Zła nie można ukryć

Dziesięć lat minęło odkąd służę w zamku Kirkora. Jestem godnym zaufania i dla tego mój pan mnie lubi i szanuje. To dobry człowiek. Dużo już widziałem w życiu. Tu na zamku dzieją się różne rzeczy. Ślub Kirkora zmienił trochę atmosferę tego miejsca. Mój pan jest taki szczęśliwy patrząc na swoją młodą, piękną małżonkę, Balladynę. I ona widać szczęśliwa. Biega, po zamku, przegląda wszystkie komnaty, przymierza stroje, koronę i ciągle się uśmiecha. Tak wyglądały dni po ślubie. Nagle coś się popsuło. Nawet nie miałem pojęcia, że wkrótce w zamku rozpocznie się takie piekło. Kirkor powiedział wszystkim, że musi wyjechać na kilka dni. Miał jakąś pilną sprawę do załatwienia. Ponieważ byłem jego ulubionym sługą, myślałem, że mnie zabierze ze sobą. Jednak kiedy pakowałem jego rzeczy powiedział mi, żebym został z jego żoną i jej wiernie służył. Mam zostać jej osobistym służącym. Wtedy miałem czas na przyjrzenie się nowej pani. Polubiłem ją. Wydawała mi się taka radosna i dobra. Potem nagle jej humor się popsuł. Pomyślałem, że to z tęsknoty za Kirkorem. Jakże byłem nią wtedy zauroczony i niestety, jak się potem okazało, zaślepiony. Pewnego dnia, zmęczony, poszedłem położyć się spać. Obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki. Wstałem, żeby sprawdzić co się stało. Wszedłem do salonu i zobaczyłem, że nie ma tam nikogo. Już miałem wyjść zobaczyć w innych pokojach czy wszystko w porządku, ale nagle usłyszałem znów dziwne jęki. Rozejrzałem się po salonie. Nie było nikogo. Wyraźnie słyszałem jakieś szepty. Przeszedłem salon i zobaczyłem uchylone drzwi do komnaty mojej pani. Podsłuchiwanie nigdy nie było moim zwyczajem, ale byłem tak zaniepokojony, że stanąłem pod drzwiami i słuchałem

- Więc mam już wszystko... wszystko, teraz trzeba używać... pańskich uczyć się uśmiechów, i być jak ludzie, którym spadło z nieba ogromne szczęście. Wszakże tylu ludzi większych się nad mój dopuścili grzechów i żyją. Rankiem głos sumienia nudzi, nad wieczorami dręczy i przeraża, a nocą ze snu okropnego budzi... O! gdyby nie to- mówiła Balladyna zmienionym głosem. Nie mogłem się połapać w jej słowach. Czego moja pani się boi, co ukrywa pod pięknym uśmiechem?

Wróciłem do siebie tłumacząc sobie, że Balladynę nęka jakiś zły sen.

Rano pani nie przybrała radosnego uśmiechu, jak zwykle. Powoli wpadała w jakiś dziwny nastrój. Obawiałem się, że wpada w obłęd. Coraz częściej słyszałem jej wrzaski i płacz. Nie wiedziałem jak jej pomóc. Podsłuchiwanie stało się teraz moim zwyczajem. To wszystko, żeby jej w czymś ulżyć. Żeby wiedzieć co mą Balladynę nęka.

- O wszystkim wie ten człowiek... stary... powie drzewom, drzewa będą rozmawiać o tym w głuche noce, aż straszna wieść urośnie - mówiła, a mi wydawało się to bełkotem. Odważyłem się kiedyś, w takim jej napadzie, zapukać do niej. Spytałem czy czego nie potrzebuję. Byłem zdziwiony, że zatrzymała mnie, mówiąc, że pragnie ze mną porozmawiać. Trochę się bałem. A nawet mówiąc szczerze, byłem przerażony. W komnacie Balladyna kazała mi usiąść. Zapytałem, czy mogę w czymś pomóc. Ona patrząc na mnie zupełnie spokojnie i dobrodusznie, odparła, że lubi moje towarzystwo i nie chce siedzieć sama. Zaraz jednak jej oczy stały się jakieś takie nieobecne i zaczęła krzyczeć, żebym jej wybaczył. Przerywała sama sobie powtarzając w kółko "maliny… maliny…śmierć!" Próbowałem wysłuchać jej, zapytałem, czy mam przysłać lekarza, ale ona krzyczała:

-Nie, nie! Boże! Dlaczego ja taka jestem?! Zła, zła!

