Starożytny Rzym pod względem systemu niewolniczego nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle pozostałym państw doby antyku, ponieważ cały antyk potęga państw tamtego okresu opiera się na wyzysku niewolniczej pracy ludzi pozbawionych wolności osobistej. Wielu z nas trudno zapewne wyobrazić sobie taką sytuację, ale była ona prawdziwa - niewolnicy, ludzie, których można było kupić, sprzedać i zrobić z nimi, co tylko właścicielowi się podobało, byli pozbawieni wszelkich praw. Co więcej, nikomu nie przyszło do głowy, żeby walczyć o prawa niewolników, ponieważ jako istota niższego rzędu, właściwie maszyna do wykonywanie poleceń pana i władcy była mniej człowiekiem, niż ukochane zwierzę właściciela. O niewolników dbano tylko i wyłącznie wtedy, gdy dzięki ich umiejętnościom można było uzyskać zysk. Poza tym nie istnieli jako ludzie, czyli ich pragnienia, sfera uczuć była kompletnie pozbawiona znaczenia. Były wówczas specjalne targi niewolników, na których można było oglądać, wyceniać i kupować bądź sprzedawać tych ludzi tak, jakby byli zwierzętami lub przedmiotami, dzięki którym wzrośnie nasz stan posiadania. Warto zaznaczyć, że nie wszyscy niewolnicy byli traktowani w ten sam sposób. Warto wiedzieć, że część z nich było używanych do najcięższych prac (ich życie było gorsze niż gdyby wcale nie żyli) - ci, którzy trafiali do kamieniołomów najprawdopodobniej co dzień modlili się o śmierć. Spali, jedli i pracowali zakuciu w łańcuchy. Nie mieli szans na ratunek ani na to, aby ktoś pomógł im wydostać się z tego piekła, ponieważ poza wyniszczeniem fizycznym znacznie bardziej groźne było to, co działo się w głowach ludzi traktowanych jak przedmioty. Ci spośród pozbawionych wolności osobistej i praw obywatelskich ludzi, którzy trafili do domów zamożnych Rzymian i tam wykonywali czynności związane z prowadzeniem domu, nauczaniem dzieci, przygotowywaniem posiłków czy pracą w ogrodzi - życie tych ludzi było zdecydowanie lepsze. Zdarzało się nawet, ze niewolnicy wchodzili w taką przyjaźń ze swoimi właścicielami, że była im ofiarowywana wolność (stawali się wówczas wyzwoleńcami).
Spośród najmłodszej grupy niewolników rekrutowano gladiatorów. Gladiator był wojownikiem, którego w ekstremalnych warunkach szkolono po to jedynie, aby na cyrkowej arenie zabijali innych młodych ludzi. Szkoły gladiatorskie interesowały się wyłącznie zdrowymi i dobrze zbudowanymi młodymi chłopcami i w zamian za szansę przeżycia (nikłą) wypuszczano na arenę, aby tam sprawiali wiele radości - okrutnej i prymitywnej - wszystkim gapiom, plebsowi który od cezara domagał się zawsze chleba i igrzysk. Los tych młodych ludzi był nie do pozazdroszczenia. Pojedynki, do których byli przygotowywani były jak odroczone wyroki śmierci. Wiadomo było, mieszkając ze sobą, pracując ze sobą i trenując trzeba było pamiętać o tym, że na arenie każdy z tych ludzi, nawet ci, którzy wykazują największe stopnie sympatii, rzucą się jak zwierzęta, wygłodniałe, dzikie i złe, żeby walczyć o życie. Ich stawka było zabicie przeciwnika, W innym przypadku to przeciwnik dobierze się im do skóry. Skutkiem takich posunięć było to, że to świetnie wyszkolone wojsko, zorganizowane według najlepszych wzorców, czasem nie wytrzymywało tych nieludzkich warunków i co pewien czas w związku z tym organizowali bunty czy nawet powstania zbrojne (była to broń obosieczna - w związku z ich umiejętnościami trzeba było liczyć się również z zagrożeniem, które powstawało gdy ludziom daje się broń do ręki i pokazuje się, jak mają jej używać). Jednym z najbardziej znanych i najbardziej wpływowych powstań w dziejach Cesarstwa Rzymskiego było Powstanie Spartakusa, Znają je właściwie wszyscy - nie tylko z lekcji historii. Spartakus stał się bohaterem wielu utworów literackich, obrazów a nawet filmów (pamiętna kreacja