Stoiccy myśliciele starożytnej Grecji nakładali na człowieka, który chciałby zostać ich uczniem, czy współbratem szczególnie silne i niepodlegające zmianom zasady starali się oni stworzyć z ludzi istoty bliskie w dzisiejszym rozumieniu robotom. Stoik był człowiekiem który nie podlegał w definicji żądnym afektom. Miał być on odpornym na wszelkie popędy ciała i duszy, nie mógł pogrążyć się w smutku, a nawet okazać żalu wobec jakichkolwiek krzywd i niepowodzeń. Starali się tez oni wyprzedzać wszelkie dla nich powody smutku i jakby zawsze być w pełnej gotowości by je odeprzeć. Żyli wiec w ciągłym napięciu, mimo iż starali się o apatie, czyli stan błogiego wyobcowania ze świata i spokoju. Najważniejszą dla nich rzeczą w życiu była cnota, wartość najwyższa i niepodzielna. Każda rzecz niezwiązana z cnotą była złem dla człowieka. Dlatego człowiek dobry to był tylko taki, który osiągnął już cnotę, natomiast człowieka nawet idący w jej stronę stał na równi z grzesznikiem i był zły. Ten absolutyzm wartości i brak motywujących do rozwoju stopni ludzkiego życia sprawiał, że mało który stoik przetrwał w swoich poglądach całe życie.
Kochanowski jako człowiek odrodzenia świetnie orientował się w kulturze i filozofii starożytnej. Wydawało mu się początkowo, ze stoickie mądrości i ukierunkowanie ludzkiego życia na cnotę zapewnia mu spokój i szczęście. Jednak jak w każdym życiu i na jego drodze pojawiły się przeszkody, pokazujące mu jak samostanowienie człowieka, próba racjonalizacji świata może być złudna i tak na prawdę zgubna dla niego. Rzeczą, wobec której człowiek staje bezbronny, nad którą sam nie może zapanować jest bowiem śmierć. Dlatego patrząc na "Treny" należy zaznaczyć, ze o wiele ważniejsza od płaszczyzny prywatnej, sprawy Urszulki, są ich wartości uniwersalne, pokazujące rozum i serce ludzkie wobec śmierci. Należy tez pamiętać, ze dla starożytnych śmierć była raczej zamknięciem życia ludzkiego i nie czekało po niej duszy ludzkiej już zbyt wiele przyjemności. Tego tez obawia się w "Trenie XI" Kochanowski, który jeśliby chciał patrzeć na duszę ludzką jak stoik, musiałby przyznać, że wraz ze śmiercią ciała i ona niknie w zaświatach:
"Czy, człowieka zrzuciwszy i myśli dziewicze,
Wzięłeś na się postawę i piórka słowicze?
Czyli się w czyścu czyścisz, jeśli z strony ciała
Jakakolwiek zmazeczka na tobie została?
Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była,
Niżeś się na mą ciężką żałość urodziła?
Gdziekolwiek jest, jeśliś jest, lituj mej żałości"
W pierwszym Trenie poeta przywołuje pamięć o stoickich zasadach i patrzy na nie jako rozgoryczony i pełen bólu ojciec, który nie może zrozumieć i poradzić sobie ze śmiercią córeczki. Sam tez jest człowiekiem stającym wobec tej nieuchronnej i panującej siły.
"
>Coż, prze Bóg żywy, nie jest prózno na świeci?
Wszytko prózno! Macamy, gdzie kiękcej w rzeczy,
A ono wszędy ciśnie! Błąd - wiek człowieczy!
Nie wiem, co lżej: czy w smutku jawnie żałować,
Czyli się z przyrodzeniem gwałtem mocować>?"
W słynnym "Trenie XI" poeta ironizuje wobec wartości mającej wszak najwyższa pozycję w renesansie - wobec Mądrości. Jednak po dobrym zastanowieniu się należy spojrzeć na ten wiersz nie jako na krytyce Mądrości jako takiej, lecz tej, która starali się zapewnić mędrcy stoiccy. Dawali oni człowiekowi złudne marzenia, że swoim umysłem może on zapanować nad całym światem, stworzeniem i nad mechanizmami, które w nim rządzą.
"Kupić by cię, Mądrości, za drogie pieniądze!
Która, jesli prawdziwie mienią wszytki żądze,
Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić,
A człowieka tylko nie w anioła odmienić".
"Aniołem" w rozumieniu "kimś nierzeczywistym", bowiem Mistrz z Czarnolasu sam dostrzega jak bardzo wydumaną i nieprzystającą do pełnego zakrętów i przeszkód, życia ludzkiego była filozofia Zenona z Kition i jego uczniów.
"Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,
Złym przygodom nie podległ, strachom nie hołduje.
Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za fraszkę sobie,
Jednaką myśl tak w szczęściu, jako i w żałobie".
