Najdrożsi Rodzice!
Z pewnością jesteście zaskoczeni faktem, iż wysłałam do Was list, zamiast spróbować porozmawiać o całej tej sytuacji osobiście, lecz może właśnie tą drogą zdołam wyrazić wszystko, na co mogłabym się nie odważyć patrząc Wam prosto w oczy. Być może to łatwiejszy sposób, spokojniejszy, bez zbędnych emocji czy cisnących się do oczu łez.
Proszę, postarajcie się mnie zrozumieć oraz wybaczyć. Mam świadomość, że jest to dla Was bardzo ciężkie, lecz proszę, podejmijcie choć taką próbę.
Pamiętam, kiedy miałam sześć lat, pojechaliśmy razem nad jezioro. Wtedy byliśmy tak naprawdę wszyscy razem - wspólnie urządzaliśmy sobie piesze wędrówki, były wspólne zabawy w wodzie i kolacje przy blasku ogniska, rozświetlającego letnią noc. Byłam pewna, że będziecie obok mnie, kiedy zasnę i, że zobaczę Was rankiem, kiedy otworzę oczy. Spędziliśmy razem przecież wiele pięknych wakacji, lecz w moją pamięć wpisały się najgłębiej właśnie te, gdy wyjechaliśmy nad jezioro. Miałam wtedy poczucie wielkiego spokoju oraz bezpieczeństwa. Lata upływały, poznawałam dużo nowych znajomych, z którymi coraz częściej spędzałam wolne chwile. W którymś momencie dostrzegłam, że całkowicie straciłam z Wami kontakt. Nastąpiło to tak niespodziewanie i okazało się dla mnie olbrzymim szokiem. Wmawiałam sobie, iż to coś normalnego - dorastam, więc zaczynamy nadawać na całkiem innych falach. Nawet nie przypuszczałam, że taki może być tego koniec. Nie mogłam lub może nie chciałam Wam tego uświadomić albo choćby zmniejszyć tą pogłębiającą się między nami przepaść. Otoczenie, szkoła, bądź nowe znajomości, proponowały mi ciekawsze i bardziej zajmujące spędzanie wolnego czasu. Nie widziałam Waszych starań, pracy lub poświęcenia, wbijając sobie do głowy, iż tak właśnie powinno być. Ze swoich problemów także wolałam wyżalić się przyjaciołom, ponieważ to oni potrafili mnie zrozumieć i pomóc. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Nie sądziłam nawet, że tak prosto jest zmienić swoje poglądy, przekonania, uczucia czy charakter.
Siedzę teraz w ponurym pokoju, na zewnątrz taki sam, ogromny księżyc…. A ja nie słyszę już brata, który toczy jakąś bitwę w "sieci", nie słyszę już Was, chodzących po domu. Czuję, że coś odeszło. Nie wiem dokładnie co, lecz doskwiera mi tego brak. Świat wydaje się podły i okrutny. Czy tak jest faktycznie?
Nie mam pojęcia jak będzie wyglądało moje dalsze życie, lecz teraz wiem, iż to nie pieniądze, układy bądź znajomości się liczą. Wszyscy mają jakieś wady, niedoskonałości - ja również. Doświadczyłam tego na swojej własnej skórze. Teraz najbardziej na świecie pragnę się zmienić, zmienić wszystko, co było przedtem… Dlatego bardzo Was proszę, wybaczcie mi moje błędy i kochajcie, jak kiedyś…