Lektury szkolne są niechętnie czytane przez uczniów. Wynika to przede wszystkim z tego, że jest to zbiór utworów, które nie są w stanie zainteresować gimnazjalistów. Nie wyobrażam sobie nikogo w moim wieku, kto z własnej woli sięga po „Dziady”, „Potop”, „Iliadę” czy wiersze Kochanowskiego. Są to teksty trudne, ciężko jest je zrozumieć. W szkole natomiast na dokładne przerobienie lektury, czytanie razem z nauczycielem, jest zazwyczaj zbyt mało czasu. Owszem, są w spisie lektur ciekawe powieści, ale zazwyczaj traktowane są powierzchownie, a dokładniej przerabia się inne, niewspółczesne i nudne książki.
Zniechęcający do czytania lektur szkolnych jest też przymus. Nikt nie lubi być do niczego zmuszany, a w szczególności młodzi ludzie. Bierze się to z przekory oraz z niezadowolenia wynikającego z braku możliwości rozwijania swoich zainteresowań literackich. Lektur jest tak dużo, do tego dochodzi nauka z innych przedmiotów, że nie ma już czasu na czytanie czegoś innego.
Co można zrobić, żeby to się zmieniło? Przede wszystkim należy dać możliwość uzupełnienia spisu lektur o propozycje wychodzące od uczniów. Nauczyciel mógłby przygotować współczesne książki, z których uczniowie mogliby wybrać. Mnie na pewno zachęciłby system – jedna stara lektura za jedną nową i ciekawą. Po przerobieniu „Dziadów” w nagrodę Sapkowski, po „Zemście” – „Stowarzyszenie umarłych poetów”.