Dlatego nic dziwnego, że taką złudna Mądrość poeta neguje. Poeta widzi także to, iż całe swoje dorosłe życie dążąc do apatii, stoickich ideałów, nagle spotykając się ze śmiercią sam w sobie nie może znaleźć siły, która by go ocaliła i zapewniła mu dalszy komfort. Widzi moment przełomowy w swoim życiu przy jednoczesnym ośmieszeniu większości dotychczas wyznawanych poglądów:
"Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje
Na tym strawił, żebych był ujźrzał progi twoje!
Terazem nagle z stopniów ostatnich zrzucony
I między insze, jeden z wiela, policzony".
Kochanowski przypomina sobie jednak z czasem, że nie tylko on w swoim życiu doznał podobnych kryzysów i rozterek. Nawet wielki mówca rzymski, zagorzały stoik - Cyceron okazał się słabym, raz w chwili śmierci córki, po raz drugi kiedy został skazany na śmierć:
"O błędzie ludzki ! O szalone dumy !
Jako to łacno pisać się z rozumy,
Kiedy po woli świat mamy, a głowa
Człowieku zdrowa.
W dostatku będąc, ubóstwo chwalemy,
W rozkoszy - żałość lekce szacujemy,
A póki wełny skąpej prządce zstaje,
Śmierć nam za jaje".
To tylko pozwala Kochanowskiemu wierzyć, że nie tędy prowadzi droga do prawdziwego szczęścia. Je bowiem odnajduje nie w filozofii, ale w wierze. W Bogu. O nim mówią dwa przedostatnie treny. W "Trenie XVII" poeta ukazuje siebie w sytuacji Hioba, który doznał wielkich cierpień, lecz w przeciwieństwie do Cycerona nie załamał się. Jego siła i oparciem był bowiem Bóg.
"Bo, mając zranioną duszę,
Rad i nierad płakać muszę,
Co snać nie cześć, to ku szkodzie
I zelżywość serce bodzie.(...)
A ja zatym łzy niech leję,
Bom stracił wszytkę nadzieję,
By mię rozum miał ratować;
Bóg sam mocen to hamować".
Kochanowski odnajdując się jako chrześcijanin i dostrzegając miłosierdzie Boga nad sobą może znowu stać się stoikiem, ale już w innym rozumieniu. Wszak spokojny może być tylko człowiek, który wierzy iż wszystko co mu się w życiu przydarzą po pierwsze pochodzi od Boga, po drugie wynika z jego miłości, a po trzecie nawet gdy my tego nie dostrzegamy i nie rozumiemy to i tak możemy wierzyć że wpisane jest to w Boski plan opierający się na Jego miłości.
"Ale ojcowskim nas karz obyczajem,
Boć przed Twym gniewem stajem
Tak, jako śnieg niszczeje,
Kiedy mu słońce niebieskie dogrzeje"
W ostatnim "Trenie XIX-tym - Śnie" zjawia się matka Kochanowskiego z mała Urszulką na ręku, i opowiada mu o swoim pozaziemskim żywocie, dopiero prawdziwie spokojnym i szczęśliwym:
"W niebie szczere rozkoszy, a do tego wieczne,
Od wszelakiej przekazy wolne i bezpieczne;
Tu troski nie panują tu pracej nie znają,
Tu nieszczęście, tu miejsca przygody nie mają
Tu choroby nie najdzie, tu nie masz starości,
Tu śmierć, łzami karmiona, nie ma już wolności"
Co ważne tylko bowiem wtedy, już w państwie Boga śmierć nie ma żądnej wartości i jeżeli popatrzymy na nią poprzez tę perspektywę może odnajdziemy spokój, który tak obiecywali stoicy, a który poprzez ich nauki jest nierealny i niemożliwy do odnalezienia. Matka zaś daje synowi najprostsza i najbardziej przydatną regułę do stosowania w ziemskim życiu:
"Tego się, synu, trzymaj, a ludzkie przygody
Ludzkie noś; jeden jest Pan smutku i nagrody".
Wszystko bowiem istnieje pod panowaniem Boga i kiedyś przez niego zostanie nagrodzone i ukarane, człowiek zaś zmotywowany jest do takiego życia które ni popadałoby w skrajności. Na jego krańcach nie leży jednak nadmierna radość i smutek, lecz życie dobre i złe, życie nie tylko przy pomocy rozumu ale i serca, nie tyko filozofii, ale i wiary. Na zakończenie warto przypomnieć słowa psalmu tłumaczone o wiele lat wcześniej przez poetę, a świetnie oddające jego stan ducha:
"Kto się w opiekę poda Panu swemu,
A całym sercem szczerze ufa Jemu,
Śmielej rzec może: "Mam obrońcę Boga,
Nie będzie u mnie straszna żadna trwoga".
Jednak tamte były tylko tłumaczeniem Pisma Świętego. Te z ostatniego trenu są samodzielnym dojściem poety do spokoju i szczęścia - do Boga.