O samotności Władysław Tatarkiewicz napisał, że "jest przyjemnością dla tych, którzy jej pragną i męką dla tych, którzy są do niej zmuszeni". Można powiedzieć, iż dzieła literackie, które podejmują ten motyw, oscylują pomiędzy dwoma wymienionymi przez polskiego filozofa biegunami spojrzenia na nią. Jest tedy samotność największą tragedią, jaka może się w życiu człowiekowi przydarzyć. Wszakże bez innych ludzi nasza egzystencja wydaje się nam jałową pustynią, czymś pozbawionym wszelkiej wartości. Taka odmiana samotności niszczy nas od wewnątrz, sprawia, że nasza dusza usycha, że gorzkniejemy i stajemy się nieprzyjemni dla otoczenia. Z drugiej jednak strony, tak jak napisał Tatarkiewicz, samotność może być naszym świadomym wyborem podyktowanym przez najgłębszą część naszej duszy. Nie jest zatem wtedy czymś, co może nas zniszczyć, ale czymś, co ubogaca nasze życie. Wszakże tylko w samotności może dostrzec te jego aspekty, które zwykle uchodzą nam w zgiełku dnia codziennego. Oczywiście, pomiędzy tymi dwoma biegunami spojrzenia na samotność znajduje się wiele stopni pośrednich, półcieni, ale generalnie to właśnie one zwykle znajdują wyraz w literaturze. Przyjrzyjmy się zatem bliżej temu, jak samotność była opisywana w niej.

Bohaterem literackim, którego samotność wynika raczej z niezrozumienia porywów jego duszy przez ludzi niźli świadomego wyboru, jest Konrad.

"Samotność - cóż po ludziach, czym śpiewak dla ludzi?

Gdzie człowiek, co z mej pieśni całą myśl wysłucha,

Obejmie okiem wszystkie promienie jej ducha?"

Czuje on, że jest jednostką wybitną, przeznaczoną do realizacji wyższych celów. Pragnie on zostać oswobodzicielem ojczyzny cierpiącej pod jarzmem trzech zaborców, jednakże ludzie nie pojmują sensu jego pieśni. Jedynie Stwórca może go zrozumieć, gdyż tylko On zna najgłębsze tajniki ludzkiej duszy, tylko On zna jej najszlachetniejsze porywy. Leżąc więc na zimnej podłodze celi klasztoru bazylianów we Wilnie, które władze carskie zamieniły na więzienie dla polskiej młodzieży, na poły śniąc, na poły będąc przytomnym, rozpoczyna swą rozmowę z Bogiem. Obok naszego bohatera pojawiają się Aniołowie, w których usta Mickiewicz wkłada następujące słowa: "Samotność mędrców mistrzyni. I ty w samotnym więzieniu, jako prorok na pustyni, dumaj o swoim przeznaczeniu". Dla Konrada zatem samotność, która początkowo była tylko wynikiem niezrozumienia jego pieśni przez ludzi, staje się koniec końców przygotowaniem do spotkania z Bogiem.

Wydaje się jednak, że nasz bohater nie wykorzystał zbyt dobrze danej mu szansy (odnalezienia Boga w samotniczej kontemplacji), co prawda początkowo próbował podjąć dialog ze Stwórcą, ale dość szybko uniesiony pychą uznał się za równego Jemu i zaczął takoż do Niego przemawiać. Zażądał, aby Bóg udzielił mu cząstki swej wszechmocy, a gdy Ten nie odpowiadał, Konrad w swej przemowie wygłaszał coraz to gorsze bluźnierstwa. "Kłamca, kto Ciebie nazywał miłością, / Ty jesteś tylko mądrością", "Odezwij się, - bo strzelę przeciw Twej naturze; (…) / Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale… / Carem". Będąc samotnym Konrad nie zdołał oczyścić swej duszy na tyle, aby móc zdołać odnaleźć prawdziwego Boga chrześcijaństwa, który wszakże nie jest perskim satrapą miażdżącym swych wrogów podług upodobania, lecz Bogiem miłosierdzia i światłości.

Zupełnie inaczej przedstawia się problem samotności w znakomitym opowiadaniu Gustawa Herlinga - Grudzińskiego zatytułowanym "Wieża". Jego bohaterem jest Lebbroso, trędowaty, który gdy miał dwadzieścia, został ulokowany w samotnej wieży na obrzeżach miasteczka. Wiosną i latem dzień upływał mu przede wszystkim na pracy w ogrodzie, który otaczał jego nowy dom, zimą natomiast zajmował się drobnymi naprawami we wierzy i wyrobem koszyków z wikliny. Było coś jeszcze, co robił nasz bohater. To tęskne spoglądanie na nieodległe miasto, gdzie byli ludzie, zabawa, śmiech… . "Śledził z daleka mieszkańców Aosty, którzy ledwie o nim słyszeli, wyciągał ku nim z jękiem ręce i domagał się swojej cząstki szczęścia". W roku 1945 trafia do tej samotnej wierzy oficer sił sprzymierzonych De Maistre. Osoba trędowatego oraz jego stosunek do świata niezwykle go intrygują. Pragnieniem Lebbroso jest odnaleźć sens tego, co go spotkało, swej choroby i wynikającego z niej osamotnienia. Przechodzi on szereg metamorfoz duchowych. Początkowo popada w rozpacz. Nie potrafi pogodzić się z tym, że to właśnie on zachorował, nie potrafi pogodzić się ze swą samotnością. To uczucie pogłębia się po tym, jak jego siostra, również trędowata, umiera. Oszalały z rozpaczy Lebbroso chce podpalić wieżę, ale nie czyni tego, gdyż w jej pokoju znajduje list pożegnalny, w którym pisze ona, że chciałaby, aby przeżył swe dni, które mu pozostały, godnie, jak prawdziwy chrześcijanin. W samotniczej egzystencji naszego bohatera zaczyna zachodzić powolna przemiana. Okazuje się, że życie w samotności nie musi być puste i jałowe, że można je wypełnić prostymi obowiązkami, obserwacją świata i własnej duszy, a to sprawia, że nabiera ono nowego sensu, nowej wartości. Lebbroso potrafił odnaleźć zatem nowy porządek świata, nowe niebo i ziemię, dla niego więc samotność, mimo iż nie wynikała ze świadomego i wolnego wyboru, okazała się być czymś twórczym.