Nazywam się Klaudia Kowalczyk. Jestem redaktorką pisma "Poezja na świecie". Jest to miesięcznik, który ukazuje się w kraju a także za granicą , dla Polonii. Miesiąc temu dostałam zadanie- napisać artykuł o wielkim poecie Janie Kochanowskim. Artykuł miał nie być za długi, ale też nie krótki, taki w sam raz, jak się wyrażę, ale za to ciekawy i interesujący. Chciałam się starannie przygotować do napisania tego materiału i dużo czasu spędziłam w bibliotekach i czytelniach. Czytałam dzieła Jana Kochanowskiego, piękne, utwory i opracowania o nim. Zebrałam sporo materiału i mogłam zacząć pisać artykuł. Mogłam siąść przy komputerze i pisać i pisać…ale jak to łatwo powiedzieć. Ciężko było, zdania wychodziły sztywne i sztuczne, cały czas zaczynałam od nowa pisać. Późno w nocy przerwałam pisanie, bo uznałam, że na razie przez to nie przebrnę. Czekałam na natchnienie i lekkie pióro. Mnóstwo już napisano artykułów o Janie Kochanowskim, a postanowiłam, że mój będzie wyjątkowy. Zdecydowałam zabrać się do tego następnego dnia, pomyślałam, że może natchnienie przyjdzie i napisze świetny tekst. Miałam mnóstwo materiałów, potrzebowałam tylko weny twórczej. Rano wstałam, przygotowałam się do wyjścia do pracy. Jechałam jak zawsze tramwajem nr 3, ale wysiadłam przystanek wcześniej, chciałam się do redakcji przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza, człowiek nie ma na nic czasu, to chociaż chciałam sobie zrobić spacer. Wysiadłam przy Uniwersytecie i dostrzegłam z daleka jakiegoś mężczyznę. Był dziwnie ubrany, w długą czerwoną szatę, miał długi łańcuch i mnóstwo pierścieni, pomyślałam, że to może jakiś artysta. Wydał mi się dziwny, przez to ubranie. Pomyślałam nawet, że może uciekł z jakiegoś zakładu psychiatrycznego. Ostatnio tyle się słyszy o tym w radiu i telewizji. Podeszłam do niego, bo mnie zaintrygował i zapytałam:
- Pan statystuje w jakimś filmie ?
- Statystuję ? , nie, drogie dziecko, tym się nie zajmuję i nigdy nie zajmowałem.
- Myślałam, że Pan gra w jakimś filmie ?
- Skądże, w filmie ? Nie gram, nie jestem aktorem, po prostu spaceruje po mieście.
Ten człowiek miał ogromne poczucie humoru, rozbawił mnie i rozbawiła mnie cała ta sytuacja. Przyglądałam mu się, nie był młody, ale nie był też nie wiadomo jak stary. Zauważył, że na niego patrzę i powiedział :
- Wiem, że mój strój budzi zdziwienie, proszę mi wybaczyć, ale takie są moje zwyczaje.
- Skoro Pan zaczął ten temat, to musze przyznać, że Pana strój bardzo mnie zdziwił ale wydał mi się bardzo interesujący.
Stwierdziłam, że zapowiada się ciekawa rozmowa. Przeprosiłam mojego nowego znajomego, wyjęłam z torebki telefon komórkowy i zadzwoniłam do kolegi z redakcji, żeby przekazać, że będę w pracy za godzinę. Musiałam wykorzystać taką okazję i porozmawiać z tym intrygującym człowiekiem. Wykręciłam numer do Marcina:
- Cześć Marcin, słuchaj, tramwaj się spóźnił, były korki, wysiadłam przystanek wcześniej i spotkałam interesującego człowieka. Muszę z nim porozmawiać, więc będę w redakcji za godzinę. Tak, zaczęłam już pisać artykuł, ale na razie kiepsko to widzę, co ? mam dyskietkę, jak będę na miejscu to wszystko Ci opowiem, to nie jest rozmowa na telefon. A zresztą nie mam już dużo czasu. Pa. W redakcji za godzinę. Na razie.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do torebki. Podeszłam do tajemniczego człowieka. Mój nowy znajomy zapytał:
- Jakieś kłopoty ? może w pracy ?
