Cierpienie to jedno z podstawowych ludzkich doświadczeń. Nie istnieje na ziemi człowiek, który nie ma na swoim koncie cierpienia. Wobec niego, jak wobec śmierci, wszyscy jesteśmy równi. Nie można od niego uciec, nie można się od niego wykupić. Istnieje powiedzenie: "człowiek rodzi się, cierpi, umiera". Może nie jest tak dosłownie, bo przecież przeżywamy także pogodne, radosne chwile, ale pozostaje faktem, że każdy z nas wie, co to znaczy cierpieć.
Z tego powodu tak wiele jest w literaturze bohaterów cierpiących. Oddaje ona doświadczenia ludzkie, więc nic dziwnego, że postacie literackie przeżywają własne dramaty, konflikty, czasem ból fizyczny, czasem cierpienie psychiczne.
W swojej pracy zamierzam się skoncentrować na wizerunkach cierpiących dzieci oraz na literaturze okresu wojny i okupacji, ponieważ w niej zawarte są obrazy dosłownie hiobowego cierpienia.
Cierpiące dziecko, czy w ogóle było opisywane? W literaturze roi się przecież od wdzięcznych i słodkich obrazków dzieci ślicznych, zadbanych, wesołych, pogrążonych w zabawie. Ale kiedy zastanowić się głębiej - istnieją też opisy cierpienia dzieci i jest ich wcale niemało. Celowali w przedstawianiu takich wizerunków twórcy tendencyjnej literatury pozytywizmu, ponieważ chcieli zwrócić uwagę społeczeństwa na los tych bezbronnych istot.
W wierszu Marii Konopnickiej "W piwnicznej izbie" mamy portret małego Jasia. Dziecko jest chore, mieszka w fatalnych warunkach, które znacznie przyczyniły się do rozwoju jego choroby. Prawdopodobnie to gruźlica, może tyfus, w tamtych czasach nieuleczalne. Przy łóżku swojego dziecka czuwa zrozpaczona matka, jest bezsilna, nie może pomóc synkowi. Rozmawia z nim o słońcu, łąkach, lasach, do których Jaś straszliwie tęskni, a których już nie zobaczy. Najbardziej wstrząsające w wierszu jest to, że i matka i syn wydają się wiedzieć, że już wkrótce będą musieli się rozstać na zawsze. Jaś ze smutkiem mówi, że może gdyby żył na wsi, albo mógł tam choć na krótki okres wyjechać, to by wyzdrowiał. Niestety na to jego mama nie ma pieniędzy.
W noweli E. Orzeszkowe "Dobra pani" zostało opisane niezwykle trudne do zniesienia, bo psychiczne cierpienie. Mała Helka została przygarnięta przez tytułową "dobrą panią" - Ewelinę Krzycką. Kobieta zajmowała się działalnością mającą na celu poprawę losy biedoty - tak przynajmniej twierdziła. W rzeczywistości po prostu bawiła się przedmiotami, zwierzętami, ludźmi... Zabawiła się także Helką. Kiedy ze ślicznego dziecka zaczęła się zmieniać w podlotka i zbrzydła oraz stała się niezgrabna, pani Ewelina odesłała ją z powrotem do krewnych. Helka nie mogła tego ani zrozumieć, ani się z tym pogodzić. Kochała swoją panią, nie potrafiła pojąć, że jej nie kochano. Przestała jeść, była smutna, zamyślona, wciąż miała nadzieję, że pani po nią przyjdzie, że weźmie ją z powrotem. Dziecko cierpiało nieludzko.
