"Hiobie chciałbym Cię tylko zapytać o jedno, lecz to pytanie mogłoby Cię zranić...." - o co chciałbyś zapytać cierpiącego człowieka? O co zapytałbyś Hioba, mimo że twoje pytanie mogłoby go urazić. Twoje refleksje na temat ludzi cierpiących i cierpienia
Historia biblijnego Hioba jest jedną z najsmutniejszych historii Biblii. Takie jest moje zdanie. Hiob był bogobojnym, pobożnym człowiekiem, który służył Bogu. Żył w dostatku, miał szczęśliwą rodzinę, sam cieszył się wielkim szacunkiem sąsiadów, bo dobrobyt, dostatek i szczęście świadczyły o tym, że Bóg go kocha i otacza opieką.
Pewnego dnia Bóg i Szatan założyli się o to, że Hiob odstąpi od wiary i przestanie kochać swojego stwórcę, kiedy ten wszystko mu odbierze. "Nie ma na całej ziemi drugiego, kto by tak był prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on"- powiedział Bóg do szatana i zgodził się doświadczyć Hioba. Nasz bohater stracił majątek, rodzinę, szacunek sąsiadów, którzy odsądzili go od czci i wiary, domyślając się jakichś straszliwych win, ciążących na człowieku, który został tak ciężko doświadczony przez Boga. I oto człowiek, który "zło złem i dobro dobrem nazywał", wielki czciciel Boga, sprawiedliwy, wierny, uczciwy, prawy, solidny stał się kimś pogardzanym, lekceważonym. Kiedy stracił majątek i dzieci, "Hiob wstał i rozdarł szaty swoje, i ogoliwszy głowę, upadłszy na ziemię, pokłonił się, I rzekł : <
Dla wszystkich ludzi, którzy znali historię Hioba, było oczywiste, że powinien zacząć złorzeczyć Stwórcy. Chyba, że jest winny, że popełnił jakieś niewybaczalne wykroczenie przeciw Niemu i teraz pokutuje. Hiob tymczasem ani Bogu nie złorzeczył, ani do winy nie chciał się przyznać. Dlatego nikt nie mógł go zrozumieć. Wciąż odwiedzali go trzej przyjaciele i wiedli z nim długie dysputy. Zależało im głównie na tym, by poznać przyczynę tak wielkiego cierpienia Hioba. Myślę, że każdy z nas chciałby to wiedzieć. Ale Hiob nie potrafi określić, czy zawinił, więcej - jest pewien swojej niewinności. W pewnej chwili prosi przyjaciół: "Pouczcie mnie, a zamilknę, wytłumaczcie mi w czym zbłądziłem! (...) Czy jest jaka nieprawość na moim języku? Czy moje podniebienie nie wyczuje tego co zdrożne?". Oni nakłaniają go do pokuty, a on nie wie, za co ma Boga przepraszać, za co ma pokutować. Nie poważy się Go obwinić za swoje nieszczęście. Wciąż przekonuje bliskich, że Bóg ma rację, że się opiekuje swoim stworzeniem, że z pewnością jest jakaś przyczyna jego cierpienia, ale nie jest nią żaden popełniony przez niego grzech. Hiob jest bezgranicznie posłuszny, choć nie rozumie, dlaczego został dotknięty takim bólem, dlaczego odebrano mu to, na co przecież sam zapracował, dlaczego stracił szacunek innych. Jest jednak ufny wobec Boga, wierzy, że nie zabije on swego stworzenia, wierzy w jego sprawiedliwość, dobroć, w jego miłość do świata.
Hiob się nie zawiódł. Bóg, widząc ogrom jego wiary, wynagrodził go. Sam zaś mógł być dumny ze swego stworzenia. Szatan zaś przekonał się, jak potężny może być człowiek, który kocha Boga.
Gdybym mogła zapytać o coś Hioba, myślę, że przede wszystkim zapytałabym go o to, skąd czerpał siłę i cierpliwość, by znieść tyle bólu. Najpierw stracił dostatek, potem ukochane dzieci, wreszcie sam zapadł na nieuleczalną chorobę. Czy to nie za wiele na jednego człowieka? Kto z nas poradziłby sobie z tym tak dobrze jak Hiob? W dodatku miał przy sobie ludzi, którzy zamiast go wspierać, osłabiali jego wiarę i pewność siebie, wmawiając mu, że jest grzesznikiem, obraził Boga i powinien pokutować.
Hiob głęboko wierzył, że Bóg go nie opuści, że wyratuje go z najgorszych tarapatów. Tą myślą się kierował dyskutując z przyjaciółmi, znosząc docinki żony, cierpiąc fizyczne i psychiczne męki. Chyba właśnie stąd brała się jego siła, pewność siebie, stałość, cierpliwość.