-Nie, przekazałam, że trochę się spóźnię, miałam być w redakcji dziesięć minut temu a będę trochę później, ale nic się nie dzieje. Ale może się przedstawię, jestem Klaudia Kowalczyk !- podałam rękę znajomemu. A Pan ?
- Miło mi Panią poznać. Kłaniam się do Pani stóp, jestem Jan.
- W którą stronę Pan idzie ? moglibyśmy porozmawiać ? przeczuwam, że jest bardzo interesującym człowiekiem.
- Idę do Rynku.
- Przejdziemy się , usiądziemy , wypijemy kawę , porozmawiamy ?
- Bardzo chętnie.
Poszliśmy do Rynku, wybraliśmy przytulną restaurację. Poczułam głód, nie jadłam dzisiaj śniadania. Zamówiliśmy kawy , ja skusiłam się jeszcze na szarlotkę i o dziwo mój towarzysz również. Zaczęliśmy rozmawiać, Jan stwierdził:
- W Krakowie to zawsze były wyśmienite szarlotki i różne ciasta i nadal tak jest.
- Nie jest Pan pierwszy raz w Krakowie ? zapytałam.
- Nie, jestem tu już po raz kolejny, a byłem mnóstwo razy już w tym pięknym mieście.
- Skąd Pan jest ? mówi Pan z obcym akcentem. Nie jest Pan z Krakowa ani z Małopolski ?
- Kraków to rzeczywiście wspaniałe miasto, ale niestety nie pochodzę z Krakowa.
- Z Warszawy ?
- Też nie, pochodzę z radomskiego, urodziłem się w Sycynie.
W Sycynie ?, zastanowiło mnie to. W tym miejscu urodził się Jan Kochanowski. Wiem, bo ostatnio tyle przeczytałam na jego temat artykułów, łącznie z biografią. Nie, to niemożliwe….
- A co Pana sprowadza do Krakowa ?
- Przyjechałem tu odwiedzić mojego przyjaciela. Nie widzieliśmy się już trochę czasu, będzie trzy lata albo nawet więcej. Chcieliśmy porozmawiać, powspominać, jesteśmy umówieni w "Wierzynku" o godzinie 15- To ma Pan jeszcze sporo czasu. Mam nadzieje, ze z przyjemnością spędzi go Pan ze mną na rozmowie ?
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło. Dlatego cieszę się, że Panią spotkałem, spędzimy czas na rozmowie. Lubię Kraków, spędziłem tu kiedyś miło czas. Szkoda, że nie jest już stolicą Polski.
- Tak, wszyscy Krakowiacy żałują , że tak już nie jest, chcieliby mieć stolicę u siebie, tak jak dawniej, ale Warszawa nie chce oddać stolicy. Nikt już nie zastanawia się nad zmiana stolicy, teraz to już raczej niemożliwe. A czym Pan się zajmuje ?
- Piszę, uczę się cały czas. Czytam starożytne księgi, studiuję je, a także filozofię i literaturę. Interesuje mnie to bardzo.
- Pisze Pan ? ja też piszę ,ale do gazety, jestem redaktorką, ale może kiedyś będę pisać cos bardziej ambitnego, chciałabym bardzo.
- Zachęcam. Piszę już wiele lat i sprawia mi to ogromna przyjemność. Moje utwory przyniosły mi uznanie i popularność, przede wszystkim "Fraszki" i "Pieśni".
- "Fraszki" i "Pieśni" ???? to Pan jest Jan Kochanowski ???? Nie mogę uwierzyć.
- Tak, ja to Jan Kochanowski.
- Niesamowite, że Pana spotkałam, a wie Pan, że jak pytałam Pana , skąd Pan pochodzi i odpowiedział Pan, że urodził się w Sycynie, to dało mi to do myślenia. Niesamowite, nie mogę w to uwierzyć, siedzi przede mną ten wielki poeta.
- Proszę uwierzyć, to naprawdę ja. Mogę pokazać jakiś dokument.
-Nie, absolutnie, proszę się nie wygłupiać, przecież ja wierzę. Panu.
