W utworze zatytułowanym Pomiędzy świtem a nocy zniknięciem poeta za główny obraz wybrał moment, w którym noc zmienia się dzień, interesuje go uchwycenie dokonujących się wówczas zmian. Ten moment doby jest dla niego chwilą zmagań dwóch żywiołów, pojedynku, który ma rozstrzygnąć o zapanowaniu nad czasem: "Płomienne blaski różowe z mrokami / Walczą". Te różowe refleksy słońca zostają porównane do Cnoty, i tak jak ona, wydają się być "mdławe, lecz ufne". Zarazem zauważa, że ich dominacja nie dokonuje się łatwo, napotykają na przeszkody: "choć wciąż je coś mami...". W centrum uwagi znalazły się urastające do symbolu zmagania dnia z ciemnościami nocy. Poeta stara się bardzo dokładnie przedstawić zachodzące wówczas zjawiska, okazując wyraźną fascynacją tym, co się dzieje: "Ostatnia gwiazda wtedy w niebo ginie, / A słońce rude wynosi skronie". Ten widok skłania go do refleksji, że tak musiał wyglądać proces stwarzania świata, którego dokonał Bóg. Dlatego ten codziennie powtarzający się spektakl jest przypominaniem tamtego aktu: "I periodyczna pamiątka stworzenia / Wciąż od Pańskiego kreśli się skinienia". Można więc uznać ten utwór za poetycki hołd, składany Bogu-Stwórcy. To literackie dziękczynienie za wspaniałe dzieło i wyraz wdzięczności, że człowiek może oglądać tak niewiarygodnie piękny spektakl.