Bardzo trudno jest rozstrzygać o życiu lub śmierci człowieka. Nawet wtedy, kiedy mowa o bohaterze fikcyjnym nie można mieć stuprocentowej pewności, że dokonało się właściwego wyboru. W przypadku Kordiana, głównego bohatera dramatu Juliusza Słowackiego jest to problem bardzo złożony i jakakolwiek odpowiedź może wywołać wiele kontrowersji. Zawsze pozostaną jakieś wątpliwości i niedomówienia. Stojąc przed wyborem życia lub śmierci dla Kordiana wybrałem jednak to drugie, czyli śmierć, mając na uwadze jego wcześniejsze życie, naturę psychologiczną, złożoność charakteru oraz to, jak wielkim ciężarem musiałoby być dla niego dalsze życie.
Od początku życie Kordiana nie było łatwym. Od najmłodszych lat cechowała go wielka wrażliwość, uczuciowość, refleksyjność. Był dzieckiem nad wiek dojrzałym, które nie znajdowało zrozumienia wśród otaczających je ludzi. Kordian miał bardzo złożoną osobowość. Posiadał w sobie cechy najbardziej skrajne - od delikatności i umiłowania poezji do ogromnych skłonności depresyjnych, które niejednokrotnie doprowadzały go do myśli i prób samobójczych. Przez całe życie Kordian reprezentował postawę człowieka romantycznego - indywidualisty i idealisty. Będąc dzieckiem poszukiwał ideału, który wykraczałby poza codzienność. W końcu udało mu się uwierzyć w jego istnienie. Natura, poezja, miłość i wiara stały się jego ideałami, ale jak wielkim musiało być dla niego ciosem skonfrontowanie ich z rzeczywistością, z czego wynikał, że we współczesnym mu świecie ideały te nie znajdują najmniejszego odzwierciedlenia. To jest właśnie jedne z powodów, dla których uważam, że lepiej byłoby, gdyby Kordian zginął. Wystarczy pomyśleć, jak dla tak wrażliwego człowieka z duszą romantyka wyglądałaby perspektywa dalszego życia po tym, kiedy wszystkie jego młodzieńcze ideały zostały zanegowane i przekonał się, że nie mają one szans istnienia i racji bytu w realnym świecie. Najgorsze zaś dla Kordiana było to, że odnalazł jeszcze jeden ideał, dla którego gotów był oddać życie, ale jak się potem okazało ten również nie miał szans powodzenia w ówczesnych realiach.
Kordian po dramacie rozczarowań ideałami romantycznymi na górze Mont - Blanc odnalazł ideał, dla którego postanowił poświęcić swoje życie, czyli walkę narodowowyzwoleńczą. W oczach Kordiana, w jego mniemaniu był to jedyny nieprzewartościowany ideał, którego chwycił się jak ostatniej deski ratunku przed powtórzeniem dziecięcego dramatu bezideowości.
W umyśle Kordiana zrodziła się idea wybawienia Europy spod jarzma tyranii i ucisku carskiego. Konrad postanowił wykreować siebie na Winkelrieda narodów, biorąc sobie za wzorzec postępowania osobę szwajcarskiego bohatera Winkelrieda, który na własną pierś skierował włócznie wrogów, aby wspomóc wygraną rodaków walczących o niepodległość. Nową ideę Kordian chciał zrealizować dokonując zamachu na życie cara. Z pełnym poświęceniem i zaangażowaniem wszystkich myśli i uczuć przygotowywał się do tego czynu. Jednak okazało się, że w swoich dążeniach jest całkowicie osamotniony. Kiedy doszło do konfrontacji jego argumentów i argumentów Prezesa - realisty w scenie spiskowej wyszło na jaw, że Kordian podejmując decyzję o zamachu na życie cara nie wziął pod uwagę konsekwencji jakie mogły wypłynąć z tego czynu. Prawdopodobieństwo zmiany warunków życia Polaków było znikome. Prezes przedstawił realną wizję beznadziejności tego zamachu. Po zamordowaniu cara można było spodziewać się jedynie zwiększenia represji ze strony rosyjskich władz, a podjęcie walki skazywało polską armię na klęskę, gdyż była ona zbyt słabo uzbrojona i nieprzygotowana do starcia z wrogiem. Argumenty Prezesa były na tyle silne, że w głosowaniu Kordian poniósł klęskę zyskując jedynie pięć głosów poparcia, jednak odniósł tym samym zwycięstwo moralne nie odstępując od swego zamiaru i na własną rękę zdecydował się podjąć próbę zamachu na życie cara.
