Pewnego dnia zupełnie przypadkowo znalazłam się na Olimpie. Nie wiem, jak to się stało. To znaczy pamiętam, że podczas wieczornego spaceru z psem zapuściłam się w ciemną alejkę, a potem było tak, jakbym przeszła przez jakąś niewidoczną bramę i nagle...
Przede wszystkim rozbłysło światło, jakbym z ciemnego tunelu znalazła się nagle na jaskrawo oświetlonej promieniami słonecznymi łące. Rzeczywiście pod stopami miałam mięciutką szmaragdowozieloną trawę. Gdzież ja jestem - przemknęło mi przez myśl. Na szczęście mój pies Amigo stał obok mnie, co znacznie dodało mi odwagi. Nagle usłyszałam słodkie śpiewy i w orszaku dziewięciu pięknych kobiet wyłonił się zza skały... Mężczyzna był wysoki, szczupły, ciemnawe włosy miał starannie ułożone. Jego nieskazitelna cera dodawała tylko blasku szafirowoniebieskim oczom, w których można było utonąć spojrzeniem.
- Uważaj - powiedział miękkim głosem - patrzyć mi w oczy tak bezbronnie jest niebezpiecznie... Można w nich zobaczyć coś, co nie zawsze jest przyjemne...
No tak, myślałam, to przecież Apollo, bóg sztuki ale też wróżbitów. a te jego oczy widzą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ku swojemu zdumieniu stwierdziłam, że nie potrafię oderwać swoich oczu od oczu pięknego boga. to straszne - myślałam.
- Nic w tym strasznego, tym razem to ja przytrzymałem swoje spojrzenie. Chciałem się o tobie czegoś więcej dowiedzieć, ale coś mi przeszkadza. Więc spytam wprost: kim jesteś?
- Drogi Apollinie, jeśli w ogóle wolno mi się tak do ciebie zwracać, twój szósty zmysł niewiele ci o mnie powie, bo nie należę do waszego świata. Fakt, że wyglądamy, mówimy i zachowujemy się tak samo, ale mój świat należy do bardzo, bardzo odległej przyszłości. Ja żyję w XXI wieku!
- no to ostatecznie nie tak bardzo dalekie czasy?
- Ale czasów nowożytnych!!!
- A co to takiego?
Na i jak ja mam mu to wytłumaczyć? - pytałam samą siebie.
- Posłuchaj, według nas - ludzi z przyszłości - historie o was, greckich bogach, czyli mity powstały w zamierzchłej przeszłości i najpierw ludzie przekazywali je sobie ustnie. Z czasem zostały spisane, ale było to bardzo, bardzo dawno, wręcz mówimy o czasach legendarnych. Potem nastąpiło takie wydarzenie, jak narodziny nowego Boga, Jezusa Chrystusa, i od tego roku zaczęliśmy liczyć lata tak zwanej naszej ery. Te wcześniejsze nazwaliśmy czasami "przed naszą erą"...
Mówiłam, do niego i mówiłam, a w głębi duszy myślała: "Boże, to brzmi zupełnie jak historia science fiction!". Nasze czasy, ich czasy, ery, nowe porządki?
- Czy coś z tego rozumiesz? - zapytałam w końcu Apollina, który spoglądał na mnie zamyślony.
- Rozumiem znacznie więcej, kiedy wsłuchuje się w głos twojej duszy, widzę, że sama dobrze nie rozumiesz o czym mówisz, jesteś zagubiona i niepewna siebie. Nie przejmuj się tak bardzo erami, czasami, rzeczywistością. Czasem dobrze jest wsłuchać się w siebie. Pod tym względem znacznie mądrzejszy od ciebie jest twój kumpel, amigo. On działa instynktownie, ale ty nie potrafisz się poddać instynktowi i przeczuciom. A to źle. Wasi przodkowie byli mądrzejsi. Dobrze, dobrze, przecież cię nie namawiam, żebyś codziennie odwiedzała wróżbitów, ale... Odrobina magii co jakiś czas nie zaszkodzi...
- Chodźcie, moje panie, musimy jeszcze odwiedzić dostojną Afrodytę. Pomieszała mi trochę wczoraj szyki decyzją o ślubie pewnej nimfy z księciem tesalskim. Muszę to z nią przedyskutować. Żegnaj ziemianko z przyszłości i pamiętaj o moich wskazówkach. Udzieliłem ci ich z przyjaźni do wszystkich ziemian.