Kirka Douglasa). Nieugięta postawa, jaką reprezentował ten wódz zbuntowanych gladiatorów zaprocentowała w przyszłości pełnym podziwu stosunkiem do jego osoby. To największe i najsłynniejsze powstanie niewolników wyposażonych w najdoskonalszą w tamtych czasach broń wybuchło w 73 roku p.n.e. Zarzewiem rewolucji była słynna szkoła gladiatorów, której właścicielem był Lentulus Batiatus (Kapua). Spartakus pochodził z Tracji, czyli z terenów współczesnej Bułgarii. Można go uznać za barbarzyńcę, ponieważ nie miał nic wspólnego ze zlatynizowanym światem. W szkole gladiatorów Spartakus zajmował ważne miejsce - był nauczycielem, nie był już w zwykłym gladiatorem. Miał więc taką przewagę nad innymi, że mógł dokonywać pewnych manipulacji w obrębie swojej szkoły, mógł też tak szkolić swoich podopiecznych, aby wychować ich na godnych zaufania spiskowców. Spartakus wykazał się niezwykłą inteligencją oraz zmysłem wodzowskim - wiedział, że powstanie, jeśli ma być czymś więcej niż tylko samobójczym zamachem na grupę gladiatorów i rzesze ludzi niewolnych, którzy tak samo jak gladiatorzy mieli już dość traktowania ich jak gorszej klasy ludzi. Takim zapalnym momentem były zbliżające się igrzyska, na których - jak wiadomo powszechnie - miała się obficie polać ludzka krew. Igrzyska były zorganizowaną i masową imprezą, na której przez ponad miesiąc (od początku kwietnia do początku maja) miały zginąć - ku uciesze zgromadzonej gawiedzi - masy ludzi. Nie tylko gladiatorzy, ale i bezbronni ludzie, których dla zabawy rzucani dzikim zwierzętom na pożarcie mieli dać rzymskiemu plebsowi wiele radości, która byłą tak naprawdę gorszą w typie od tego, jak zachowują się najgorsze, najbardziej okrutne zwierzęta. Świat zwierząt charakteryzuje się bowiem tym, że nigdy nie stosuje się przemocy wtedy, gdy jest ona niepotrzebna. Trzeba przyznać zwierzętom, że zabijają, bo są głodne, nie są celowo okrutne, nie robią nikomu na złość, nie chcą, aby to, co robią innej istocie miało cel wyłącznie zniszczenie. Niestety, wśród spiskowców znalazł się zdrajca i pierwotny plan powstania nie wypalił tak, jak powinien. Jednak część ze spiskowców wydarła się z igrzysk. Był to nie lada wyczyn - Coloseum było otoczone przez strażników ścisłym kordonem. Miejscem, schronienia zbiegów był Wezuwiusz. Siłą rzeczy naturalne przeszkody pomagały zbiegom, którzy łatwiej radzili sobie z oblężeniem prawowitych żołnierzy Cesarstwa Rzymskiego. Okazało się szybko, że do Spartakusa i zbuntowanych gladiatorów zaczęli dołączać kolejni niezadowoleni z rzymskiej polityki wobec uciśnionych ludzie niewolni. Do Spartakusa dołączyli ci, których bezprawnie pozbawiono ziemi i wszelkiej wartości. Ci, którzy pozbawieni zostali ziemi oraz wszystkiego, co do tej pory posiadali, byli nazywani "wolnymi ludźmi z pól". Szacuje się, że nawet dziesięć tysięcy ludzi mogło znaleźć schronienie na szczycie góry Wezuwiusz. Taka masa była realnym zagrożeniem dla potęgi państwowej. Dodatkowym atutem, który dawał zgromadzonym wokół charyzmatycznego przywódcy Spartakusa, była ich desperacja. Czym innym bowiem jest powstanie wywołane przez ludzi, którzy jednak mają coś do stracenia, a czymś zupełnie innym jest akt rozpaczy - niewolnikom i gladiatorom po prostu gorzej, niż było, już być nie mogło. Nie mieli nic do stracenia, jeśli mieliby zginąć, zginęliby w pełni chwały. Czy może być lepsza propozycja dla kogoś, kto nie pragnie niczego na świecie bardziej, jak odrobiny wolności? Nie i dlatego - ku zdumieniu wodzów rzymskich, którzy byli przyzwyczajeni do pasma zwycięstw, powstanie nie dawało się zniszczyć, zdusić, zdławić. Zadziwili się Rzymianie tym, że nie dało się pozbyć tego kłopotu tak szybko jak można by się tego spodziewać. Powstanie nie dawało się zdusić. To największy, najbardziej zdumiewający fenomen tamtych czasów.
