Bohater "Latarnika", Skawiński, odkąd rozpoczął pracę na latarni morskiej, stał się prawdziwym odludkiem. Nie tęsknił już za nikim i niczym, a jego jedynymi towarzyszami były ptaki. To z nimi codziennie prowadził rozmowy. Przyjął postawę pełną rezygnacji. Żyjąc daleko od jakichkolwiek osad ludzkich, zapomniał już, jak to jest rozmawiać z drugim człowiekiem. Ale samotność nie dokuczała mu - po prostu przyzwyczaił się już do takiego życia i nie pragnął niczego zmieniać. Praca latarnika dała mu wytchnienie po kilku latach tułaczki na obcych terenach, uspokoił się, wyciszył - po prostu znalazł swoje miejsce.

Wszystko zmieniło się w ciągu jednego dnia. Jak zwykle Skawiński otrzymał paczkę z żywnością, ale poza nią znalazł jeszcze coś, co zaadresowane było tylko dla niego. Kiedy otworzył pakunek, zaskoczony zobaczył kilka polskich książek. Wtedy dotarło do niego, że to paczka z nowojorskiej Polonii, której wysłał jakiś czas temu pieniądze. Książki były prawdopodobnie formą podziękowania. Tytułem, który szczególnie przykuł jego wzrok był "Pan Tadeusz". Kiedy zobaczył tę książkę, przed oczami stanęła mu Ojczyzna. Zobaczył piękne pola, lasy i góry, zaczął powoli przypominać sobie to wszystko, co było już zamazane w jego pamięci. Odczuł uśpioną od dawna tęsknotę i zaczął czytać...

Skawiński czytając zaczął szlochać. W pewnym momencie szloch zmienił się w jeden żałosny ryk. Latarnik nie mógł się uspokoić - czuł się winny, że zaczął zapominać o Ojczyźnie - było mu wstyd i smutno, że powoli przestawał być Polakiem. Siedział na skale w pełnym słońcu i wspominał swoje rodzinne strony, znajomych, przyjaciół i rodzinę - wszystko dobre, co dała mu Ojczyzna. Pokrzepiony wspomnieniami zaczął czytać książkę. Zawierała w sobie wszystko to, co było teraz odległe, a kiedyś tak bardzo bliskie i drogie. Wspomnienia, płacz i lektura tak go zmogły, że nie wiedział nawet, kiedy zasnął na skale. Ze snu został wyrwany rankiem przez straż portową. Skawiński zorientował się, że pierwszy raz w życiu zaniedbał obowiązki, co oznaczało koniec pracy na latarni morskiej.

Po utracie pracy były latarnik wsiadł na pokład statku do Nowego Jorku. Widać było, że dużo przeszedł w ciągu kilku ostatnich dni. Nie był najmłodszy, a znowu trzeba było ruszać w świat. Tym razem jednak nie czuł swej samotności, miał bowiem towarzysza - swego "Pana Tadeusza".