Stany Zjednoczone w latach trzydziestych XX wieku powoli wychodziły z wielkiego kryzysu gospodarczego i wojna w Europie z ich perspektywy wydawała się odległa. Wielu Amerykanów nie chciało ingerować w sprawy Europy, trzymając się tradycyjnej polityki izolacjonizmu. Przeciwnikiem takiej polityki był prezydent Roosevelt, ale i on postępował ostrożnie i mimo udzielenia pomocy finansowej Wielkiej Brytanii, nie zdecydował się na wypowiedzenie wojny Niemcom. Sytuacja zmieniła się dopiero w grudniu 1941 roku, kiedy to Japończycy bez ostrzeżenia zaatakowali amerykański port w Pearl Harbor.

Był to szok dla amerykańskiego społeczeństwa i dowódców floty. W ciągu dwóch godzin został zatopiony lub poważnie zniszczony cały zespół najcięższych okrętów bojowych Stanów Zjednoczonych. Na całe szczęście dla USA trzy lotniskowce, pancernik i część krążowników znajdowały się poza bazą i uniknęły pogromu. Jednak dwa najnowocześniejsze pancerniki "Oklahoma" i "Arizona" zostały zniszczone. Trzy inne odniosły takie uszkodzenia, że na długi czas musiały wyjść z walki i trafić do stoczni remontowych. Stany Zjednoczone nie miały więc wyboru i przystąpiły do konfliktu, tym bardziej że wojnę wypowiedziały im także Niemcy.

Głównym obszarem działań wojennych Amerykanów stał się Pacyfik. Na nim jednak niepodzielnie panowali Japończycy, którzy szli od sukcesu do sukcesu. Amerykanom nie pomagała pomoc Anglii. W pierwszym okresie walk alianci najwyraźniej byli prześladowani przez pecha. Japońska flota bombardowała nawet porty Indii, zatapiała statki handlowe, na których płynęły niezbędne surowce i utrudniała komunikację morską. Poza tym zdobywała kolejne ważne punkty, przejmując kontrolę nad coraz większym terenem. Amerykanie musieli rozbudować swoje siły na tym obszarze, dlatego początkowo ich taktyka opierała się tylko i wyłącznie na defensywie.

Pierwszymi ich akcjami ofensywnymi były ataki na japońskie lotniska i siły desantowe na wyspach Marshalla i Gilberta. Zbombardowanie Tokio dało Japończykom do myślenia, miało duże znaczenie propagandowe. Pokazało, że ich wyspy nie są nieosiągalne i że Amerykanie, choć obecnie są w defensywie, stanowią dla nich duże zagrożenie. Nie zmieniło to jednak faktu, że w pierwszej połowie 1942 roku Japończycy kontynuowali swój plan zajmowania kolejnych portów na Pacyfiku. 23 stycznia 1942 roku zajęli ważną bazę Rabaul na Nowej Brytanii. Teraz głównym celem stała się Australia. Japończycy wyszli z założenia, że to właśnie z Australii Amerykanie będą chcieli rozpocząć kontrofensywę. Bombowce japońskie uderzyły nawet na Darwin, najdalej wysunięty na północ port australijski.

Sytuacja jednak zmieniała się. Tuż po zbombardowaniu Pearl Harbor Japończycy mieli dwukrotną przewagę ilościową w samolotach na Dalekim Wschodzie. Poza tym były one zdecydowanie lepsze, nowocześniejsze niż maszyny Brytyjczyków i Amerykanów. Jednak szybko te proporcje zaczęły zmieniać się na korzyść aliantów. Podobnie wyglądała sprawa z tonażem ciężkich okrętów bojowych.

Na przełomie kwietnia i maja 1942 roku Japończycy nie mieli jednak zamiaru rezygnować z podjęcia próby odcięcia Australii. W tym celu wyruszyli dwoma wielkimi konwojami morskimi w kierunku Port Moresby, który leży naprzeciw australijskiego półwyspu York, i wysepce Tulagi w Archipelagu Salomona. Amerykanie złamali szyfr wroga i wiedzieli jakie mam plany. W związku z tym mogli zareagować wystawieniem odpowiednio dużej floty.

W jej skład weszły dwa lotniskowce, sześć krążowników ciężkich i dwa lekkie oraz dziewięć niszczycieli. Dowodził nią kontradmirał Frank Fletcher płynący na "Yorktown". Do wielkiej bitwy morskiej doszło na Morzu Koralowym pomiędzy Nową Gwineą i Archipelagiem Salomona.