Postać Kordiana emanuje tragizmem. Jest od podobny do Syzyfa, który będąc blisko celu nie osiąga go. Tak jak kamień Syzyfa, który stacza się w dół po doprowadzeniu go do szczytu, tak i zamiar Kordiana, który był prawie u celu kończy się niczym. Kordian pełnił nocną straż w pałacu cara, pod jego sypialnią, jednak strach i imaginacja spowodowały, że zagubił się w gąszczu wewnętrznych rozterek i wątpliwości, a skrupuły moralne oraz romantyczna etyka rycerska nie pozwoliły mu dokonać zamierzonego czynu. Dla samego Kordiana okropne było również to, że sam powoli zaczynał wątpić w dojście do celu, który sobie wyznaczył. Po niefortunnym zdarzeniu pod sypialnią w pałacu z rozkazu cara znalazł się w szpitalu wariatów oczekując na wyrok.
W szpitalu wariatów Kordian przeprowadził burzliwą dyskusję z samym sobą w postaci Doktora. Doktor stanowił sumienie Kordiana, część jego osobowości, jednak tą gorszą część, będącą pod mocą szatana. Szatan miał jeden cel - "ostatni skarb wydrzeć, własne przekonanie, ostatni płomień zgasić". Po części udało mu się to, gdyż Kordian zaczął sam dostrzegać bezcelowość swojego działania. I oto kolejny argument przemawiający za jego śmiercią. Po dramacie bezideowości, dramacie rozczarowań ideałami romantycznymi jeszcze jeden dramat - rozczarowanie ideałem walki narodowowyzwoleńczej, która okazała się kolejną wartością, której Kordian poddał się bez reszty, a na której również się zawiódł.
Dramat Słowackiego kończy się na Placu Marsowym, kiedy to Kordian stoi przed plutonem żołnierzy oczekując na wykonanie wyroku śmierci. W ostatniej chwili zjawia się jednak poseł od Wielkiego Księcia Konstantego z listem uniewinniającym, lecz w tym momencie akcja się urywa tak, że nierozstrzygnięta zostaje sprawa życia i śmierci Kordiana. Jego los w tym momencie leży jakby w rękach czytelnika, po części również w moich rękach i po raz kolejny powtarzam - powinien zginąć! Jak ciężkie byłoby dla niego dalsze życie ze świadomością, że zawdzięcza je swemu największemu wrogowi, wrogowi jego ukochanej ojczyzny. Z pewnością, gdyby Kordian zechciał podjąć dalszą działalność spotkałby się z jeszcze większą obojętnością i nieufnością ze strony ludzi, którzy mogliby mieć podejrzenia, że jest on zdrajcą, bo od śmierci ocalił go brat cara. Równocześnie Kordian dożywszy około 20 lat całą swoją energię i duszę poświęcił jednemu celowi i nie wiadomo, czy żyjąc dalej starczyłoby mu sił, aby podjąć się od nowa jakiegoś zadania lub też kontynuować te rozpoczęte po tym, kiedy stracił nadzieję na osiągnięcie celu. Myślę również, że sam Kordian wolałby umrzeć w tak młodym wieku. Byłby to w jego romantycznym stylu ponieść śmierć za ojczyznę bardziej, niż umrzeć w zapomnieniu i osamotnieniu w sędziwym wieku.
Nie jest mi z pewnością łatwo na zakończenie napisać, że jednak lepiej byłoby dla Kordiana, gdyby na Polu Marsowym egzekucja doszła do skutku. Dla niego dalsze życie nie miałoby sensu. Po przewartościowaniu wszystkich ideałów, zawiedzionych nadziejach, po straceniu całej siły, jaką zaangażował w jeden cel, którego nie udało mu się zrealizować, mimo, że był tak blisko jego osiągnięcia, po straceniu wszystkiego, w czym opierał swoją energię i sens życia dalszy byt byłby dla niego wielką udręką.
Myślę, że nawet gdyby Kordian przeżył, to w końcu w swojej bezradności, bezczynności, bezsensowności dążenia do następnego celu podjąłby kolejny czyn samobójczy, dlatego, że w gruncie rzeczy był człowiekiem zbyt słabym psychicznie, aby móc normalnie żyć po tylu utraconych nadziejach i tylu rozczarowaniach.