Dlaczego byłeś Hiobie tak pewien, że Bóg cię nie opuści? to byłoby moje następne pytanie. Skąd można wiedzieć, że tak będzie. Przecież tak naprawdę w trudnych chwilach jest nam czasem tak ciężko, że wcale nie myślimy o Bogu, tylko chcemy, żeby przestało boleć, żeby wszystko się zmieniło, żeby wróciły szczęśliwe czasy.
Cierpienie to jest ciągle coś, co mnie naprawdę przeraża. Nie chciałabym cierpieć. Wiem, że Księga Hioba uczy, że cierpienie jest naturalnym składnikiem ludzkiego życia, że wszyscy musimy cierpieć, że nie ma ono nic wspólnego z winą za grzechy. To wszystko jednak nie zmieni mojego zdania, które, jak mi się wydaje, podziela wielu ludzi - cierpienie jest strasznym, mrocznym, negatywnym doświadczeniem. Wobec ludzi cierpiących czujemy się niezręcznie, nie wiemy, o czym z nimi rozmawiać, jak ich wspierać, jak pocieszać. Bo jak można pocieszyć człowieka nieuleczalnie chorego? O czym mam z nim rozmawiać, skoro jego dni są policzone? Nigdy jednak nie odważyłabym się powiedzieć cierpiącemu człowiekowi, że jego męka nie ma sensu. Głęboko wierzę, że skoro Bóg dał nam cierpienie, to jest ono rzeczywiście potrzebne.
Wierzę, że istnieje jakiś plan życia ludzkiego, aby było ono pełne, musimy również zakosztować cierpienia. Czesław Miłosz w wierszu "Wiara" napisał, że prawdziwa wiara jest wtedy, kiedy "ktoś zrani nogę kamieniem/ i wie, że kamienie są po to/ aby nogi nam raniły". Ten wers oddaje celowość również bólu. On jest potrzebny, bo dzięki niemu możemy się rozkoszować zdrowiem, docenić wszystko dobre, co nas spotyka.
Całe to tłumaczenie jest wspaniałe, dopóki nie stykamy się z cierpieniem. Obrazy matek opłakujących dzieci, które zginęły na wojnie, matek, które cierpią, bo ich dzieci są nieuleczalnie chore, postaci cierpiących dzieci, bitych, maltretowanych w swoich rodzinnych domach, bite przez mężów kobiety, zdradzani przez swoje żony mężczyźni. To są wszystko obrazy cierpienia. Jak wytłumaczyć jego sens? Jak wytłumaczyć sens cierpienia kogoś, kto stracił bliską osobę? Ma się mu powiedzieć: "Bóg dał, Bóg wziął..."? Przecież to nieludzkie... Przynajmniej mnie tak się właśnie wydaje.
Ja osobiście zetknęłam się tylko z jedną osobą, która bardzo cierpiała. Było to chyba bardzo popularne wśród osób mniej więcej w moim wieku cierpienie z powodu zawodu miłosnego. Małgosia, bo tak jej na imię, bardzo płakała. Stała się apatyczna, niewiele mówiła. Wciąż patrzyła w okno, a kiedy zadzwonił telefon, pierwsza do niego podbiegała. Wszyscy jej bliscy bardzo się martwili. Zastanawiałam się, co czuje drugi człowiek, który doprowadził do takiego cierpienia. Małgosia nie mogła nic jeść, pewnego dnia powiedziała, że nie chce jej się wstać z łóżka. Po dwóch tygodniach takiego zachowania rodzice postanowili zamówić córce wizytę u psychologa. Tak się też stało. Terapia trwała całe pół roku. Małgosię bardzo trudno było przekonać, że jeszcze wszystko się zmieni, że znowu będzie umiała zobaczyć świat w jasnych barwach.
Po roku od tej całej nieprzyjemnej historii odważyłam się zapytać Małgosię, czy cierpienie ją zmieniło. Odpowiedziała, że tak. W jaki sposób? Przede wszystkim zrozumiała, że nikogo nie można zmusić do miłości. Nauczyła się szanować także swoje uczucia i samą siebie, bo był taki moment, że myślała, że jest do niczego, że nikt nigdy jej nie pokocha. Poznała swoją wartość. Stała się też pewniejsza siebie. Powiedziała mi jednak, że cierpienie z miłości spowodowało, że stała się nieufna w stosunku do ludzi i tak naprawdę nie jest pewna, czy jeszcze zdecyduje się, czy się odważy pokochać kogoś.
Taką rozmowę przeprowadziłam z osobą, która przeżyła cierpienie. Wiem, Hiob pewnie w ogóle by takiego cierpienia nie zauważył, a może właśnie tak? Bo jego mądrość pewnie podpowiedziałaby mu, że nie każdy człowiek w przyszłości będzie umiał zachowywać się tak dzielnie jak on. Jest to piękna biblijna postać, o niezwykle silnym charakterze, ale wzorować się na niej to chyba niemożliwe.