Zespół operacyjny admirała Shigeyoshi Inouye, który był dowódcą Czwartej Floty składał się z: grupy inwazyjnej na Port Moresby (jedenaście transportowców wojska eskortowanych przez niszczyciele i lekki krążownik), grupy inwazyjnej na Tulagi, grupy wsparcia mającej założyć bazę wodnosamolotów na Luizjadach, a także sił osłonowych w postaci lekkiego lotniskowca "Shoho", czterech ciężkich krążowników i niszczyciela oraz zespołu uderzeniowego (dwa duże lotniskowce "Shokaku" i "Zuikaku", dwa ciężkie krążowniki i sześć niszczycieli). Do tego dochodziło jeszcze 6 okrętów podwodnych.

Japończycy bez problemu zajęli Tulagi, jednak szybko zostali zaatakowany tam przez Amerykanów. Zatopili oni wprawdzie jedynie kilka mniejszych jednostek, ale stanowiło to poważne ostrzeżenie. Japończycy wyruszyli szukać amerykańskich lotniskowców, ale nie było to łatwe na tak dużym obszarze. Podobny problem mieli zresztą Amerykanie.

Japończycy odnaleźli przeciwnika, ale okazało się, że nie były to główne siły Amerykanów, a jedynie tankowiec zaopatrujący flotę i jeden niszczyciel. W takich warunkach atak nie mógł nie okazać się skuteczny. Lotnictwo zatopiło wielki zbiornikowiec, co było bardzo dotkliwą stratą dla przeciwnika. Japońskiemu lotnictwu nie udało się jednak natrafić na główne siły kontradmirała Fletchera, co mogłoby zakończyć się całkowitą klęską Amerykanów.

Amerykanie odnieśli pewien sukces wieczorem 7 maja. Japońskie samoloty zostały wysłane, aby znalazły flotę wroga, tymczasem w trudnych warunkach pogodowych pomyliły ją z własnymi lotniskowcami. Podczas próby lądowania, zostały ostrzelane przez amerykańskie myśliwce. Wykorzystując efekt zaskoczenia Amerykanie zestrzelili dziewięć maszyn wroga, a kolejnych trzynaście rozbiło się uderzając o własne lotniskowce podczas nocnego lądowania.

Do prawdziwej bitwy doszło następnego dnia - 8 maja 1942 roku. Początkowo sytuacja była bardzo trudna dla Amerykanów, ponieważ nie mogli namierzyć wrogów, a ci wpadli na ich trop. Amerykanie mogli nieco odetchnąć dopiero, gdy załoga jednego z samolotów zameldowała odnalezienie dwóch lotniskowców i czterech ciężkich krążowników wroga. Były to główne siły Japończyków.

Najpierw w ich kierunku wystartowały samoloty z "Lexingtona", a później bombowce nurkujące, samoloty torpedowe i myśliwce z "Yorktowna". Ale także japońskie maszyny były w powietrzu i zbliżały się do floty Fletchera. Amerykanie dysponowali lepszą artylerią przeciwlotniczą niż Japończycy, ale mimo tego bombowce japońskie wywołały sporo szkód w amerykańskiej flocie. Atak mocno naruszył lotniskowiec "Lexington". Nie był na tyle zwrotny, aby móc uniknąć trafienia torpedami. Dwie z nich uderzyły w cel, a kilka bomb dopełniło reszty. W efekcie poszedł on na dno, dobity jeszcze torpedami amerykańskiego niszczyciela USS "Phelps". Zatonął wraz z 220-osobową załogą oraz 36 samolotami. Drugi lotniskowiec "Yorktown" także ucierpiał, ale zdecydowanie mniej i już za miesiąc wziął udział w bitwie o Midway. Duży wpływ miał na to ogromny wysiłek, jaki włożyli stoczniowcy w jego błyskawiczny remont.

Tymczasem pomiędzy godziną 11 a 12 amerykańskie samoloty doleciały do floty japońskiej. Lotniskowiec "Zuikaku" zdołał ukryć się w chmurach, co przeszkodziło amerykańskim pilotom jego dokładne namierzenie i zniszczenie. Poważnie został uszkodzony za to "Shokaku". Na jego pokład spadły bomby, w wyniku czego stracił możliwość prowadzenia działań lotniczych. Zniszczony został także lekki lotniskowiec "Shoho".

