Od początków cywilizacji europejskiej, a zwłaszcza chrześcijańskiej, uważano, że to przebyte cierpienia są miarą doświadczenia życiowego człowieka. Oczywiście założenie takie działało także w przeciwną stronę - ludzie, którzy nie byli doświadczeni cierpieniem rzadko byli uznawani za doświadczonych życiowo. Stereotypem żołnierza był wojownik z wieloma bliznami, stereotypem żeglarza - człowiek z drewniana nogą lub hakiem zamiast ręki, stereotypem mądrości wreszcie - starzec, który wszystko już widział i ledwo żyje. Młodzi nie mogli być uznani za mądrych - bo los ich nigdy nie skrzywdził. Do dziś zresztą funkcjonuje powiedzenie - "co ty wiesz o życiu" znaczące mniej więcej tyle, co "pocierpisz trochę, to już nie będziesz taki pewny siebie". Oczywiście cierpienia życiowe są ważne w zdobywaniu doświadczenia, ale nie są jedyną drogą do mądrości.
Jedno ze źródeł takiego sposobu myślenia tkwi z pewnością w Biblii. Z pewnością można stwierdzić, że Hiob jest jedną z najważniejszych postaci opisanych w Starym Testamencie. Był on człowiekiem szlachetnym. Miał ogromne bogactwa, szczęśliwa rodzinę z dziesięciorgiem dzieci, wielu przyjaciół. Pomimo tego dostatku pozostał głęboko wierzący. Szatan nie sądził, że może istnieć człowiek tak niewzruszony w swej wierze. Bóg postanowił wyprowadzić diabła z błędu. Odebrał wiernemu najpierw majątek, potem każde z dzieci. Na koniec doświadczył nieszczęśnika chorobą powszechnie kojarzoną z grzechem - trądem.
Uczucia i przeżycia wewnętrzne bohatera prześledzić można dokładnie podczas lektury fragmentu księgi, w którym rozmawia on ze swymi przyjaciółmi. Pomimo ciężkich doświadczeń i tak wielkiego nieszczęścia, które Bóg na niego zesłał, wiara Hioba wciąż pozostała bezgraniczna i niewzruszona. Chętnie stanąłby przed obliczem Pana by dowiedzieć się, co zrobił źle, że spotkała go tak okrutna kara. Modli się więc i zapytuje Boga: "Ujawnij występki i winy! Czemu chowasz swoje oblicze? Czemu mnie poczytujesz za wroga?". Wie, że niedługo przyjdzie mu rozstać się z życiem, które dał mu Bóg, więc poświęca czas modlitwie. Pomimo wiary nie mógł jednak uwierzyć, że takie nieszczęścia spotkały go niewinnie. Zwracał się do przyjaciół, lecz ci sądzili, że musi być czemuś winny, skoro zostaje ukarany. Nie okazali litości, nie pocieszali, lecz nakłaniali, żeby wyznał winy i okazał skruchę - w końcu także nie wierzyli w niewinne cierpienia. Hiob nie przyznał się jednak do żadnego grzechu i tym samym zbuntował przeciw losowi, lecz nigdy nie złorzeczył i nie obraził Boga. Ciągle wierzył w boski plan. Nie przyznaje się do grzechu, lecz spodziewa się szybkiego ujrzenia Sędziego i wyjaśnienia swoich cierpień. Cieszy się mówiąc: "To właśnie ja Go zobaczę, moje oczy ujrzą, nie kto inny."
W końcu historia dobiegła końca. Szatan musiał przyjąć do wiadomości, że wiara Hioba jest prawdziwa i nie wynika jedynie z dobrobytu. W końcu też sam Bóg uznał, że Hiob jest prawdziwie wierny. Wynagrodził go poprzez przywrócenie mu bogactwa i pomnożenie go, ponownie dał mu także dziesiątkę dzieci. Hiob żył odtąd bardzo długo otoczony szczęśliwością. Czy jednak dopiero cierpienie dało Hiobowi mądrość? Niekoniecznie. Czy byłby mniej doświadczony, gdyby nie boża próba? Tak, lecz można sądzić, że wolałby uniknąć takich doświadczeń.