- Żegnaj piękny Apollinie - powiedziałam to z rozpędu i zaraz się zaczerwieniłam. - Kurcze - mruknęłam pod nosem - ależ ja mam niewyparzony język. Ale bóg się tylko uśmiechnął i zniknął w chmurach.
- No i co my teraz zrobimy, Amigo? - zapytałam moje psisko, które spojrzało na mnie swoimi wiernymi, mądrymi oczami.
- Nie będziecie musieli nic robić, ja się wszystkim zajmę, czcigodni przybysze! - krzyknął mi ktoś nagle za plecami.
To był Hermes, też przystojny ale najwyraźniej mniej egzaltowany niż olimpijski wróż i mag, Apollo. Był niedbale owinięty płaszczem ze srebrzystej tkaniny, sandały i kapelusz miały po dwa skrzydełka, wciąż zabawnie podrygiwał, podskakiwał i uśmiechał się promiennie.
- Witaj Hermesie!
- znamy się?
- No ja ciebie znam doskonale z lekcji w szkole, uczyłam się o twojej lasce, wokół której owinęły się dwa węże, my ją nazywamy kaduceusz, a jeden z naszych poetów, Stanisław Wyspiański...
- Co, co, co, co... - widziałam, jak oczy Hermesa robią się okrągłe ze zdziwienia. - Jaki kaduceusz, jaki poeta?! Kim ty jesteś?
- Jestem ziemianką, ale z przyszłości, tłumaczyłam to już Apollinowi. chciałabym wrócić do mojego świata i moich czasów, ale nie wiem jak to zrobić. Najwyraźniej macie jakieś połączenie z naszym światem, skoro wyszłam na spacer z psem, a dotarłam aż na starożytny Olimp, do siedziby bogów.
- Słuchaj no, ziemianko - powiedział na to Hermes - to była tajemnica, to przejście. Tylko ja mogłem się przez nie przedostawać. Nic nikomu nie mówiłem, nawet Zeus o tym nie wie, ale gdyby się dowiedział... Pójdźmy na układ - ja cię stąd wyprowadzę, a tym o wszystkim zapomnisz.
- Zaraz, chwileczkę, to ty odwiedzasz sobie nasz świat?!
- A co cię tak dziwi, jestem posłańcem bogów czy nie? Mam o wszystkim wiedzieć pierwszy, czy nie? Sam odkryłem to przejście czy nie? A to, że wlazłaś akurat w ten korytarz...
- W jaki korytarz, przecież ja sobie spokojnie szłam alejką...
- Ale to są tamie korytarze - miotał się Hermes, coraz bardziej przerażony - jak się w nie wejdzie, to czasem można wyjść w zupełnie nieoczekiwanym miejscu.
- Dobrze! - uspokój się, nie wiedziałam, że wy się tak denerwujecie. Przecież ja też chcę stąd wyjść. Po prostu ciekawa byłam, co robisz w moim świecie. Co ci się podoba, co nie?
- Wszystko jest super! Internet! pizza! coca cola! samoloty! samochody! Kiedyś byłbym zginął pod kołami jednego z nich, bo nie wiedziałem, rozumiesz, nie wiedziałem, że on jedzie tak błyskawicznie! - Hermes chyba naprawdę był zachwycony.
- Cóż, pochlebia mi to, że tak bardzo podoba ci się nasz świat. Ale wiesz, ma dużo niedoskonałości. Na przykład zniszczenie środowiska naturalnego, spaliny, wymieranie rzadki gatunków roślin i zwierząt, choroby cywilizacyjne, epidemie...
- Nie narzekaj, na wszystko jest lekarstwo, przecież prowadzicie już nad większością tych zagadnień zaawansowane badania.
- Skąd o tym wiesz?!
- Och, ja wiem wszystko. To co, idziemy?
- no i ruszyliśmy przed siebie, aby po kilkunastu minutach znaleźć się na powrót w ciemnym parku, nieopodal mojego domy. Amigo merdał ogonem z radości, a Hermes rzucił mi krótkie
- Pa, lecę do pizzerii, bo mam straszną ochotę na pizzę w podwójnym serem. Ambrozja nie może się z nią równać!
- Odwiedź mnie kiedyś!
- Zajrzę kiedyś!
I tyle go widziałam. Wróciłam do domu w dziwnym nastroju. To miłe, kiedy się przeżyje coś ciekawego i niecodziennego, ale czy ja przypadkiem nie miała zaniku pamięci, czy czegoś podobnego? Chyba się jutro wybiorę do lekarza. No, chyba że odwiedzi mnie Hermes...