Nawet Pan nie wie jak bardzo się cieszę, ze Pana spotkałam. Piszę teraz artykuł o Panu, o Pana twórczości. Teraz myślę, że ten mój artykuł będzie bardzo interesujący. Jeśli oczywiście zgodzi się Pan abym wykorzystała dzisiejszą naszą rozmowę w moim tekście ????
- Ależ oczywiście, nie mam nic przeciwko. Chętnie Pani pomogę. Proszę pytać o wszystko.
- Może opowie mi Pan o swoim życiu. To jest zawsze ciekawe i czytelnicy chętnie czytają opowieści o życiu swoich ulubionych autorach i o sławnym ludziach.
- Jak już wspomniałem , urodziłem się w Sycynie pod Zwoleniem, niedaleko Radomia. Muszę dokładne wyjaśnić, bo czytelnicy mogą nie wiedzieć gdzie to właściwie jest. Mój ojciec był właścicielem Sycyna i części Czarnolasu. Swą drogę życiową zacząłem od wpisu na wydział sztuk wyzwolonych na Akademii Krakowskiej. Zdobyte tam wykształcenie pozwoliło mi na kontynuowanie studiów w Królewcu i we Włoszech, głownie w Padwie. Z tego czasu pochodzą moje pierwsze, łacińskie jeszcze poezje. Pisałem wtedy pod wpływem dominującej we Włoszech renesansowej kultury humanistycznej. Tam poznałem dogłębnie literaturę i filozofię starożytną, której wskazaniami starałem się kierować w życiu. Wróciłem do kraju w 1559 roku. Przed powrotem do Polski pojechałem jeszcze do Francji, gdzie spotkałem się z Ronsardem. Spotkanie z tym wielkim francuskim poetą było dla mnie wielkim przeżyciem , pozostawiło głębokie przekonanie, że można dorównać poetom starożytnym, tworząc w języku narodowym. Następne 15 lat spędziłem na dworach, pośród ludzi wykształconych, mecenasów sztuki i opiekunów artystów, z którymi się przyjaźniłem i którzy bardzo mi pomogli. Pracowałem w kancelarii królewskiej jako sekretarz i królewski dworzanin. W tym samym czasie rozpocząłem karierę kościelną , zostałem świeckim proboszczem w Poznaniu i Zwoleniu. Bralem udział w życiu politycznym, uczestniczyłem w sejmie, dużo podróżowałem.
- A później przeniósł się Pan do Czarnolasu ? Co Pana do tego skłoniło ?
- Wie Pani, życie dworskie zaczęło mi dokuczać. Spotkałem Dorotę, chciałem stabilizacji z życiu, wzięliśmy ślub, zrezygnowałem z dworskich zaszczytów i i kościelnych dochodów. Przeniosłem się do Czarnolasu. Znalazłem tam spokój, wytchnienie i życie zgodne z naturą, co bardzo mi odpowiadało. Bardzo to cenie.
- Jest Pan twórcą wybitnym , Pana utwory są cenione na całym świecie.
- Na swój sukces dużo i ciężko pracowałem. Studiowałem, uczyłem się , nie ma nic za darmo. Podróżowałem po świecie, poznałem literaturę i języki klasyczne. Studia w Padwie pomogły mi w rozwijaniu swoich zainteresowań. Podczas pobytu za granicą wyrosło postanowienie, że będę tworzył w języku polskim. Spotkanie z Ronsardem tak na mnie wpłynęło, we Francji zaobserwowałem wtedy rozwój poetyki w ich narodowym języku. Napisałem "Odprawę posłów greckich" by uczcić wesele Jana Zamoyskiego, mojego przyjaciela, z Krystyną Radziwiłłówną. Wystawiono "Odprawę" w 1578 roku w Jazdowie pod Warszawą, widownię zapełnili wtedy przybyli na uroczystość posłowie, wysocy ranga urzędnicy dworscy, król i królowa. To było dla mnie ważne wydarzenie. W 1579 roku wydano mój "Psałterz Dawidów", który poprzedziłem dedykacją Piotrowi Myszkowskiemu, to dla mnie bardzo ważna osoba. W tym samym czasie zostałem wojewodą sandomierskim.
