"Poruszające wydarzenie"? - zamyśliła się. Wstała i podeszła do okna. Dzieciaki bawiły się przy trzepaku, dobre żony pędziły do domu dźwigając wielkie siaty z zakupami, dobrzy mężowie rozparci wygodnie w samochodach gawędzili spokojnie przez telefony komórkowe. Jakiś pijak zataczał się, a dwie małe dziewczynki na jego widok usiłowały przejść na drugą stronę ulicy. Widocznie tego nauczono ich w domu, nie zbliżać się do niebezpiecznie wyglądających ludzi. Pijak krzyknął coś za nimi. Ech, codzienność, szarzyzna. Nic wyjątkowego, pięknego, nadzwyczajnego raczej się nie zdarza w tym zapomnianym przez Boga szarym zakątku szarego świata. Podeszła do biurka i podniosła do ust filiżankę z aromatyczną kawą. Ręka jej zadrżała i porcelanowy talerzyk zabrzęczał cichutko. Ale ona już tego nie słyszała, jej myśli błądziły wokół pewnego nie tak odległego w czasie wydarzenia.

Ich spotkanie było zupełnie przypadkowe. To znaczy, znała go już wcześniej, ale raczej nie zwracała na niego uwagi. Ot, kolejny z grona jej znajomych. Co ciekawe, grono owo było prawie w stu procentach męskie. Od czasu do czasu próbowała zaprzyjaźnić się z jakąś rówieśniczka, ale nigdy nic z tego nie wychodziło. Dziewczyny lubiły paplać o kosmetykach, ciuchach, solarium, lubiły omawiać wygląd i życie gwiazd, a przede wszystkim - plotkować o znajomych i nieznajomych. Uszminkowane buzie im się nie zamykały, a co gorsza, nie wychodziło z nich nic sensownego. Nie, koleżanki stanowczo ją irytowały. Głupiutkie, puste stworzonka. Oczywiście nie każdy chłopak był lepszy od dziewcząt. Trafiały się przypadki zdolne wystękać tylko dwa zdania o samochodach, trzy o sporcie (latem - piłka nożna, w zimie - skoki narciarskie i Małysz) i na tym się wyczerpywał ich intelektualny potencjał. Natomiast znała wielu mężczyzn, z którymi można było interesująco i niezobowiązująco konwersować o kulturze, filozofii, Bogu… I On był właśnie jednym z nich. Od czasu do czasu natykała się na niego na jakiejś imprezie, czasem nawet zamieniali ze sobą kilka słów. I tyle.

Nie to, żeby uważała się za ideał. Wręcz odwrotnie. Czasami nie mogła sama ze sobą wytrzymać. Złośliwa, ironiczna, szydercza, prześmiewcza. Gdy się zagalopowała, a zdarzało się to całkiem często, nagle zauważała, że ludzie cichutko wycofują się i zostaje sama. Czasem działo się to w dosłownym, częściej w metaforycznym sensie. Dlatego trochę bała się ludzi. Bała się, że jej nie zrozumieją, że pochopnie ocenią ją jako zimną i nieprzystępną. Zresztą czasami czuła się zimna i nieprzystępna. Nie rozczulała się nad różowymi niemowlakami, nie wzruszał jej kulejący kundel w deszczu. Nie obchodziły ją wojny, ludzie głodujący w Afryce, powodzie i tsunami. Żyła w swoim wewnętrznym świecie i to, co było na zewnątrz nie bardzo ją interesowało. Taka już była. Uważała, że świat urządzony jest w określony sposób i trzeba to zaakceptować. Nie ma sensu się rzucać, ponieważ zło, głupota i nieszczęścia zawsze były i zawsze będą.

