Jurand ze Spychowa - bohater czy rozbójnik?

Już sam wygląd Juranda był groźny - dobrze zbudowany mężczyzna o bujnym płowym zaroście ,dziobatej twarzy i oku barwy żelaza. Tym bardziej jego natura mogła budzić strach. Jurand był bardzo odważnym rycerzem, świetnie potrafił władać bronią, a przy tym miał ogromną siłę. Nic dziwnego, że krzyżacy drżeli już na sam dźwięk jego imienia. Mieli ku temu powody. Jurand był zaciekłym wrogiem zakonu. Od kiedy Krzyżacy zamordowali brutalnie jego ukochana żonę, nie miał dla nich litości. Jednak zawsze walczył uczciwie. Kodeks rycerski był dla niego święty, jak każdy prawy rycerz, przestrzegał go bezwzględnie.

Groźny rycerz, postrach całego zakonu łagodniał zupełnie, gdy tylko pomyślał o swojej jedynej córeczce - Danusi. Ukochane dziecko było całym jego światem, a po śmierci żony, jedyną osoba, którą kochał bezgranicznie. Była mu droższa niż własne życie. Jej porwanie stanowiło potężny cios dla ojca. Ze względu na nią był w stanie zrobić wszystko. Cierpliwie wypełniał wszystkie żądania porywaczy, choć teraz nienawidził ich jeszcze bardziej. Mimo wszystko potrafił się przełamać. Gdyby musiał o nią walczyć na placu boju, byłby szczęśliwy, ale wymagano od niego by się ukorzył, znosił to jak długo potrafił, potem poniósł go gniew.

Jurand potrafił wiele wytrzymać, nawet okrutne tortury, jakim go poddano. Może potrafiłby żyć jako kaleka, choć dla niepokonanego dotąd rycerz, musiał to być cios szczególnie dotkliwy. Jednak, kiedy umarła mu Danuśka, życie zupełnie straciło sens.

Trudno nazwać Juranda rozbójnikiem. Zawsze postępował szlachetnie i uczciwie. Jedyne, co można mu zarzucić, to żądzę zemsty, jaka go ogarnęła po śmierci żony. Nie jest to szlachetne uczucie, ale biorąc pod uwagę okoliczności, można go zrozumieć. Zwłaszcza, że uwalnia swojego kata - Zygfryda de Lowe. Ten gest świadczy o jego charakterze, Jurand potrafił przebaczyć człowiekowi, który go okaleczył, ale nie umiał się pogodzić z krzywda, jaką wyrządzono jego bliskim.