Bitwa o Anglię była wojną zespołów, nie istniały pojedyncze jednostki. Wszystkie walki rozpoczynały się zespołowo, jednak po chwili szyki się rozsypywały, każdy pilot walczył z poszczególnym myśliwcem. Taka walka „pierś o pierś” dawała okazję do zostania asem powietrznym. Niewątpliwie myśliwcy Dywizjonu 303 to właśnie asy. Każdy pilot miał wybitne osiągnięcia, więc nie wiem dlaczego mówią i piszą że to ja, Witold Urbanowicz jestem najwybitniejszym z asów polskiego dywizjonu.

     Gdy we wrześniu 1939 roku wybuchła 2 wojna światowa, będąc instruktorem i wychowawcą  w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa w Dęblinie, dostałem rozkaz przedarcia się ze swym plutonem pięćdziesięciu podchorążych do Rumunii dla przeszkolenia ich tam na francuskich myśliwcach. Gdy 17 września Rosja wbiła nóż w plecy mojemu narodowi, pozostawiłem swych żołnierzy w bezpiecznym miejscu i wróciłem walczyć do Polski. Zostałem uwięziony przez oddział Armii Czerwonej, uciekłem wraz z dwoma podoficerami tego samego wieczora i po trzech dniach dołączyłem do swojego oddziału w Rumunii. Przez następne tygodnie uważaliśmy by nas nie złapano, aż w końcu udało nam się dotrzeć do Francji, gdzie polskim władzom oddałem prawie w komplecie oddział wspaniałych myśliwców.

     W styczniu 1940 roku wysłano mnie do Wielkiej Brytanii, gdzie w sierpniu, walcząc w angielskim dywizjonie RAF-u, zestrzeliłem pierwszy niemiecki samolot.  W tym dniu zgłosiłem się do lotu na ochotnika, leciałem trzynasty i ubezpieczałem swoich towarzyszy. Wróg był tuż przed nami, nad morzem, w pobliżu Portsmouth. Nagle zobaczyłem za sobą cztery Messerchmity,  3 z prawej strony, jeden z lewej. Powziąłem wtedy jedyną, najlepszą myśl. Ostro skręciłem i rzuciłem się przeciwko trzem Messerchmitom tak gwałtownie, że przeraziłem ich pilotów i rozbiłem całą trójkę. Zawróciłem i ruszyłem na czwartego, który nie przyjął walki i zaczął uciekać. Nastąpił szalony pościg. Wystraszyłem się gdy pilot Luftwaffe wleciał w grupę kilkudziesięciu kołujących Messerchmitów, a ja za nim. Jednak lecieliśmy tak szybko, ze nikt nas nie zauważył i znów byliśmy sami na niebie. Myśliwiec wykonywał najróżniejsze niepotrzebne zwody, beczki i uniki. Nie pomogło mu to, po chwili miałem go na celowniku, nacisnąłem spust i samolot wrogiego wojska spadł do morza.

     Niedługo potem dołączyłem do dywizjonu 303, a 5 września stanąłem na jego czele, zastępując ciężko poparzonego majora Krasnodębskiego. Wtedy właśnie mój dywizjon rozwijał swe skrzydła najszerzej. W tym czasie ja też odnosiłem liczne zwycięstwa, w ciągu trzech dni udało mi się strącić 9 niemieckich maszyn. Wiele osób porównywało mnie do aluminium, śmiałem się z tego, lecz cos musiało w tym być, bo razem z moim Hurrican’em tworzyliśmy jakby jeden organizm.

     Nie ulega wątpliwości, że byłem wyjątkowym lotnikiem, chociaż nie lubię tak o sobie myśleć. Uważam, że tacy jak Henneberg, Paszkiewicz, Zumbach, Ferić, Łokuciewski, Daszewski, Szaposznikow, Karubin, Frantisek byli równie wybitnymi asami przestworzy. -