- Apsik! - kichnęłam tak głośno, że kto śpiący u mych stóp obudził się gwałtownie i miauknął zawiedziony, że wyrwałam go z długiego snu.
Kot nie był jedynym słuchaczem tejże oznaki choroby, drzwi w tym momencie otworzyła moja mama.
- Czyżby ktoś tu był chory? - zapytała podejrzliwie i natychmiast przyłożyła rękę do mojego czoła.
- Nie, no skądże - powiedziałam krótko z trzy razy podciągając i tak zapchany nos.
- Yhm - skinęła tylko mama i palcem wskazała mi łóżko - chyba sobie dzisiaj poleżysz - rzuciła jeszcze z przekąsem wychodząc z pokoju.
- No to super - warknęłam tylko i szczelnie otuliłam się kołdrą.
Wiedziałam, ze nie ma co się z mamą sprzeczać na temat mojej domniemanej choroby, bo i tak postawi na swoim. Byłam zła, że zawsze musi mi się to przytrafiać w takich momentach! Przecież to dopiero początek roku szkolnego tyle się może zdarzyć! Obwiniając siebie, swój organizm i cały świat ułożyłam się wygodnie i pogrążyłam w lekturze książki "Przeklinam cię ciało". Niby tytuł pasował do obecnego stanu rzeczy, ale treść zupełnie nie.
***
Nawet nie zwróciłam uwagi na to kiedy zasnęłam. W każdym razie nie wiem co wybudziło mnie z dziwnych marzeń sennych, w których zamiast typowej łączki, kwiatków i zajączków znalazł się peron i narkomani.
- Pewnie wrażenia po książce - mruknęłam do siebie przecierając oczy.
- Alaaaaa! Obudziłaś się już?! - z dołu usłyszałam przeraźliwie głośne wołanie mojej mamy.
- Trudno się nie obudzić przy takim hałasie - burknęłam cicho słysząc jak moja rodzicielka z uporem grzebie w jakiejś szafie, po czym krzyknęłam do niej - tak mamo już nie śpię!
- Jesteś głodna? Jak się czujesz? - dalej darła się z dołu moja rozmówczyni zamiast oszczędzić głosu i po prostu pokonać przeszkodę w postaci piętnastu stopni i przedpokoju.
- Nie jestem głodna, jest mi znaczniej lepiej! - po raz kolejny nadwerężyłam sobie gardło i włączyłam komputer.
Oczywiście od razu włączyłam gadu - gadu w teraźniejszej erze komputerów, e-maili i rożnych innych elektronicznych dziwadeł nie wyobrażam sobie bez niego życia. Miałam nadzwyczajnego farta, bo na mojej liście kontaktów przy zapisie "Olciak" pojawiło się żółte słoneczko - była dostępna. Olę poznałam na rozpoczęciu roku szkolnego, czyli jakieś trzy tygodnie przed dniem dzisiejszym. Nie znałam jej, ale od razu przyciągnęła moją uwagę. Niska, niebieskie oczy i to uczesanie, które po podsumowaniu dawały wygląd istnego aniołka. Chyba nie trudno się dziwić, że od razu do niej zagadałam. Po tych trzech tygodniach stałyśmy się już bardzo dobrymi koleżankami i w tym momencie chciałam napisać do niej z zamiarem dowiedzenia się co takiego było w szkole. Dziewczyna jednak mnie ubiegła. Gdy tylko pojawiłam się na gg przyszła do mnie wiadomość "Słuchaj doszła do nas jakaś nowa!" Czytałam to zdanie chyba z dziesięć razy, uspokoiłam się dopiero po kilku minutach.
- Nowa, hmm - zastanowiłam się i w zamyśleniu zaczęłam bezsensownie wpatrywać w przestrzeń.
