Jak to się dzieje, ze czasem w czasie lektury ziewamy, słyszymy wszystko co dzieje się wokół i odliczamy strony do końca, a czasem pozwalamy lekturze by nas pochłonęła, wtapiamy się w akcję tak głęboko, ze zapominamy o całym świecie? Akcja utworu nie musi być porywająca, zdarzenia nie muszą następować po sobie gwałtownie zaskakując nas trzema rewelacjami na każdej stronie. Wystarczy, że nastrój danej sceny zostanie odpowiednio skonstruowany, że odczujemy ja jakby była ona autentyczna,. Poczujemy się świadkami przedstawianych zdarzeń.

Mistrzem wywoływania emocji czytelników był Henryk Sienkiewicz, autor, którego powieści wzruszają, śmieszą, smucą i budzą całą gamę uczuć. Jedna za szczególne wzruszających scen, jest pogrzeb Małego Rycerza. Oczywiście, już samo wydarzenie przywołuje smutek, ale zabiegi pisarskie znacznie go potęgują. W ostatniej drodze panu Wołodyjowskiemu towarzyszą najbliżsi, czytelnik zaś może oglądać ich twarze z bliska. Widzimy ich wzruszenie, żal, podziw i oddanie, te emocje plastyczne odmalowane zaczynają się udzielać. Kolejne zdania zagęszczają nastrój, rozlega się głos bębna. Potem następuje kazanie. Wzruszająca mowa pogrzebowa, sławiąca cnoty, tego który odszedł na zawsze. Wtedy dostojna cisze rozrywa przeraźliwy krzyk Basi, wdowy po zmarłym. Tłum ogarnia nieopisany żal, coraz głośniej słychać szlochy, których nie sposób już powstrzymać. I czytelnikowi zakręci się tu łza w oku, i on zdążył pokochać Małego Rycerza, i jemu żal, ze się musi ze swym bohaterem rozstać.

Jak Sienkiewicz osiąga taki efekt kumulacji nastroju i zarażenia nim czytelnika. Rzecz jasna recepty na to nie ma. Talent pisarski jest rzeczą nieuchwytna i nie można zasad pisania arcydzieł ująć w kanon prawideł. Nie można tez wzruszyć nikogo, kto nie jest wrażliwy i podatny na dane treści. Mimo to możemy przyjrzeć się zabiegom, stosowanym przez pisarza. Mamy tu do czynienia z zawężaniem pola uwagi od szerokiego spektrum okolicy do miejsca określanego coraz precyzyjniej, także perspektywa historyczna stopniowo się zawęża od dawnych bohaterskich czynów pana Wołodyjowskiego do okrutnego tu i teraz.

Innym sposobem jest opis uczuć świadków zdarzenia, które udzielają się także czytelnikowi. Po wielu stronach powieści, odbiorca poczuł się już towarzyszem Pana Wołodyjowskiego, wraz z nim przeżywał jego przygody, teraz pozostaje sam, tak jak jego powieściowi druhowie ubolewa nad śmiercią wspaniałego człowieka.

Najdobitniej zaś sytuację ujmują słowa księdza, który przypomina chwalebne czyny i wielkie serce Małego Rycerza, który był Wielkim. Kaznodzieja nie oszczędza uczuć zebranych, potęguje jeszcze ich żal, wzywając Wołodyjowskiego, by porwał za szablę i bronił Rzeczypospolitej.

"Odszedłeś i nie wrócisz" - kończy ksiądz` dobitnie stwierdzając fakt. Napięte do granic wzruszenie znajduje upust w płaczu. Największe współczucie budzi los Basi, która straciła najwięcej, została sama. Szczęcie, jakie było jej udziałem, nie trwało długo i odeszło razem z ukochanym mężem.