Zakatowany na śmierć przez prymitywnego stójkowego został Janko Muzykant - dziecko z noweli B. Prusa o tym samym tytule. Jego historia należy do najsmutniejszych w naszej literaturze, bo zmarł tak bezsensownie, niepotrzebnie. Urodził się jako dziecko wątłe i słabe i już zawsze odstawał od swoich rówieśników. Był chudy, milczący, "dziki". Fascynowała go natomiast muzyka, wszędzie słyszał granie - w szumie wiatru, w kościele, w karczmie. Kiedy pewnego razu zobaczył zawieszone na ścianie w dworskim pokoju skrzypce, dech mu zaparło. Zapragnął ich chociaż dotknąć. Tymczasem lokaj - właściciel skrzypiec oskarżył dziecko o kradzież. Sąd wioskowy skazał Janka na chłostę i powierzył wykonanie kary Stachowi. Bezmyślny chłop stał się sprawcą śmierci dziecka. Zginął być może muzyczny geniusz, ale nawet jeśli Janek nie miał żadnego talentu, jego historia jest rozdzierająco smutna. Nie wolno tak traktować dzieci, nie wolno się nad nimi znęcać. Kara też musi mieć ludzkie oblicze.
Dziecko nie tyle skrzywdzone, ile nierozumiane a przez to samotne pojawia się natomiast w noweli B. Prusa pt. "Antek". Tytułowy bohater ma talent rzeźbiarski. Nikt jednak nie rozumie, że to atut a nie obciążenie. Tymczasem przez matkę jest traktowany jak zbędny członek rodziny, bo nie ma z niego pociechy. Praca źle mu idzie, bo wciąż myśli o swojej pasji. Jest w dodatku, jak wielu artystów, marzycielem, żyje z głową w chmurach. W końcu musi opuścić rodzinną wieś, w której nie ma szans na zrozumienie i wsparcie.
Hiobowe cierpienia stały się udziałem ludzi, którzy żyli w czasie II wojny światowej. W "Medalionach" Z. Nałkowska opisała cierpienie ludzi przebywających w obozach koncentracyjnych, wiezionych do tych obozów, pracujących w fabrykach na terenie Niemiec, w getcie warszawskim... Ludzie z tych reportaży tracą wrażliwość, starają się przede wszystkim przeżyć, a czasem chcą umrzeć, żeby już więcej nie cierpieć. Przeżywają nieludzkie cierpienie, patrząc na mękę i śmierć najbliższych. Są zmarznięci, brudni, głodni, poddaje się ich torturom, pseudoeksperymentom medycznym. Są bezbronni, bezradni, choć i wśród więźniów obozów koncentracyjnych zdarzają się przykłady heroicznego bohaterstwa. Na przykład w opowiadaniu "Wiza" o tym, jak więźniarki zostały zmuszone do niekończącego się stania podczas apelu, Greczynki w pewnej chwili zaczęły mocnymi, dźwięcznymi głosami śpiewać swój hymn narodowy. To był ich protest przeciwko tak nieludzkim torturom, ich głos świadczący o tym, że wciąż są ludźmi, że się nie załamały, nie poddały się.
Gehennę więźniów obozu w Oświęcimiu opisał w swoich opowiadaniach T. Borowski. Przedstawił w nich proces zlagrowania, zniszczenia psychiki ludzkiej w nieludzkich warunkach obozu śmierci, w którym każdego dnia można zginąć. Ludzie żyją tu w urągających wszelki normom warunkach, pracują ponad siły, są chorzy, nękani przez wszy, świerzb, szkorbut, wycieńczeni. Głodują, bo racje żywnościowe są tak obliczone, by otrzymujący je przeżyli, ale wciąż odczuwali głód. Na oczach więźniów dzień w dzień przeciągają pochody ludzi skazanych już na obozowej rampie na śmierć. Najpierw ich się pozbawia bagaży, potem prowadzi do rzekomych łaźni, a w rzeczywistości do komór gazowych, w których po kilkunastu minutach męczarni umrą. Wtedy specjalnie do tego przeznaczeni więźniowie ułożą ich zwłoki w stosy i poddadzą spaleniu.
