Do okna mojej sypialni, znajdującej się na siedemnastym piętrze wieżowca, zapukał ktoś dwie minuty po północy. Trochę zdziwiona wyjrzałam za okno i zobaczyłam najprawdziwszego anioła. Miał białą szatę, skrzydła ze srebrnych piór i złotą aureolę. Był smutny i wyglądał nieszczęśliwie. Zapytałam go, co się stało, a on powiedział, że zgubił klucz do bramy nieba i nie może wrócić do domu. Nie rozumiałam, dlaczego przyszedł z tym do mnie. Wyjaśnił mi, że mój kot jest w rzeczywistości magicznym zwierzęciem i potrafi odnaleźć wszystko, co zostało zgubione. Obudziłam Mruczka i poprosiłam, by odnalazł klucz, ale on podszedł tylko do maselniczki i pokazał na kawałek masła, po czym znowu poszedł spać.
Anioł bardzo się zmartwił i powiedział, że to robota złego czarnoksiężnika Bardzozlusa. Zamienił klucz w masło i teraz nie będzie można wrócić do nieba. Jednak wpadłam na pewien pomysł. Zaproponowałam mu, że jeśli natłuści dziurkę do klucza masłem i zrobi się bardzo cienki, to będzie mógł się przecisnąć. Ucieszony anioł podziękował mi i odleciał. W prezencie zostawił mi swoją złotą aureolę. Zrobiłam sobie z niej dwie bransoletki, które świeciły w ciemności. Chciałam właśnie założyć jedną z nich kotu na szyję, aby już nigdy więcej na niego nie nadepnąć, ale wtedy obudziła mnie mama, mówiąc, że czas do szkoły...