- W Czarnolesie żył Pan spokojnie, ale niestety przeżył Pan osobisty dramat ?
- Śmierć Urszulki zmieniła mnie, zmieniły się moje poglądy na świat i życie. Później zmarła Hania. To był ogromny cios dla mnie i dla żony. Napisałem "Treny", by wyrazić swój ból i rozpacz. Opisałem w nich swój bunt, załamanie mojej wiary. Musiałem pisać, musiałem wyrazić moje cierpienie, przelać to na papier.
- Często odwoływał się Pan w swojej twórczości do filozofii starożytnej ? Kierował się nią w życiu.
- Tak, często odwoływałem się poglądów Epikura, stoików, nawiązywałem do twórczości Horacego. Trzeba się kierować maksymą "Carpe diem", bo przecież życie jest pełne radości. Trzeba z dystansem podchodzić do chwil szczęścia i cierpienia, bo przecież też "nic, co ludzkie, nie jest mi obce". Po śmierci Urszulki mój światopogląd uległ zachwianiu, buntowałem się przeciwko Bogu, ale zrozumiałem, że trzeba godnie przyjmować to, co daje nam los.
- Jak długo Pan pisze ?
-Bardzo długo, już w dzieciństwie próbowałem układać krótkie wierszyki. Moi dziadkowie opowiadali mi wiele historii i legend, myślę, że pod ich wpływem zacząłem pisać. Miałem nadzieję, że Urszulka odziedziczy po mnie talent, wykazywała już pewne zdolności.
- Skąd czerpie Pan natchnienie ?
- Z natchnieniem to rożnie bywa, ale kiedy w Czarnolesie siedzę pod moją ukochaną lipą, obcuję z przyrodą, to wtedy pisze mi się najlepiej, znajduję najlepsze pomysły.
- Jakie wartości ceni pan w życiu ?
- Cenie miłość do własnego kraju, jestem gorącym patriota. Oczywiście miłość do Boga, do Stwórcy, który jest taki dobry i hojny. To wartości, którymi się kieruję w życiu i którymi wszyscy powinni się kierować.
- Napisał Pan hymn "Czego chcesz od nas, Panie" ?
- Hymn ten określam mianem pieśni, zwracam się w nim do Boga, by odwdzięczyć się za Jego dobroć i hojność. Złożyłem hołd Stwórcy w imieniu wiernych. Bóg jest budowniczym świata, wyraziłem podziw dla przyrody, którą urządził harmonijnie, podziwiam pory roku, piękno gwiazd.
- Myślę, że będziemy musieli kończyć naszą rozmowę chociaż bardzo żałuję, mogłabym z Panem tak rozmawiać jeszcze cały dzień, ale muszę iść do pracy. Cieszę się, że Pana spotkałam, miło nam się rozmawiało i pomoże mi to w pisaniu artykułu. Chociaż teraz to będzie pewnie wywiad.
- Ja też się cieszę, że mogę Pani pomóc.
- W pracy mi nie uwierzą, że z Panem rozmawiałam, mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkamy ?
- Oczywiście moja droga, jeśli będę w Krakowie, to dam Pani znać.
- Teraz wiem jak ma wyglądać mój artykuł, wiem już jak to wszystko napisać i jak zainteresować czytelnika. Ten wywiad ukaże się za dwa tygodnie w miesięczniku "Poezja na świecie". Proszę czekać na nowy numer czasopisma.
- Będę czekał z niecierpliwością.
- Było bardzo miło, ale czas się pożegnać, wzywają mnie obowiązki w pracy, a Pan też ma spotkanie z przyjacielem.
- Tak, ale mogę Panią odprowadzić.
- Cieszę się, redakcja jest niedaleko.
Przed redakcją pożegnaliśmy się, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Kilka dni pisałam, szło mi świetnie. Miałam niesamowity materiał, napisałam wywiad z Janem Kochanowskim. W redakcji, tak jak myślałam, nie mogli mi uwierzyć. A wywiad wypadł wspaniale, wszyscy mi gratulowali. Bardzo się cieszę, że spotkałam Jana Kochanowskiego i mogłam z nim osobiście porozmawiać.