Inni więźniowie zajmą się segregacją rzeczy pomordowanych, tak by przedmioty cenne zostały wysłane w głąb Niemiec. W muzeum obozowym zostanie kilka zdjęć, w obozowych magazynach - ubrania. Ci, którzy przejdą selekcję przy rampie, zostaną umyci, ogoleni i ubrani w pasiaste obozowe ubrania. Nie mają szans na opuszczenie obozu, choć każdy z nich wgłębi duszy wierzy, że przeżyje. Są tacy, którzy umieją się urządzić "za drutami" lepiej lub gorzej. Ci pierwsi zdobywają żywność, ciepłą odzież, ale mało kto dzieli się nią ze współwięźniami. W obozie obowiązują bowiem inne zasady niż w normalnym świecie. Tu liczy się odwaga, siła przebicia, a przede wszystkim szczęście.
Czy cierpienia więźniów z obozów koncentracyjnych można równać z cierpieniem Hioba. moim zdaniem są one o wiele gorsze. Hiob cierpiał wielką mąkę, ale świat wokół niego pozostał nienaruszony, nieskażony jego cierpieniem. Nadal wszystko toczyło się swoim torem, wokół spokojnie żyli sąsiedzi, odwiedzali go przyjaciele. tymczasem obóz koncentracyjny był piekłem na ziemi, nie było tu żadnego punktu odniesienia, żeby stwierdzić, że gdzieś istnieje normalny świat. Wielu więźniów traciło poczucie rzeczywistości, złamani fizycznym i psychicznym bólem przestawali wierzyć, że za drutami jest jakaś inna normalna rzeczywistość.
Natomiast jak Hiob umierają chorzy bohaterowie powieści A. Camusa pt. "Dżuma". Jest to przypowieść o funkcjonowaniu zła na świecie. Do miasta o nazwie Oran wkradło się ono niespodziewanie i podstępnie. Z dnia na dzień ludzie nagle znaleźli się w obliczu śmiertelnego zagrożenia. To zupełnie tak samo jak Hiob dotknięty dopustem bożym. Orańczycy zajęli wobec zła bardzo różne postawy. Jedni podeszli do epidemii beztrosko, wierząc za wszelką cenę, że nic im się stać nie może. Inni próbowali opuścić miasto, a na wieść o tym, że bramy Oranu zostały zamknięte, wpadali w popłoch, panikę, rozpaczali. Byli też tacy jak doktor Bernard Rieux, którzy odważnie wyruszyli do walki z dżumą. Doktor pracował ponad siły przez cały czas trwania epidemii, ratował życie, twierdząc, że bez względu na ostateczne rezultaty, każde działanie w imię dobra się liczy.
Dzięki działaniom doktora i ludzi podobnych do niego epidemia została zażegnana, zło przezwyciężone. Wprawdzie ludzie światli mają świadomość, że tak się stało tylko na chwilę, bo cierpienie jest wpisane w nasze życie, ale sama możliwość walki i wygranej jest w takich chwilach krzepiąca.
Na koniec moich rozważań na temat hiobowego losu bohaterów literackich chcę jeszcze podzielić się następującą refleksją. Ludzie cierpieli, cierpią i zawsze będą cierpieć. Natomiast bardzo ważne jest, by w takich trudnych chwilach mieli przy sobie kogoś, kto to cierpienie zrozumie i wesprze w nim osobę cierpiącą. Potwierdzają to przykłady z literatury - najstraszliwsze jest cierpienie osamotnione. Jeśli przy osobie cierpiącej ktoś trwa, wtedy obraz nabiera zupełnie nowych barw, nowych jakości. Wspomnę tu jeszcze bohaterów noweli B. Prusa "Kamizelka" - kochające się małżeństwo, które razem przeszło przez wielkie cierpienie, a w końcu rozstało się, bo mąż zmarł w wyniku gruźlicy. Jednak nawet w najgorszych chwilach stać ich było na uśmiech, czułość, delikatność, bo się bardzo kochali i cierpieli razem.