Nic nie mogłem zrozumieć z jej bełkotu. Mówiła o ciągle o tych malinach i o tym, żeby ich nie zrywać, bo są żywą krwią. Wydawało mi się, że jestem u niej w komnacie chwilę, ale okazało się, że minęły godziny odkąd tam poszedłem. Zaczęły mną szarpać straszne myśli. Powoli układałem historię z malinami, ale ciągle nie mogłem uwierzyć. Przypomniałem sobie, że przecież Alina przegrała z Balladyną w zbieraniu malin. Wygrana miała zapewnić którejś z sióstr ślub z Kirkorem.

Zacząłem bacznie rozglądać się po komnatach. Zaczepiałem ludzi pracujących w zamku, żeby się czegoś dowiedzieć. Pierwszy był Henryk, tak jak ja od lat pracuje dla Kirkora:

- Nie zauważyłeś co się dzieje z panią? Ostatnio widzę ją tylko płaczącą

- Nie moja sprawa, ja jej nie służę. Poza tym jest dla mnie dziwna. Nie darzę jej zaufaniem

- Myślisz, że ma coś na sumieniu?

- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Dla mnie ona od początku zachowywała się podejrzanie- wzruszył ramionami i wrócił do swojej pracy

Złapałem potem zabieganą wiecznie pokojówkę, Annę i zacząłem ją wypytywać:

- Anno, czy wiesz może co dolega naszej pani? Zauważyłaś coś? Chcę jej pomóc, ale ona powoli traci zmysły

- Ja też się martwię. Ostatnio sprzątałam jej pokój i znalazłam pod łóżkiem chustkę, całą we krwi. Chciałam ją zabrać do prania, ale ona mi ją wyrwała z rąk

- Pytałaś ją potem o coś?

- Ja tylko tu sprzątam i nie mam prawa o nic pytać. Jednak przestraszyłam się tak bardzo, że zapytałam ją, czy wszystko w porządku

- A ona co? Mów Anno!

- Żebym wracała do pracy i nie wtrącała się. Wróciłam więc do obowiązków, bojąc się, że mnie wyrzuci. Coś niedobrego dzieje się tutaj.

Poszedłem do siebie. Zacząłem zastanawiać się dlaczego matka ani Alina, jej siostra, nie przychodzą do zamku. Tak mijały dni. Pani była coraz bledsza i chudsza. Traciłem wiarę, że coś jej pomoże. Pewnego dnia poszedłem do parku. Tam, gdzie zwykle, na ławce siedziała Balladyna. Wyglądała na wykończoną. Podszedłem do niej, a ona nagle osunęła się na ziemię. Zemdlała. Zabrałem ja do komnaty i czym prędzej wysłałem po lekarza. Lekarz zjawił się szybko, podał jej jakieś leki i poszedł. Balladyna zawołała mnie i powiedziała:

- Masz odnaleźć jak najszybciej Fon Kostryna- rozkazała mi. W rozpaczy mogłem sprowadzić nawet stu Fon Kostrzynów, byleby stan Balladyny się poprawił.

Pojawił się wkrótce, gdyż mieszkał w pobliżu. Wszedł do pokoju pani i był tam kilka godzin. Rozmawiali, a mi udało się tylko usłyszeć coś, co przyprawiło mnie o zawrót głowy. Coś, co podejrzewałem już od dłuższego czasu, ale nie mogłem w to uwierzyć:

- To ja to zrobiłam! Ja, ja. Zabiłam siostrę! Tylko dla władzy, korony, pałacu. Nie kocham Kirkora. Jestem zła, przeklęta na wieki.

Kostryn nagle otworzył drzwi i kazał mi przynieść wodę dla Balladyny. Przyniosłem i schowałem się w ciemnościach korytarza. Próbowałem jeszcze coś podsłuchać, ale nadaremnie. Już nie rozmawiali głośno. Uciekłem do ogrodu. Musiałem uspokoić się. Czułem się zupełnie bezradny. To wszystko jakiś zły sen! Co mam robić? Położyłem się spać, ale sen nie chciał przyjść. Podszedłem do okna i zobaczyłem piękny, okrągły księżyc. Nagle olśniło mnie. Musiałem wszystko poukładać sobie, ale miałem plan. Zostanie to wszystko moją tajemnicą.