Odziały Spartakusa pokonały lokalnych rzymskich żołnierzy, którzy w okolicach roku 73 p.n.e. zdecydowali się zaatakować buntowników. Dowództwo nad armią rzymską objął propretor Klaudiusz Glaber. Najstarszym rozwiązaniem tego typu sytuacji było odgrodzenie buntowników od źródeł jedzenia i picia. Głód i pragnienie są najwierniejszymi sprzymierzeńcami oblegających i najgorszymi wrogami obleganych. Na szczyt Wezuwiusza można było dostać się tylko jedną drogą. Klaudiusz postanowił więc odciąć jedyną drogę prowadzącą do buntowników, dzięki czemu żywność i woda bardzo szybko topniały i pojawił się w ich miejsce kłopot z aprowizacją. Na szczęście wśród sojuszników Spartakusa znalazł się młody człowiek, którego spryt, inteligencja i szeroko rozumiany zmysł techniczny pozwoliły umknąć tej pułapki. Grecja jest krajem, w którym jedną z najbardziej powszechnie występujących roślin jest winorośl. Winorośl ma jedną, bardzo charakterystyczną cechę - jest giętka i bardzo wytrzymała, pnie się wysoko i można je wykorzystać w niestandardowy sposób. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że można z takich roślin zbudować drabinę, za pomocą której można wydostać się z tej naturalnej pułapki. Rzymscy legioniści byli zaskoczeni do tego stopnia, że pozwolili wymknąć się buntownikom. Ten fortel przeszedł do historii. Plubiusz Waryniusz i Toraniusz przegrali z armią buntowników. Cała Kampania została przemierzona przez wojska Spartakusa. To wyżyny górskie w tym rejonie stały się miejscem, w którym znalazł schronienie Spartakus ze swoimi zwolennikami (a właściwie ze zwolennikami zniesienia niewolnictwa w Cesarstwie). Te naturalne przeszkody, jakimi są wzniesienia wyżynne, dawały szansę na to, że ataki rzymskich żołnierzy nie będą zbyt częste. Tak rzeczywiście się stało - było to w miarę bezpieczne dla buntowników miejsce. W miarę upływu czasu okazywało się, że kłopoty z aprowizacją tak wielkiej masy ludzi. Wszyscy wojownicy, bez wyjątku, musieli coś jeść. Nic dziwnego, że buntownicy zaczęli zachowywać się trochę jak łobuzy i barbarzyńcy. Zaczęły się grabieże, bo inaczej stać się nie mogło. Co więcej w samym obozie powstańców zaczęły się niesnaski - wodzowie poszczególnych frakcji mieli różne pomysły na to, jak ma wyglądać przyszłość tych, którzy postanowili założyć własne państwo. Rozłam był bliski, ponieważ część z powstańców chciała koniecznie osiedlić na terenach Italii, a część chciała uciec jak najdalej z tego państwa po to, żeby w pełni bezpieczeństwa i w spokoju zabrać się za budowanie lepszej przyszłości. Takie kłopoty były nieuniknione między innymi dlatego, że wśród powstańców byli przedstawiciele różnych narodowości - między innymi Celtów i Germanów. Dowódcą Celtów był Enomas a wodzem Germanów był Kriokos. Ci dwaj wodzowie za wszelką cenę chcieli pokazać Rzymowi, że jest do podbicia. Spartakus nie myślał w kategoriach zemsty czy szerzej lub bardziej wąsko rozumianego rewanżu, ale zależało mu przede wszystkim na tym, aby wszystkich ludzi, których udało mi się pociągnąć do buntu, wyzwolić a nie popychać w kolejne walki (nie ulegało bowiem wątpliwości, że Rzymianie nie pozwolą, aby na terenie ich państwa powstało państwo nowe składające się na dodatek z byłych niewolników i ludzi, którzy kiedyś byli im podlegli, a teraz usiłują za wszelką cenę udowodnić, że są górą). Spartakusowi nie udało się przekonać niepokornych wodzów, którzy samopas ruszyli na Rzym. Koniec był taki, że świetnie zorganizowane wojsko rzymskie (Konsulowie) rozbiło w puch secesjonistów.
Alpy stały się kolejnym celem powstańców. Kiedy okazało się, że nie ma najmniejszej szansy na powodzenie plan osiedlenia się na terenach Italii. Kiedy już dotarli do stóp gór, znowu napotkali przeszkody. W tym przypadku nie chodziło już o to, że część z powstańców zrezygnowała z dalszej wędrówki, ale dlatego, że rzeka Pad wylała i zagrodził drogę ucieczki. Żaden z powstańców nie miał szans na to, żeby przedostać się na drugą stronę rozlewiska. Nie mieli żadnych łodzi, nie mieli żadnych szans na to, żeby bez strat przejść przez Alpy. Zawrócili. Tym razem postanowiono ruszyć na południe - tym razem celem wyprawy była Sycylia. To nie był zwykły marsz. Rzymianie obawiali się, że zachowają się jak prawdziwi barbarzyńcy i będą ciąć wszystkich i wszystko w pień. Panika Rzymian była porównywalna z tą paniką, jaką wywołał Hannibal, który mało nie przejął w swoje ręce Imperium.
