. Próbę odnalezienia wytłumaczenia, czym jest sens życia podjął także William Szekspir, największy angielski dramaturg epoki, czasem też uważany za największego dramatopisarza w historii świata. Jedną z odpowiedzi znaleźć można w tragedii Szekspira "Makbet". Główny bohater mówi:

"Życie jest tylko wędrującym cieniem,

Nędznym aktorem który swoją rolę

Przez parę godzin wygrawszy na scenie,

W nicość przepada - powieścią idioty,

Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą".

Czy możemy się zgodzić, że życie nie ma sensu? Że jest bezwartościowe, ulotne i puste niczym "powieść idioty"? Wobec pewnych ludzi jest to może i racja, ale jeśli spojrzymy z perspektywy naszego życia i ludzkości jako takiej, dojdziemy do wniosku, że takie stwierdzenie to błąd. Postaram się tego dowieść poniższymi argumentami.

Z poglądami Makbeta współgra jeszcze jedna, znacznie młodsza definicja. Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową - to oczywiście tytuł filmu, ale stał się powszechnym wyrażeniem. Jeśli poważnie się zastanowimy, dojdziemy do wniosku, że jest trafna. Choroba jest zawsze postrzegana jako zło. Może się wydawać, że określenie czegoś chorobą odejmuje wszelkie pozytywne strony. W tym przypadku może być jednak inaczej. Życie może być "dobrą" chorobą.

Ludzkie życie rozpoczyna się w chwili narodzin, lub poczęcia, spiera się o to wielu myślicieli współczesności, ale już od tej chwili jest naznaczone śmiercią. Rodząc się człowiek otrzymuje karę śmierci z nieokreślonym momentem wykonania. Jak długo będziemy cieszyć się życiem? Raczej nie dłużej niż sto lat. Nawet nie 80. Może 50? Albo jeszcze krócej? Jeden Bóg wie. Można zatem pomyśleć - po co chodzić do szkoły, pracować, gromadzić dobra materialne i przyjaciół, jeśli w końcu, i co najgorsze - nie wiadomo kiedy, pozostawimy wszystko i tak po prostu umrzemy? Trzeba pogodzić się z życiem, bo los nie śpi i być może to nasz ostatni dzień. Życie może być szczęśliwe nawet wtedy, gdy żyjemy z wyrokiem. Trzeba tylko dostrzec piękno i sens życia. Dla jednego może to być praca, dla innego założenie rodziny, trzeci po prostu chce zbierać znaczki.

Fakt, że Makbet nie znajduje sensu w istnieniu i porównuje życie do powieści idioty, wynika z cech mówiącego - nieustannej żądzy władzy i strachu związanego z posiadaniem tej władzy. Te uczucia popchnęły go do zbrodni, są posunięte do granicy choroby i dalej. Może chciał udowodnić swojej żonie, że jest silny i godny, że jest "prawdziwym mężczyzną". Nie odnalazł sensu swojego życia, bo nie szukał go tam, gdzie powinien. Nie może osiągnąć szczęścia i zadowolenia. Władza zdobyta zdradą nie dodaje obrazowi Makbeta siły, władza sprawowana przy pomocy terroru nie dodaje mu godności. To, że nie osiągnął swoich celów pomimo przelania rzeki krwi, sprawia, że cały wysiłek wydaje się Makbetowi bezsensowny. A on po prostu wybrał złą drogę, nie powinien próbować przyspieszyć przeznaczenia. Teraz władza Makbeta opiera się na strachu, ale ten sam strach uczynił go swoim niewolnikiem. Dokonując zbrodni miał przecież świadomość, że postępuje przeciwko moralności i prawu ludzkiemu i boskiemu. Nie wie, czy ktoś inny nie postanowi zmienić wyroku losu, na przykład przez zabicie znienawidzonego władcy. Makbet utracił sens życia, bo nie żyje w zgodzie z Bogiem, ludźmi i samym sobą.

Człowiek jest kowalem swojego losu - tak często się mówi. Celem każdego człowieka jest żyć szczęśliwie, ale tylko od poszukującego zależy, gdzie je znajdzie. Dobrą drogą jest realizacja swoich marzeń przez wykorzystanie talentów i dążenie do równowagi celów i środków. Cele nie zawsze są możliwe do osiągnięcia zaraz, prosto i bez wysiłku. Niektóre są w ogóle nierealne, ale już samo dążenie do celu i świadomość, że dajemy z siebie wszystko daje nam poczucie spełnienia. Optymista, jak się to mówi, widzi zawsze szklankę w połowie pełną.

Jeśli ktoś osiągnął wszystko, co zaplanował lub co tylko mógł osiągnąć, oraz jest z siebie zadowolony, to wygrał. Jeśli ktoś chce więcej i więcej a jednocześnie nie wie, czy utrzyma to, co już ma - to przegrał. Ważne jest, aby przejść przez życie godnie, kierując się swoimi zasadami. Trzeba wziąć też pod uwagę Boga. To On w końcu dał nam życie i On w końcu nas z niego rozliczy. Jeśli w naukach Kościoła odnajdujemy wskazówki, jak żyć to dobrze. Jeśli nie - no cóż, musimy radzić sobie sami trzymając się tylko ogólnych wytycznych.

Uważam, że życie jest bezcenne. Mamy tylko jedno, które możemy wykorzystać dobrze lub źle - dla siebie i innych. Człowiek stara się utrzymać na tym świecie jak najdłużej i coś po sobie zostawić. Człowiek ceni się i nie chce zniknąć bez śladu jak powieść idioty.