Napisałam coś do Olciaka, ale myślami byłam zupełnie gdzie indziej. Wiecie jakie wizje przychodziły mi do głowy? Na pewno nie, więc chyba wam je przybliżę:
1. Dziewczyna, która doszła jest brzydka, gruba, a jej twarz pokrywa milion wyprysków. Jest okropna, zaniedbana i się nie myje, dezodorantu też nie używa. W sumie ciężko zobaczyć w niej człowieka, bo bardziej przypomina owrzodziałego kosmitę. To była pierwsza i najgłupsza myśl. W dodatku bardzo niemiła i niekorzystna dla nowej uczennic zbeształam się za nią srogo i szybko odgoniłam.
2. Druga myśl była już znacznie bardziej przychylna dla tej nowej dziewczyny, która jak się dowiedziałam w międzyczasie miała na imię Kasia. Ładna, piękne oczy spojrzenia utkwione tylko w niej, po prostu bije świat na głowę. Może jest w niej odrobina próżności i głupoty. Pomyślałam jednak, że taki obraz jest zbyt wyidealizowany i bardziej przypomina pustą lalkę Barbie niż rzeczywistego człowieka.
3. Moją trzecią myśl zajęła brunetka, średnio wysoka i szczupła. Nie była już tak piękna jak w myśli numer dwa, ale przybyło jej za to znacznie inteligencji. W sumie to bardziej przypominała teraz stereotypowego kujona w okularach jak denka od musztardówek.
Z dziwnego rozmyślania wyrwał mnie ptak, który właśnie przeleciał gdzieś za oknem ożywiając mnie nieco.
- Chyba głupieje na starość - uśmiechnęłam się do siebie widząc dziewczyny z moje wyobraźni ustawione w równym rządku tak, aby można było je dokładnie porównać.
Gdzieś za nimi wiszą trzy tablice w wykresami na temat ich zachowania, charakteru, życiowych osiągnięć oraz myśli jakie najczęściej zajmują ich 14 - letnie głowy. Wymieniłam się moimi spostrzeżeniami z Olcią, pogadałyśmy o tej nowej jeszcze chwilkę i obie musiałyśmy uciekać z gadu - gadu. W końcu pierwsza gimnazjum to nie przelewki i trzeba się trochę uczyć, a przynajmniej mieć taki zamiar do momentu aż zobaczy się książkę od fizyki czy chemii. Tym razem jednak, zamiast siadać do nauki popędziłam na dół i zaczęłam dyskusję z moją mamą:
- Mamusiu moja kochana, ty wiesz jaka jesteś dobra i w ogóle, i w ogóle... - zaczęłam.
- Czego chcesz? - mama spojrzała na mnie dziwnym, wszystkowiedzącym wzrokiem.
- Mogę iść jutro do szkoły? - powiedziałam szybko i wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
Mama widocznie potraktowała me słowa jak żart, bo zaśmiała się tylko i klepiąc mnie w plecy wyszła z pokoju. W ten sposób spędziłam pięć dniu w domu, czyli do szkoły wróciłam dopiero w poniedziałek.
***
Gdy otworzyłam tylko białe, plastikowe drzwi naszego gimnazjum pobiegłam pod klasę. Z wielkim wyczekiwaniem obserwowałam każdą zbliżającą się osobę, a nadzieją zobaczenia nowej (w sumie tylko dla mnie) uczennicy. Wreszcie zobaczyłam ją idącą z inną koleżanka z mojej klasy - Nikolą. Chyba nie musze mówić jak bardzo odbiegała od moich głupich wyobrażeń. Wydawała się miksem wizji numer dwa i trzy - ładna i sądząc po średniej (5,7) bardzo inteligentna. Przysłowie, że nie ocenia się ludzi w ogóle ich nie znając okazało się trafne. Oczywiście początek znajomości łatwe nie były. Kasia była strasznie oblegiwana przez większość dziewczyn. Okazało się, że większość naszego, klasowego towarzystwa po prostu ją znała, co nie koniecznie oznaczało, że ona znała ich. W końcu, już nie pamiętam jak doszło do jakieś rozmowy. Potem jakiś wspólny wypad do City Pizza z innymi dziewczynami, pogaduchy przez telefon i tak doszło do przyjaźni (jak sądzę) na całe życie. Jak to będzie naprawdę przekonam się dopiero za jakiś czas, w końcu "Wszystko się może zdarzyć".