Epoka renesansu oddaliła od człowieka perspektywę konieczności cierpienia. W końcu ludzie odrodzenia zajmowali się przede wszystkim człowiekiem i jego problemami. Największy z polskich poetów epoki, Jan Kochanowski, zawarł w "Pieśni IX" wspaniale przesłanie dotyczące cierpienia, poparte w dużej mierze na naukach antycznych stoików:
"Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje:
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
A po złej chwili piękny dzień przychodzi."
W ten sposób odwołany został wyrok, jaki na człowieka wydało chrześcijaństwo - cierpienie w imię zbawienia i doświadczanie bólu w imię mądrości.
Również w epoce romantyzmu pojawiły się postacie, których drogą do osiągnięcia dojrzałości było cierpienie. "Ból istnienia" prześladował większość spośród najlepiej znanych bohaterów polskiego romantyzmu. Oczywiście to nie Polacy wymyślili takie cierpienia - pierwotnym określeniem "bólu istnienia" jest "weltschmerz" - ból świata. Język pochodzenia tego określenia naprowadza nas na trop - pisarze niemieccy. Jednym z twórców kluczowych dla rozwoju romantyzmu był z pewnością Johann Wolfgang Goethe - autor przełomowej powieści epistolarnej "Cierpienia młodego Wertera". Podstawą cierpienia bohatera była niespełniona i nieodwzajemniona miłość do Lotty. Werter w końcu popełnił samobójstwo, więc trudno twierdzić, że cierpienie czegoś go nauczyło.
Na swój sposób podobne katusze przezywał Walter Alf znany szerzej jako Konrad Wallenrod - tytułowy bohater utworu Adama Mickiewicza. On jednak dobrowolnie poświecił swoje szczęście i miłość Aldony w imię innej miłości - miłości ojczyzny. Walter / Konrad mówił:
"Jam miłość, szczęście, jam niebo za młodu,
Umiał poświęcić dla sprawy narodu."
To - ważne "mówił", a nie "skarżył się". Wyjaśnił w ten sposób przyczynę obrania tak niebezpiecznej i nie prowadzącej do osobistego szczęścia drogi. W końcu to nieszczęście ojczyzny, a nie nieszczęście osobiste dały Walterowi najwięcej doświadczenia. Cierpieniem było także makiaweliczne postępowanie Konrada - jednocześnie służył Zakonowi i osłabiał Zakon, jednocześnie walczył z Litwinami, i ratował Litwę. "Trzeba być lisem i lwem" - powiedział. Z drugiej strony głęboka nienawiść bohatera do Krzyżaków wynikała głównie z działań Halbana - litewskiego pieśniarza - wajdeloty, który w swoim czasie opiekował się Walterem. Trudno zatem powiedzieć, czy bohater ukształtował swoją drogę życia całkowicie samodzielnie i czy całkiem z własnej woli przyjął na swe barki osobiste cierpienie.
Świadomie tylko pod wpływem własnych przekonań odrzucił szczęście Tomasz Judym, bohater powieści "Ludzie bezdomni" Stefana Żeromskiego. Swoje poglądy i przemyślenia wyraził następująco w rozmowie z Joanną Podborską:
"Otrzymałem wszystko, co potrzeba... Muszę to oddać, com wziął. Ten dług przeklęty...
Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do
serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się
szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mię nie trzymał!"
To wyznanie nie oznacza bynajmniej świadomego odrzucenia uczuć - Judym nie jest oziębły uczuciowo, co czasem się mu zarzuca. To poczucie obowiązku i wrażliwość na problemy społeczne zmuszają bohatera do takiego a nie innego toru postępowania. Chce zająć jedynie przeznaczone sobie miejsce, ponieważ uważa, że bycie lekarzem to nie tylko praca, lecz cale życie.
W niemal każdej epoce literackiej cierpienie otaczało bohaterów większą estymą niż szczęście. Czasem autorzy wręcz zachęcali do porzucenia szczęścia i oddania się zajęciom powodującym cierpienie, bo uważali, że tak trzeba (choć sami zwykle nie cierpieli w życiu wiele). Podsumowując należy stwierdzić, że w naszej kulturze faktycznie z mądrością utożsamiane jest raczej cierpienie, niż szczęście.