Spartakus stworzył tymczasową stolicę powstańczą i główną bazę aprowizacji wojska (trzeba pamiętać, że przecież ta masa ludzi musiała jeść, spać i ubierać się) w Thurii, mieście na południu Italii. Wiadomo, że nie da się pokonać morza wpław, dlatego potrzebne - konieczne wręcz - stały się łodzie - jedyny środek transportu, który pozwalał na ogarnięcie tego żywiołu, jakim jest słona woda oblewająca italijski but. Wiadomo było też, że nikt, kto nie chce wejść w konflikt z prawem nie zabierze powstańców na swój pokład, dlatego też Spartakus postanowił poszukać pomocy tam, gdzie nikt, kto nie jest wyjęty spod prawa pomocy by nie poszukał. Któż może pomóc rebeliantowi bardziej, lepiej, niż inny rebeliant? Takim rzezimieszkiem, któremu nie zależało na splendorze przynależnym zwykłemu obywatelowi był korsarz. Dowódca piratów, Milon, zgodził się przeprawić gladiatorów na Sycylię (za opłatą i to wcale nie drobną). Niestety, Milon okazał się zdrajcą i nie dość, że w ostatniej chwili zwiększyli opłatę za przewóz, to na dodatek porwali posłów gladiatorów i tylko cudem udało się im wrócić do towarzyszy.
Kiedy zawiodły wszelkie sposoby ucieczki z kontynentu sytuacja zaczęła wyglądać coraz gorzej - czas był na początku sprzymierzeńcem buntowników - element zaskoczenia też robił swoje, ale z czasem, gdy Rzymianie się otrząsnęli z zaskoczenia, sytuacja zaczęła być naprawdę groźna. Skonsolidowano wojska dla przeciwwagi, już nie tylko konsulowie, ale i Marek Krassus zrobili wszystko, aby zatamować falę powstania. Koniec bohaterskiego zrywu był coraz bliżej. W chwili, gdy nadzieja na to, że uda się wydostać z Półwyspu Apenińskiego zawiodła, wtedy Spartakus zdecydował się na to, na co zdecydować się musiał - wcześniej czy później, czyli na to, aby ruszyć do ataku na zmasowane siły rzymskie. Marzec 71 p.n.e. był momentem przełomowym. Apulia bliska Brundizji stałą się sceną dramatu. Marek Krassus wreszcie miał okazję zetrzeć się z wojskami buntowników. Tym razem musiało okazać się, że to karna i regularna armia rzymska musi odnieść sukces, bo zwyczajnie nie ma innego wyjścia. Ale ta bitwa przeszła do historii, ponieważ niewolnicy wykazali się takim męstwem, odwagą i bohaterstwem, jakiego nie spotyka się zbyt często. niewolnicy umierali tak, jak przystało na prawdziwie wolnych ludzi - najprawdopodobniej również dlatego, że żaden z nich nie chciał dostać się do niewoli bo wiedział, że tylko teraz, dopóki walczy, może czuć się wolnym. Śmierć w walce to był największa łaska, jakiej mogli dostąpić ci wojownicy. Spartakus zginął w bitwie. Ci, którzy nie mieli takiego szczęścia, zostali pochwyceni. Rzymianie zrobili z nimi to, co można uznać za przejaw najwyższego barbarzyństwa. Wszyscy buntownicy, bez wyjątku, zostali ukrzyżowani (dziś symbolika krzyża jest zupełnie inna, jednak w czasach rzymskich ukrzyżować kogoś to znaczyło upokorzyć go najmocniej, jak się tylko da. Krzyż był synonimem hańby). Sześć tysięcy ludzi na krzyżach umierało wzdłuż drogi z Kapui do Rzymu. Z punktu widzenia Rzymu skazano tym samym tych ludzi na wieczne potępienie, bowiem, jeśli ktoś chciał, żeby po śmierci trafił do królestwa umarłych i zaznał spokoju, musiał umierać na ziemi - śmierć na krzyżu odbierała tę szansę. Było to największe okrucieństwo, na jakie mogli zdobyć się wówczas zwycięzcy. Rok później jeszcze działały niedobitki armii Spartakusa, ale wszystkie one były systematycznie wybijane, co do nogi.
Co prawda Spartakus nie był w stanie doprowadzić do zwycięstwa, ale pokazał to, co ważniejsze od samego zwycięstwa: pokazał, że wola walki i umiłowanie wolności, godność osobista są najważniejsze w życiu. Godna śmierć jest ważniejsza od niegodnego życia,. Warto o tym wszystkim pamiętać, dziś, kiedy wybieramy to, co zwyczajnie bardziej wygodne.