Na kolejnej imprezie, na której się przypadkiem spotkali (zresztą, co to znaczy przypadek i czym tak naprawdę różni się od tego przereklamowanego Przeznaczenia?) chłopak przekroczył granicę. Wziął ją za rękę, ot tak, po prostu. Obrzuciła go lodowatym spojrzeniem, wyrwała rękę i powiedziała coś dowcipno-ironicznego. Coś, co powinno sprawić, że chłopak ucieknie gdzie pieprz rośnie. Jednak on tylko spojrzał jej ciepło w oczy i zamruczał, że lubi takie inteligentne riposty. Zawsze, kiedy z nim rozmawiała prawie dochodziło do sprzeczki. Jego światopogląd różnił się krańcowo od jej. Chłopak wierzył w człowieka, humanizm, demokrację i wszystkie te modne bzdury. Twierdził, że nie da się z nią tak naprawdę rozmawiać, bo jest zamknięta na rozmówcę. Konwersuje, rzuca błyskotliwe uwagi, dowcipkuje, ale nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę myśli. Teraz też usiadł obok mniej i uporczywie patrzył w jej oczy tymi swoimi ciepłymi, życzliwymi oczami. Po chwili powiedział, że on naprawdę wierzy w człowieka i w tkwiący w nim potencjał. Jednak aby aktywować ten potencjał, potrzebna jest druga osoba. Ona w tej chwili właśnie zastanawiała się, czy aby nie za pochopnie odrzuciła jego bliskość, jego ciepły dotyk. Jednak nie mogła słuchać tych głupstw. Natychmiast wyjaśniła, że jej zdaniem jest dokładnie na odwrót, współczesny człowiek jest wypaloną wewnętrznie, pozbawioną uczuć maszyną i o żadnym potencjale mowy nie ma. Na to on zmrużył te swoje piękne oczy i zapytał ją, czy czasem płacze. Aż jej słów zabrakło z oburzenia. Co to za pytanie? A jakie to ma znaczenie, czy ona czasem sobie popłakuje? Odpowiedziała, że nie, bo niby czemu miałaby płakać. Nie płacze, nie wierzy w człowieka, nie wierzy w potencjał, a przede wszystkim i ponad wszystko, nie wierzy w uczucia. Człowiek jest tylko kruszyną zawieszoną w przestrzeni kosmicznej, kruszyną, od której nie zależy absolutnie nic. Wzięła głęboki oddech, bo miała jeszcze coś niezwykle ważnego do dodania, ale w tym momencie on ponownie dotknął jej dłoni. Cicho zapytał, czy chce się przekonać, jak ważny może być człowiek dla drugiego człowieka, szczególnie płci przeciwnej. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Poczuła się nagle jak mały Kaj z opowieści Andersena, Kaj, który nagle zrozumiał, że w jego sercu tkwi okruszek złego lustra, w którym wszystko wygląda wstrętnie i odrażająco. I nagle bardzo, bardzo zapragnęła, żeby ktoś wyjął jej z serca ten niedobry okruszek. I żeby tym kimś był właśnie On.

Pusta filiżanka po kawie leżała na biurku. Dziewczyna podeszła do okna i wyjrzała. Zobaczyła to samo, ale jakby co innego. Kobiety spieszyły się do domu ciesząc się, że przygotują mężowi i dzieciom smaczny obiad. Mężczyźni przez telefon zamawiali kwiaty dla swoich pań. Dzieci wesoło bawiły się przy trzepaku, a stary pijak na widok przestraszonych jego zarostem małych dziewczynek pomyślał, ze może jednak czas już przestać pić. Uśmiechnęła się do siebie. W tym momencie ktoś objął ja w pasie. Lekko obróciła głowę i musnęła ustami jego policzek. Już wiedziała, jak napisać to wypracowanie. Poruszającym wydarzeniem było dla niej spotkanie drugiego człowieka. Nie takie zwyczajne, obojętne, pospieszne, pozbawione sensu. Spotkanie głębokie, pełne uwagi i czułości. Usiadła przy biurku i włączyła komputer. Zaczęła pisać o tym, że czasem w sercu człowieka tkwi niedobry okruszek, który jest zrobiony jakby z lodu i może rozpłynąć się pod wpływem czyjegoś ciepłego spojrzenia. Gdy tak pisała, on nalał do filiżanki świeżej kawy. Bez słowa położył filizankę przed nią, nie chciał jej przeszkadzać.

Piszę to wszystko, bo chcę powiedzieć, że wierzę w człowieka. W każdym z nas tkwi potencjał, który może się uaktywnić pod wpływem drugiego człowieka. Mamy na oczach jakby klapki, których jednak możemy się pozbyć. I wtedy zobaczymy inny świat. Świat, w którym dużo jest piękna i dobra. Świat, w którym sporo jest zła i głupoty, ale tylko od nas zależy, czy zechcemy z nimi walczyć. Tak wiele możemy zrobić. Poruszające wydarzenie? To była ta chwila, gdy zdałam sobie sprawę, że jestem ślepa, że nie widzę nic i nie chcę widzieć. Zamknęłam się jak ślimak w swojej skorupie i nie obchodziło mnie nic, co było na zewnętrz. A potem nagle zdałam sobie sprawę, że tak nie można, że ja też jestem odpowiedzialna za ten świat. Chyba tyle chciałam powiedzieć. Nie bójmy się łez, uczuć. Otwórzmy się na drugiego człowieka.