Japończycy zdecydowali się na ponowne uderzenie wieczorem. Najlepsze załogi wystartowały, aby znaleźć i zniszczyć kolejne okręty amerykańskie, jednak nie trafiły na nie. Co więcej, natknęły się na myśliwce wroga, które strąciły kilka japońskich maszyn. Japończycy doszli do wniosku, ze straty w samolotach były za duże, aby móc dalej bronić się w sytuacji, gdyby zostali zaatakowani przez amerykańskie samoloty startujące z baz lądowych. Dlatego wycofali się. Postąpili trochę asekurancko, co zresztą szybko zostało uznane za błąd. Ich flota 9 maja powróciła na Morze Koralowe, aby odnaleźć wroga, ale nie udało się. Podobnie zachowali się Amerykanie, ale i oni musieli odłożyć plany kolejnego starcia, ponieważ nie natrafili na ślad wroga. W efekcie 10 maja obie floty porzuciły plany poszukiwania wroga.

Straty po obu stronach było w miarę równe, może nieco dotkliwsze ponieśli Amerykanie. Zatonął duży lotniskowiec "Lexington" i duży zbiornikowiec, a także niszczyciel "Sims". Japończycy stracili lekki lotniskowiec "Shoho" i trzy niszczyciele, ale z drugiej strony lotniskowce "Shokaku" i "Zuikaku" wyłączone zostały z walki na dłuższy okres.

Były to duże straty, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że już za miesiąc doszło do kolejnej wielkiej bitwy morskiej o Midway. W niej Japończycy nie byli już w stanie pokonać Amerykanów i stała się ona punktem zwrotnym w wojnie na Pacyfiku. Kto wie, w jaki sposób skończyłaby się, gdyby nie to, że u wybrzeży Midway zabrakło nie tylko lotniskowców "Shokaku" i "Zuikaku", które po bitwie na Morzu Koralowym nie były zdolne do dalszej walki w tak krótkim odstępie czasu, ale także kilkudziesięciu samolotów i pilotów, którzy także spoczęli na jego dnie.

Japończycy przystępowali do bitwy o Midway pełni wiary w zwycięstwo, ponieważ sądzili, że na Morzu Koralowym zatopili dwa lotniskowce amerykańskie. Oznaczało to, że w kolejnym starciu będą mieli zdecydowaną przewagę w lotniskowcach. Tymczasem "Yorktown" uniknął większych ciosów i po naprawie mógł wziąć udział w bitwie o Midway. W Tokio nikt nie sądził, że bitwa na Morzu Koralowym tak naprawdę stanowi kres japońskiej inicjatywy na Pacyfiku. Ta pewność siebie okazała się czymś, co zgubi Japończyków.

Ale nie tylko to było sukcesem Amerykanów w bitwie na Morzu Koralowym. Przede wszystkim Japończycy po serii zwycięstw na Pacyfiku w końcu zostali zatrzymani. Nie mogli kontynuować ataku na Port Moresby, a co za tym idzie japońskie niebezpieczeństwo odsunięte zostało od Australii. Wprawdzie Japończycy w lipcu spróbowali zdobyć Port Moresby od strony, ale zostali pokonani przez połączone wojska amerykańskie i australijskie.

Warto dodać, że bitwa na Morzu Koralowym była pierwszą w dziejach morską bitwą, w której nie doszło do bezpośredniej walki okrętów bojowych. Nie miały one ze sobą kontaktu, a ciosy zadawane były wrogowi jedynie poprzez uderzenia flotylli samolotów. Startowały one z pokładów lotniskowców. Takie właśnie okręty zaczęły mieć decydujące znaczenie dla walki na morzach.

Wielkie pancerniki przestały odgrywać decydującą rolę, a rosło znaczenie lotnictwa. Było to spowodowane tym, że lotniskowce z ich samolotami miały nieporównywalnie większy zakres działania niż działa pancerników. Miało to ogromne znaczenie na Pacyfiku, gdzie odległości są olbrzymie. Możliwość użycia samolotów i zaskoczenia wroga miała decydujące znaczenie. Właśnie ono ustaliło prymat lotniskowców jako głównej siły uderzeniowej we flocie.